Dodawanie komentarza

Do tematu: Powstanie Warszawskie

Komentarze do artykułu: Rowery nienawiści - banderowcy w Polsce

POKAŻ WSZYSTKIE WĄTKI

Powstanie Warszawskie

~W.Polska

2009-08-17 17:12:02


   Powstanie Warszawskie
   Armia Sowiecka doszła nad Wisłę i pod Warszawę. 29 lipca na peryferiach Pragi, na prawym brzegu Wisły, widziano czołgi sowieckie. We wtorek 1 sierpnia 1944 o 5 po południu wybuchło Powstanie Warszawskie. Armia sowiecka i I armia LWP (gen. Zygmunta Berlinga) stanęły nad Wisłą. Stalin zatrzymał front. Sowieci zlikwidowali nawet swoje przyczółki na zachodnim brzegu Wisły na południe od Warszawy. Nikły desant na Czerniakowie niewyszkolonych do walk w mieście oddziałów z armii Berlinga, mimo ogromnych ofiar wśród tych żołnierzy, był raczej obliczony na przedłużenie agonii powstania.
   Powstanie było rozpaczliwą próbą uratowania polskiej suwerenności, próbą zainstalowania w Warszawie legalnej polskiej władzy i stworzenia pewnego faktu dokonanego. Zakończyło się klęską, całkowitym zniszczeniem miasta, zasobów kulturalnych narodu, śmiercią 17 tysięcy żołnierzy AK i około 180 tysięcy ludności cywilnej. Zniszczony został trzon Armii Krajowej, jej ośrodek dowódczy, infrastruktura, kontakty i łączność. Można jednak przypuszczać, że większość tych Akowców, gdyby nie zginęła była w Powstaniu, zostałaby przez Sowietów aresztowana, zesłana, wymordowana, albo uwięziona i po części stracona w Polsce komunistycznej.
   W lecie roku 1944, Polska nie miała żadnego dobrego wyjścia, każda droga była skazana na klęskę. Nie mniej jednak, Powstanie uratowało ducha narodu polskiego i być może zmusiło Stalina do zmiany zaborczych planów wobec Polski. Wielu poważnych historyków podziela zdanie, iż korzenie obecnej polskiej suwerenności tkwią w Powstaniu Warszawskim. Ironią historii jest, że gdyby Stalin nie zatrzymał się był pod Warszawą i pomógł Powstaniu, to mógł być w Berlinie i w zachodnich Niemczech w grudniu 1944. A wówczas historia powojennej Europy nie ograniczyłaby się w swojej tragedii do krajów Europy Środkowej i Wschodniej.Niestety Stolica była BEZWARUNKOWO BYŁA SKAZANA NA POWSTANIE!
   Trzeba dokładnie rozpatrzyć wiele aspektów i sytuacji związanych z Powstaniem Warszawskim z roku 1944, które w głównych punktach są następujące:
   I. Przygotowanie, i postawa moralno ideologiczna, tak żołnierzy AK jak i społeczeństwa.
   a) Przez cały czas okupacji społeczeństwo przygotowywało się, a młodzież słusznie, była szkolona i przygotowywana na zbrojne wystąpienie i oswobodzenie Polski i Stolicy własnymi siłami w najodpowiedniejszym momencie. Ten punkt jest niesłychanie ważny, w zrozumieniu ducha jednostek Warszawskiego Korpusu AK, jak i całej Armii Krajowej, oraz organizacji podziemia, w którym brała udział cała Polska.
   b) Gdyby nie było rozkazu do Powstania, to z własnej inicjatywy. wiele jednostek wystąpiłoby zbrojnie przeciwko ustępującym Niemcom, co było widoczne i jasne w ostatnich dniach lipca 1944 roku. Radio sowieckie od dłuższego czasu nadawało wezwania do Powstania, zapewniając, że armia sowiecka natychmiast wejdzie do opanowanej Warszawy, zaoszczędzając zniszczenia i wielkich strat w ludziach. Dodając, że w ten sposób front zostanie przerzucony na zachód i ,,razem pójdziemy na Berlin”.
   c) W wypadku samorzutnego wystąpienia, Powstanie byłoby chaotyczne, zdezorganizowe i skazane na wielkie straty. Z tego wynika, że Powstanie było nieuniknione.
   II. ,,Mędrcy” tego świata, argumentują również, że w „momencie”. Temu zaprzeczają następujące fakty:
   a) Po chaotycznym przejściu pobitych sił niemieckich, zauważyło się częściowy powrót jednostek żandarmerii i niektórych władz cywilnych do Warszawy.
   b) Najbliższe i najwygodniejsze połączenia na front wschodni, przechodziły właśnie przez Stolicę. Rzecz jasna, że za nimi wkroczyłyby jednostki zabezpieczające linie komunikacyjne, co bardzo utrudniłoby w walkach powstańczych.
   c) NIEODZWOWNE więc było wystąpienie PRZED wejściem tych jednostek, aby Powstanie mogło opanować miasto.
   d) Radio Moskwa podawało, że armia sowiecka jest gotowa do wejścia do Warszawy i znajduje się na przedpolach Stolicy. Radio sowieckie nawoływało BEZUSTANNIE do NATYCHMIASTOWEGO Powstania, a to w celu zaoszczędzenia zniszczenia miasta, które, gwałtownie Niemcy fortyfikowali i umacniali, wzywając polską ludność cywilną do współpracy przy budowie rowów i zapór przeciw czołgowych. NIKT do tej pracy nie stanął.
   e) W okolicach Grochowa i Wawra, zauważone już zostały czołgi sowieckie.
   f) Dzień Powstania był więc w pełni usprawiedliwiony.
   g) Z tego wynika, że Powstanie było nieuniknione.
   III. Teza, że Powstanie było ,,niepotrzebne”.
   a) Gdyby nie było Powstania, to przez Warszawę przeszedłby front, niosąc z sobą zniszczenie porównywalne ze Stalingradem, a ludność byłaby skazana na śmierć i obozy koncentracyjne, nie mówiąc już o losach członków AK, którzy w najlepszym wypadku podzieliliby los swoich kolegów w Winie, zlikwidowanych przez sowieciarzy.
   b) Front wschodni chwilowo stanąłby w miejscu, dając więcej czasu Niemcom na zrobienie umocnień dalszych linii obronnych, na zachód od Warszawy, ze szkodą dla polskiej ludności cywilnej.
   c) Dano by pretekst sowieckiej propagandzie do twierdzenia, że ,,AK współpracuje z Niemcami i nie przedstawia żadnej wartości bojowej”.
   d) Alianci mieliby ,,dowód”, że AK jest tylko mitem i nie podlega prawowitemu Rządowi R.P. w Londynie.
   e) Sowieci mieliby ,,słuszną” podstawę do zrobienia z Polski XVII Republiki sowieckiej, co było szeroko komentowane w ,,polskich” kołach komunistycznych.
   f) Z powyższych powodów wynika, że Powstanie było nieuniknione i miało rację bytu.
   IV. ,,Usprawiedliwienia” zatrzymaniu frontu wschodniego i nie udzielenia pomocy Powstaniu.
   a) Teza o bocznym uderzeniu niemieckiej jednostki pancernej na wschód od Warszawy jest w pełni mylne, ponieważ atak ten szybko został zlikwidowany i sytuacja na Pradze i prawym brzegu Wisły opanowana.
   b) Zabronienie na lądowanie samolotów polskich i alianckich z zaopatrzeniem dla Powstania, na terenach, zajętych już przez sowietów, potwierdza ohydną i pełną zdrady politykę rosyjską wobec Polski i Aliantów. Potwierdzając niezaprzeczalną prawdę o planach kompletnego zniszczenia Polski Niepodległej i Narodu Polskiego.
   c) Pomimo tego lotnictwo polskie i południowoafrykańskie, w lotach nocnych zrzucało broń i amunicje. Niestety ta pomoc była w niewystarczającej ilości, a wracające ekipy z powrotem do swoich baz miały wielkie straty. Loty wahadłowe zaoszczędziłyby strat, mogąc zabrać więcej zaopatrzenia, zamiast paliwa na drogę powrotną do baz w południowej części Włoch.
   d) Międzynarodowy skandal jaki z tego powstał zmusił sowietów do pozwolenia na lot wahadłowy Lotnictwa St. Zjednoczonych dopiero 18 września, kiedy to w rękach AK stan posiadania bardzo się skurczył i większość zasobników zrzucanych na spadochronach spadała poza terenem powstańczym, wpadając w ręce niemieckie.
   e) Ostatecznie pod presją Aliantów, Rosjanie zaczęli udzielać Ľąc po nocach worki BEZ SPADOCHRONÓW z twardymi sucharami, sowiecką bronią lecz bez amunicji, a amunicję do lekkiej broni wyrobu sowieckiego, która nie była w uzbrojeniu AK, gdyż Powstańcy walczyli zdobyczna bronią niemiecką, lub własnej produkcji o tym samym kalibrze co niemiecka.
   f) Rzecz zrozumiała, że zrzucanie tego tłumaczenie sowieckie ,że ,,nie mieli broni niemieckiej i brakowało im spadochronów” było wielkim kłamstwem, bo mieli niemieckiej zdobycznej brony ,,aż po uszy”, tak jak i spadochronów.
   g) Przeprawa berlingowskiej kompani na Czerniaków, też była zdradą. Wysłano jednostkę dopiero co zmobilizowaną, składającą się z chłopów, BEZ ŻADENGO WYSZKOLENIA, szczególnie do walk w mieście. Nie dano im zaopatrzenia, ani osłony, zostali więc bezbronną masą, która w ogóle nie wiedziała co ma robić. Ci żołnierze byli tylko kulą u nogi w Powstaniu. Trzeba ich było wyżywić, byli bez użyteczni, zarówno pod względem wyszkolenia, jak i z braku broni, której Powstańcy mieli bardzo mało. Moskwa użyła tą jednostkę, jako ,,dowód”, że ,,obrona niemiecką jest tak silna, że nie można przyjść z pomocą Powstaniu”. Wierutne kłamstwo, bo jeśli jedna kompania, bez wsparcia, właściwie nawet bez broni, wyszkolenia i zaopatrzenia mogła sforsować Wisłę, tym bardziej większa ofensywa mogła skutecznie i łatwo połączyć się z Powstańcami.
   h) Dowództwo Powstania prosiło o wsparcie lotnicze, aby wymieść z nieba Warszawy niemieckie lotnictwo i zniszczyć lotniska na Okęciu, skąd starowały sztukasy, bombardując bezkarnie Stolicę. Na to nie było żadnej odpowiedzi, a lotnicy sowieccy wygodnie opalali się, żłopiąc wódkę.
   i) Żądanie wsparcia artylerii sowieckiej z prawego brzegu Wisły, też pozostało bez odpowiedzi.
   j) Z tak podstępnym kłamstwem i zdradą rosyjską, żaden uczciwy, porządny wojskowy, nie mógł się liczyć.
   k) Odpowiedzialność za zniszczenie Warszawy, za ćwierć miliona poległych jest ponosi Rosja. Polska musi żądać odszkodowania, i podobnego sądu jaki spotkał Niemców w Norymberdze. Rosyjskich zbirów odpowiedzialnych tak za Warszawę, jak i inne wszystkie zbrodnie popełnione na Narodzie Polskim.
   Z powyższego jasno wynika, że
   l) Powstanie Warszawskie było nieuniknione.
   V. Są wysuwana ,,twierdzenia”, że nie było skoordynowania i kontaktu pomiędzy Dowództwem AK i sowietami, co też jest kłamstwem:
   a) Moskwa jednostronnie zerwała stosunki dyplomatyczne z Rządem R.P., podając jako ,,dowód”, prośbę Rządu R.P. skierowaną do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, o zbadanie mordu w Katyniu i wskazanie kto był winny tej zbrodni. Właśnie to Moskwa jest winna za brak łączności, a nie Polska.
   b) W Warszawie przebywał ,,łącznik” sowiecki, nijaki Kaługin(żyd), za którego pośrednictwem była łączność. Po niedługim czasie Kaługin zniknął z pola widzenia. To nie była wina polskiej strony
   c) Komenda AK w Warszawie wysyłała łączników na stronę sowiecką, która ich ignorowała w całym tego słowa znaczeniu.
   d) W końcu Premier, Stanisław Mikołajczyk poleciał do Moskwy, ze znanym negatywnym wynikiem rozmów. Więc to, NIE POLSKA JEST WINNA brakowi łączności, a tylko sowieci i ich komunistyczna agentura wśród aliantów.
   Wszyscy ,,Mędrcy Świata”, ,,historycy z pod Czarnej Gwiazdy”, a raczej ,,czerwonej gwiazdy”,jak i tej masońskiej Żydowsko-szatańskiej, którzy wszelkimi sposobami w Powstaniu Warszawskim, szukają ,,winnych” po stronie polskiej, niech z takim samym zapałem szukają winnych nie w Polsce, ale wśród Aliantów-żyd Rosevelt USA,-żyd Churchill Wielka Brytania i dużo bliżej, bo w Moskwie Stalin ze swoja bandą żydów nienawidzących Polski,którymi poprzez Miedzynarodówkę komunistyczną,dyplomację i armię agentów poruszał jak na sznurkach. Tam w tajnych, lub nie tajnych dokumentach i archiwach, znajduje się cała prawda rosyjsko-żydowskiej zdrady wobec Powstania, Polski, jak i haniebnych układów w Jałcie. Tam w Jałcie dało się wolną rękę sowietom w Ľstrefie” – całej Europie Centralnej. Niestety żaden cywilizowany polityk nie znał i nie wyobrażał sobie, że Rosja jest perfidnym państwem, któremu nie można wierzyć, ani ufać w żadnym wypadku. Wszystko jedno czy będzie ,,słowo honor”, bo takiego nie mają, czy też traktaty solennie podpisane. Nikt przy zdrowych zmysłach, tak normalny człowiek, polityk, lub wojskowy strateg, nie mógł przypuszczać, że Moskwa przygotowuje nieprawdopodobne barbarzyństwo, skazując na pewną śmierć ćwierć miliona Polaków, wraz z kompletnym zniszczeniem Warszawy, co było nieuniknione przy Powstaniu, jeśli nawoływania sowieckie do walki nie zostaną spełnione przez dzicz napływającą ze wschodu. Z punktu widzenia strategicznego wejście do uwolnionej przez AK Stolicy, było logiczne i pierwszej wagi dla dalszego marszu na zachód, szybkiego wejścia na teren Trzeciej Rzeszy, kończąc wojnę przynajmniej sześć miesięcy wcześniej, zaoszczędzając niesamowitych zniszczeń, jak i nieobliczalnych strat w ludziach, włącznie z żołnierzami sowieckimi. Niestety dla Kremla, jak zawsze, życie ludzkie, nawet własnego wojska nie ma żadnego znaczenia. Cóż dopiero Polaków i Warszawy. Znając postępowanie Niemców, wiadomo było, że użyją wszelkich dostępnych im środków przeciwko Powstaniu, na co słusznie liczyli Rosjanie. Z tego powodu, wejście do Warszawy zostało wstrzymane, ,,usprawiedliwiając”, mniemaną ,,wielką” siłę oporu wojska niemieckiego, wstrzymując bezpodstawnie ofensywę, wznawiając ją prawie pół roku później. Tragedią Warszawy jest wynik bezprzykładnej rosyjskiej zdrady, jak i bestialstwa niemieckiego.
   Niemcy szybko zorientowali się, że Moskwa nawet palcem w bucie nie kiwnie z wejściem i pomocą Powstaniu, wykorzystując ten fakt, zmasowali ataki na Warszawę, włączając lotnisko na Okęciu, odległe o kilka minut lotu od rosyjskich baz lotnictwa, które odpoczywało pięknego lata 1944 roku. Nikomu nawet przez myśl nie przeszła taka judaszowa zdrada. Sprawiedliwość ludzka i historyczna żąda ukarania rosyjskich winnych, stawiając ich przed trybunałem międzynarodowym, a od Rosji należy żądać zadośćuczynienia, wraz z odszkodowaniem. Właśnie tego powinni żądać historycy, jak i Rząd Polski, bez względu z jakiego ugrupowania czy partii politycznej pochodzi! Wymówka ,,przedawnienia” w żadnym wypadku nie może mieć miejsca! WARSZAWA BYŁA SKAZANA NA POWSTANIE, bez względu na to, jaka mogłaby być sytuacja strategiczna czy polityczna! To musi być jasne jak słońce, dla wszystkich obecnych historyków i mędrców tego świata. Za zniszczenia i upadek powstania winę ponosi Rosja Sowiecka, Alianci wraz ze światową masonerią jako „podszczuwacze „wróg wewnętrzny w postaci sowiecko-masońsko- żydowskiej agentury w postaci kuriera z Londynu agenta J.Nowaka Jeziorańskiego i czarno-żydowskiej postaci Józefa Retingera(wyrok śmierci AK- cudem uszedł z życiem!),a nie Polska, a w szczególności Komenda Główna Armii Krajowej!
   W nocy z 4 na 5 lipca 1943 r. samolot z generałem Władysławem Sikorskim, premierem rządu polskiego i Naczelnym Wodzem, na pokładzie oraz towarzyszącymi mu osobami krótko po starcie w Gibraltarze runął do morza. Zginęli wszyscy pasażerowie i załoga, poza pierwszym pilotem. Katastrofa, wypadek? A może sabotaż i zamach zorganizowany przez służby specjalne? Czyje? Jednego państwa czy kilku? Kto był zainteresowany tym, by generał Sikorski “zniknął” ze sceny politycznej? Od 60 lat nie ma na te pytania wiarygodnych i uczciwych odpowiedzi.
   Premier rządu polskiego powracał 4 lipca z długiej inspekcji na Bliskim Wschodzie, gdzie wizytował jednostki polskie. W czasie rozmów z władzami brytyjskimi w Kairze zabiegał o przeniesienie jednostek polskich stacjonujących wówczas w Iraku na tereny o lepszych warunkach klimatycznych, by oddziały te lepiej mogły przygotować się do walki z Niemcami. W 1943 r. wojna wchodziła w decydującą fazę, w cieniu frontów rozstrzygał się już kształt polityczny powojennego świata. Generał Sikorski, który oprócz tego, że posiadał talenty wojskowe, był wybitnym politykiem, czynił wszystko, by Polska miała swój godny udział w planach aliantów. Nadchodził czas wypełniania zobowiązań sojuszniczych zaciągniętych wobec rządu polskiego. Wielka Brytania gwarantowała przecież uroczyste stwierdzenie, podpisane przez ambasadora Majskiego i generała Sikorskiego 30 lipca 1941 r., że “sowiecko-niemieckie traktaty z roku 1939 odnośnie do zmian terytorialnych w Polsce straciły swą ważność”.
   Coraz bardziej niewygodny
   Ale po Katyniu, gdy Stalin postawił w rozgrywce kartą polską na komunistycznych agentów z PPR, domaganie się przez rząd w Londynie wypełnienia zaciągniętych zobowiązań stawało się coraz bardziej niewygodne dla Churchilla i Roosevelta. Satrapa na Kremlu naciskał na przywódców wielkich mocarstw, by z gabinetu Sikorskiego usunąć ludzi “nieodpowiednich” (czyli nieuległych Moskwie), “a im prędzej to się stanie, tym lepiej”. Sowiecki ambasador w USA radził, że Wielka Brytania i USA powinny postanowić, co ma być zrobione i “raczej powiedzieć to Polakom, niż ich pytać”.
   Upomnienia sowieckie trafiały na podatny grunt. Na konferencji Roosevelt – Eden w Waszyngtonie w drugiej połowie marca 1943 r. uznano, że stosunki z Rosją są głównym problemem polityki anglosaskiej. By pozyskać względy Stalina, propaganda prosowiecka w tak konserwatywnych społeczeństwach, jak amerykańskie czy angielskie, sięgnęła szczytów zakłamania. Gdy w Lesie Katyńskim odkrywano kolejne groby z polskimi oficerami, popularny w USA tygodnik “Life” poświęcił cały numer Związkowi Sowieckiemu: z podobizną Stalina na okładce i portretem Lenina na całej stronie, opatrzonym podpisem: “Był, być może największym człowiekiem nowoczesnych czasów”. Czy może dziwić, że dla wielkich tego świata, którzy bili pokłony przed zbrodniarzem wszech czasów i przygotowywali się do oddania mu Polski w niewolę, gen. Sikorski stawał się osobą niewygodną?
   Blokada sterów?
   Po przelocie z Kairu do Gibraltaru i jednodniowym postoju samolot z gen. Sikorskim na pokładzie 4 lipca 1943 r. wystartował w drogę do Londynu. Po starcie maszyna nagle opadła, runęła do wody i w ciągu kilku minut zatonęła. W katastrofie zginęli: jedyna córka gen. Sikorskiego Zofia Leśniowska, gen. Klimecki, płk Marecki, angielski płk Cazalet, por. Ponikiewski, sekretarz Kułakowski i Gralewski, a także doradca wicekróla Indii brygadier Whitley oraz 3 innych Anglików, wojskowych wysokiego szczebla. Zwłok 5 osób, w tym córki generała, nigdy nie odnaleziono. Uratował się jedynie pilot kapitan Edward Prchala, Czech. Jako jedyny założył kamizelkę ratunkową, choć podobno nigdy wcześniej tego nie czynił w czasie lotu. Na jego zeznaniach powołana po katastrofie brytyjska komisja śledcza oparła swoje ustalenia. Do prac – ale jedynie w charakterze obserwatora – dopuszczono tylko jednego Polaka mjr. inż. S. Dudzińskiego.
   Według kpt. Prchali przebieg wydarzeń był następujący: “Zezwolenie na start otrzymałem o godz. 23.10 i natychmiast wystartowałem. Wzniosłem się w powietrze przy szybkości 130 mil na godzinę. Kiedy osiągnąłem wysokość 150 stóp, oddaliłem kolumnę sterownicy od siebie, aby nabrać szybkości. Po uzyskaniu prędkości 165 mil na godzinę chciałem wyciągnąć samolot w górę przez ściągnięcie kolumny sterownicy do siebie, niestety bez rezultatu. Kolumna sterownicy z pewnością zablokowała się. (…) Nagle samolot zaczął zbliżać się do powierzchni morza. Krzyknąłem wówczas do załogi: ‘Lądowanie z uszkodzeniem samolotu’ i zamknąłem przepustnice gaźników. Samolot natychmiast uderzył o powierzchnię morza i więcej już nic nie pamiętam”. I tę wersję o zablokowaniu sterów – co, jak wspominali piloci obsługujący Liberatory, w tym typie samolotu zdarzało się nie tak rzadko – brytyjska komisja przyjęła za przyczynę katastrofy. W końcowym orzeczeniu wyraziła dziwnie sformułowany pogląd: wypadek “nie nastąpił na skutek sabotażu, lecz na skutek innej przyczyny, której komisja na podstawie dochodzeń nie jest w stanie ustalić”. Dlaczego z góry wykluczono sabotaż, nie podając żadnej innej przyczyny?
   Prawda utajniona
   Wersję brytyjską kategorycznie podważył w latach 90. wybitny polski specjalista prof. Jerzy Maryniak z Politechniki Warszawskiej. Dokonując symulacji komputerowej lotu Liberatora, doszedł do wniosku, że samolot był sprawny przez cały okres lotu, sterowany świadomie przez pilota do momentu wodowania. Czy Prchala został zatem zmuszony do utopienia samolotu? Czy pasażerowie samolotu jeszcze żyli w tym momencie? Jeżeli nie, kiedy i przez kogo zostali zabici?
   Pytań pojawia się jeszcze więcej, gdy zestawi się inne fakty. W czasie “katastrofy” Liberatora w Gibraltarze przebywał słynny płk Kim Philby z brytyjskiej Secret Service, a jednocześnie, jak ujawniono już po zakończeniu “zimnej wojny”, sowiecki agent. Był tam też Iwan Majski, ambasador sowiecki w Londynie. Czysty przypadek czy część misternie przygotowanego planu?
   Klucz do rozwiązania zagadki śmierci generała Sikorskiego leży w archiwach brytyjskich. Nieżyjąca już pani Ewa Chapman z Gozdawa-Osuchowskich, w czasie wojny sekretarz parlamentarny dyrektora Biura Prezydialnego Adama Romera, pisała w “Naszym Dzienniku”, że tylko część materiałów znajdujących się w Public Record Office w Kew została udostępniona. Dokumenty znajdujące się w trzech drewnianych skrzyniach i nieskładowane w Kew, umieszczone w innym miejscu, które znane było pani Chapman, opatrzone zostały adnotacją “top secret” i “nie do otwarcia przed upływem dwustu lat”. (”Londyn ukrywa prawdę”, “Nasz Dziennik”, 5-6.09.1998 r.).
   Być może prawdy o tym, co naprawdę wydarzyło się w Gibraltarze 4 lipca 1943 r., nie dowiemy się nigdy, bo brytyjskie archiwa służb specjalnych nie podlegają odtajnieniu. Przyznał to w odpowiedzi na interpelację posła Leszka Murzyna w maju 2002 r. minister Cimoszewicz. “Strona brytyjska nie przewiduje żadnych wyjątków od zasady nieujawniania akt tych służb”. A więc władze polskie z góry kapitulują, rezygnując z dotarcia do prawdy o śmierci generała Sikorskiego! Czy to brak odwagi, by zmierzyć się z trudną, choć może gorzką prawdą, czy coś więcej?
   O tym, że katastrofa w Gibraltarze nie była zwykłym wypadkiem czy błędem pilota, przekonani byli nie tylko pogrążeni w żałobie Polacy, ale i ludzie, którzy pociągali za sznurki wielkiej polityki. Znany historyk Władysław Pobóg-Malinowski cytuje opinię Sumnera Wellesa, w 1943 r. amerykańskiego podsekretarza stanu, że generał Sikorski nie zginął wskutek wypadku lotniczego.
   Szpiedzy zdrajcy wśród najbliższych? Szpieg i zdrajca nr1
   Wiele do myślenia dawał fakt, że w ostatniej podróży gen. Sikorskiego nie towarzyszył mu Józef Retinger, jego osobisty sekretarz, szara eminencja rządu polskiego w Londynie, uważany za agenta brytyjskiego, a być może i innych wywiadów. Retinger, spolonizowany Żyd, miał znaczny udział w walce i prześladowaniach Kościoła katolickiego w Meksyku w latach 20. XX w. Był członkiem masonerii; po wojnie zainicjował powstanie Klubu Bilderberg – namiastki rządu światowego; promował tzw. ideę europejską, czyli integrację europejską na zasadach masońskich, dokładnie takich, jakie obecnie realizuje Unia Europejska. Jako sekretarz generała Sikorskiego nie odstępował go ani na krok, towarzysząc premierowi we wszystkich podróżach zagranicznych. Z wyjątkiem tej ostatniej… Stanisław Kot cytował słowa gen. Sikorskiego, który mówił: “Ostrzegam cię jak najbardziej stanowczo przed tym włóczęgą! Ja nie wiem, dla kogo on pracuje!”. Nie zdobył się jednak na odsunięcie Retingera… Uderzyli w autorytet
   Jakakolwiek nie byłaby przyczyna katastrofy (?) w Gibraltarze, na pewno nagła śmierć gen. Sikorskiego miała odebrać Polakom nadzieję, potężnie zachwiać ich niewzruszonym do tej pory przekonaniem, że sprawa polska jest też sprawą całego wolnego świata. Już w pierwszym roku okupacji, wiosną 1940 r. Polacy powtarzali: “Im słoneczko wyżej, tym Sikorski bliżej”. Naczelny Wódz był dla nich uosobieniem dumy narodowej i godności, a świadomość, że w Paryżu, a potem w Londynie działa legalny rząd polski, mający uznanie wielkich mocarstw, miała ogromne znaczenie dla bohatersko zmagającego się z okupantami społeczeństwa. Ci, którzy stali za “katastrofą” w Gibraltarze, a wcześniej za aresztowaniem gen. Stefana Grota-Roweckiego, dobrze rozpracowali psychikę polską. Uderzyli w autorytet, który jednoczył Naród, podrywał ludzi do najbardziej bohaterskich czynów i oporu (Czy może dziwić więc fakt, że to właśnie już na początku okupacji propaganda niemiecka rozpętała ogromną kampanię wymierzoną w Ojca Świętego Piusa XII – opokę duchową Polaków?). Czy jego “zniknięcie” miało sprowokować zrozpaczonych Polaków do nieracjonalnych posunięć? Nie wiadomo.
   Do wolnej Ojczyzny
   Wydobyte z morza zwłoki gen. Sikorskiego przewieziono na polskim okręcie “Orkan” do Anglii. Podniosłe uroczystości żałobne odbyły się w katedrze westminsterskiej. Trumnę złożono na cmentarzu polskich lotników w Newark.
   Doczesne szczątki generała powróciły do Polski, by spocząć na Wawelu wśród innych bohaterów narodowych i wieszczów “równych królom”, dopiero w 1993 r., po pierwszych prawdziwie wolnych wyborach. Wcześniej komuniści, zwłaszcza w latach 80., zabiegali w ramach “kupowania” sympatii społeczeństwa o sprowadzenie Sikorskiego do kraju. Na próżno. Zgodnie z wolą rządu w Londynie generał mógł wrócić tylko do wolnej, niepodległej Ojczyzny. Do takiej, o jaką walczył całe życie i za jaką zginął.
   do Polski, by spocząć na Wawelu wśród innych bohaterów narodowych i wieszczów “równych królom”, dopiero w 1993 r., po pierwszych prawdziwie wolnych wyborach. Wcześniej komuniści, zwłaszcza w latach 80., zabiegali w ramach “kupowania” sympatii społeczeństwa o sprowadzenie Sikorskiego do kraju. Na próżno. Zgodnie z wolą rządu w Londynie generał mógł wrócić tylko do wolnej, niepodległej Ojczyzny. Do takiej, o jaką walczył całe życie i za jaką zginął.
   Inicjatorem Klubu Bilderberg był Józef Retinger, jeden z najbardziej znanych i wpływowych masonów w historii, członek loży B’nei B’rith skupiającej wyłącznie Żydów.
   Dane odnośnie “naszego” Józefa Rettingera są nieścisłe i niepełne, a szkoda, bo to postać nietuzinkowa i z nie jednego pieca chleb jadał… W 1917 roku był “przy” rewolucji meksykańskiej, podczas wojny domowej w Chinach obsługiwał Czang-Kai-Szeka. Jak się znalazł przy gen. Sikorskim i dlaczego nie odstępował go nawet o krok? I dlaczego ten jeden raz, gdy Sikorski.W trakcie II wojny światowej Józef Retinger był osobistym doradcą gen. Władysława Sikorskiego, wielokrotnie podejmującym tajne misje na terenie okupowanego kraju. Jedna z nich spowodowała wydanie przez podziemny sąd, który uznał jego działalność za agenturalną, zaocznego wyroku śmierci na Retingera. Uniknął śmierci ze względu na osobistą interwencję Zbigniewa Stypułkowskiego, przedstawiciela Stronnictwa Narodowego w Delegaturze Rządu na Kraj. W 1917 roku przebywał na wygnaniu w Hiszpanii, dwa lata później widzimy go w Meksyku z Żydem Louisem /Moronesem/, gdzie organizuje robotnicze związki zawodowe i zajmuje się upaństwowieniem przemysłu naftowego. Jest , następnie doradcą”/ prezydenta Meksyku – Żyda Plutarco Eliasa /Callesa/ (masona z loży Helios” w Meksyku), podczas krwawej rewolucji, w której eksterminacyjnym prześladowaniom poddano tamtejszy Kościół katolicki. W Boże Na- J rodzenie 1921 roku prezydent wręcza mu kilka tysięcy ważnych j dokumentów wykazujących zmowę j amerykańskich koncernów naftowych. Retinger negocjuje z ówczesnym prezydentem USA (!) Hardingiem w sprawie tego konfli- | ktu, wyrusza ku granicy amerykańskiej, tam zostaje złośliwie zatrzymany, ale z opresji ratuje go jego przyjaciel, ambasador USA Dwight /Morrow/. Ma wtedy 32 lata, a wśród jego przyjaciół i znajomych znajdują się prezydenci kilku krajów, ambasadorowie i plejada podobnych mu ;szarych eminencji”/ do specjalnych poruczeń. Przyjaźnił się także ze słynnym Feliksem /Frankfurterem/, komunistą amerykańskim; równie słynnym a złowrogim Radkiem” Sobelsonem/ -jednym z głównych architektów żydowskiej rewolucji w Rosji. Do Ameryki Południowej podróżował w latach 1919-1936 aż 11 razy z pewnością nie na własny koszt, bowiem nigdzie nie pracował.
   Jego komunistyczne, dywersyjne misje wyłażą jednak na wierzch, kiedy organizuje w 1924 roku Kongres Związków Zawodowych w Ameryce Łacińskiej. Stara się pozyskać te związki do walki z ;dyktaturą Piłsudskiego”/ w Polsce, w Latach 1922-1940 współpracuje z plejadą ważnych Żydów angielskich – Ben /Smithem/, Ben /Milletem/, Ernie /Beninem/, bez przeszkód może wchodzić do gabinetu premiera /Churchilla/ (!). Jedzie w nieznanej misji do Watykanu, nieprzerwanie też pracuje nad ;zbliżeniem”/ socjalistów (czytaj – komunistów) meksykańskich z angielskimi; zostaje członkiem /Rady Narodowej Socjalistów Polskich/ (choć nie był członkiem tej partii); pisze szereg memoriałów w sprawach /Międzynarodówki Socjalistycznej/.
   Generała W. Sikorskiego Retinger znał od 1916 roku. W 1923 roku /Międzynarodowa Federacja Syndykalistów/ z inicjatywy Retingera wysłała do gen. Sikorskiego depeszę /z postulatem zapobieżenia polskiej zbrojnej akcji przeciwko Bolszewii/,
   rozważanej dla utworzenia kordonu sanitarnego”/ przeciwko zalewowi bolszewizmu.
   Akcja odnosi sukces: /interwencji nie będzie, bolszewizm ma ocaleć/!
   W 1916 roku w szwajcarskiej willi Sikorskiego, Paderewski, Sikorski, W. Korfanty i gen. Haller montują tzw. Front Morges”/ – polityczny układ o kierunku antysanacyjnym i antyniemieckim. W następnym roku powołali /Stronnictwo Pracy/ z udziałem gen. Hallera i Korfantego. Retinger tkwił w środku tych zabiegów, choć oficjalna historiografia polska nigdy go tam nie dostrzeże.
   Po wybuchu drugiej wojny światowej Retinger zostaje doradcą”/ wicepremiera brytyjskiego Stafforda /Crippsa/, jego paryskiego znajomka. Przydzielono Retingera do rządu emigracyjnego RP jako brytyjskiego agenta, łącznika i doradcę”/.
   Sikorski po ucieczce z Francji[7] zostaje premierem wyraźnie dzięki wpływom Retingera w rządzie brytyjskim. Po napaści Niemiec na Sowiety, Cripps leci do Moskwy w towarzystwie Retingera: Sikorski dołącza do nich 23 czerwca 1941 roku. Dalsze negocjacje prowadzi Retinger już w Londynie z sowieckim ambasadorem, Żydem /Majskim/ i sowieckim Żydem z agencji TASS – /Litauerem-Lityńskim/. Umowę Sikorski – Majski”/ podpisano 31 lipca 1941 roku w biurze premiera Edena: pośpieszną, przedwczesną, wymuszoną przez Churchilla, niekorzystną dla losu polskich Kresów. Duszą tej kapitulanckiej /zmowy/ brytyjsko-sowieckiej był J. Retinger.
   Retinger już wtedy próbował tworzyć tzw. Federację Europejską – poprzedniczkę Unii Europejskiej, firmowaną przez hr. E. /Raczyńskiego/, sowieckiego agenta (Żyda) E. /Benesza, J. Masaryka, M. Nincicia/ z Europy Wschodniej oraz takich tuzów zachodniej socjal-komuny, jak późniejszy współtwórca Rady Europy, kumpel Retingera – Henry /Spajak/, Trygve /Lie/, van /Kleffens/, B. /Aghnides/, /Massigli/ i /Dejan/[2]. Śmierć Sikorskiego i późniejsze wydarzenia militarne przerwały te zabiegi.
   Śmierć Sikorskiego była ewidentną /zbrodnią brytyjskiego/ wywiadu[3].
   Dochodzi do najbardziej tajemniczej misji Retingera jako szarej eminencji ciemnych sił: zostaje zrzucony ze spadochronem koło Warszawy wraz z Markiem /Celtem/ (Chciukiem), późniejszym współpracownikiem Radia Wolna Europa, jak wiadomo, finansowanego z funduszy CIA[4]. Rząd Polski nic o tej wyprawie nie wiedział! Polski kontrwywiad wszczął więc energiczne rozpoznanie Retingera i jego misji. Zwrócił się w tej sprawie do kontrwywiadu brytyjskiego – który już od 20 lat obserwował Retingera. Wywiad brytyjski udostępnił polskiemu dwa raporty – wyciągi z dossier Retingera. W drugim stwierdza m.in., że Retinger w 1940 roku został wiceprezesem polskiej sekcji Bńari-B ith; że Retinger w początkach 1940 roku zorganizował spotkanie dr. /Brodskiego/ z Żydowskiej Rady Deputowanych w Anglii z członkami rządu polskiego w Paryżu; podczas pobytu z Sikorskim w USA spotkał się z przedstawicielami żydowskich organizacji.
   [1]. Retinger załatwił w Londynie samolot i przyleciał w nim po Sikorskiego.
   [2]. Wolna Polska”/, op. cit.
   [3]. Wyniki badań katastrofy”/ Brytyjczycy utajnili do 2025 roku!
   [4]. Takim współpracownikiem”/ RWE został także najbliższy przyjaciel Retingera Jan /Pomian/, późniejszy jego biograf.
   Utrzymywał też kontakty z europejskimi żydowskimi organizacjami syjonistycznymi. Scotland Yard ustalił, że /Retinger stal za rozruchami robotniczymi w Dąbrowie Górniczej/, był zaangażowany w /sabotaże w St. Louis 1921 roku/, za co go wtedy deportowano do Polski; utrzymuje zażyłe stosunki z posłem belgijskim przy rządzie czeskim – /Jasparem/, a za jego pośrednictwem z sowieckim ambasadorem (Żydem) /Bogomołowym/, a Belgowie uważają go za agenta sowieckiego; pozostaje w zażyłych stosunkach ze Stefanem /Litauerem-Lityńskim/, bliskim współpracownikiem Andrew /Rothsteina/ z sowieckiej Agencji TASS.
   Po takim dossier, polski wywiad nakazał sprzątnąć”/ Retingera w Polsce! Słowo sprzątnąć”/ nie pozostawiało żadnych niejasności. Jednak go nie sprzątnięto”/. Dlaczego do dziś nie wiadomo, choć ;technicznie”/ było to zadanie bardzo łatwe do wykonania.
   /Retinger odleciał z okupowanej Polski na kilka dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego/. Uzasadnione są sugestie, iż był zdalnym inspiratorem powstania
   ;przywiózł do stolicy brytyjsko-sowiecki nakaz takiego zbrodniczego w skutkach, beznadziejnego militamie zrywu wolnościowego w czasie, kiedy należało spokojnie czekać na ruszenie frontu sowieckiego z prawego brzegu Wisły.
   /W 1945 roku Retinger zostaje pierwszym ambasadorem rządu emigracyjnego | w Moskwie/: stale kursuje między Londynem i Warszawą, mile widziany przez krwawy reżim sowiecki reprezentowany w okupowanej Polsce przez ubecką żydokrację[7].
   W maju 1946 r. Retinger przechodzi do urzeczywistnienia swej historycznej misji
   ;jednoczenia Europy. Wspólnie z innymi /żydomasonami/, jak Pauł van /Zeeland/ (Bruksela), P. /Kerstens/ (Holender), Francuzami: Francois /Pincet/, Giscard /d’Estaing/, Michel /Debre/, Daniel /Serruys/; La /Malf i E. Falk/ (Włosi), Anglikami – Haroldem Mac :
   /Milanem/, Petrem /Thorneycroftem/, Edwardem /Beddington-Behrensem/ i „Amerykanami” – słynnym Averelem /Harrimanem/ i Adolfem /Berle – tworzą Ligę Europejskiej Współpracy Ekonomicznej/.
   Lata 1948-1954 czynią z Retingera szarą eminencję”/ o skali światowej. Współorganizuje:
   /- Ruch Europejski (zostaje jego Sekretarzem Generalnym);
   - Kongres Pokoju w Hadze;
   - Radę Europy;
   - Europejską Unię Federalistów;
   - Ruch Socjalistyczny na Rzecz Stanów Zjednoczonych Europy!/ To nie wszystko. Za namową Retingera, Churchill zakłada /Ruch Zjednoczonej Europy/, a także z inicjatywy Retingera, znany nam już /Coudenhove-Kalergi/ powraca do Niemiec z wygnania i odnawia /Ruch Paneuropejski/, założony przezeń już w 1923 roku i tworzy /Europejską Unię Parlamentarną/. Doprowadza do utworzenia tzw. /Be-neluxu/ – gospodarczej unii Belgii Holandii i Luksemburga.
   /l. Zob.: m.i/n. Mirosław /Piotrowski/: Ludzie Bezpieki, Klub Inteligencji Katolickiej, Lublin 1999, s. 878.
   Ritenger działa tu w zgranej sitwie żydomasonów, wśród których najbliżsi jemu a on im, to Henri /Spajak/, Denis de /Ronugemont/, Francis /Pincet/, Pauł /Ramadier/. Ten ostatni to członek kilku lóż: Loges La Parfaire Union (Rodezja), La Clemente Amitie (Paryż), La Nou Velle Cardialite (Yenerable) – o czym można się dowiedzieć z książki cytowanego już Bernarda /Baudaina/, ale nigdy z encyklopedii lub oficjalnych biogramów.
   Szczytowym sukcesem Retingera jest utworzenie w 1954 r. /Bilderberg Group/ – był współorganizatorem tego nowotworu. Został honorowym sekretarzem Bilderberg Group. Jak już wiemy, nazwa pochodzi od nazwy hotelu koło Amheim w Holandii, gdzie zawiązała się ta sitwa powojennych Olimpians. Gospodarzem był książę /Bern/-hard -jak się okaże, współpracownik SS Hitlera i wielki łapówkarz7.
   Z całej plejady późniejszych członków Olimpians, należy tu wymienić Kissingera, Brzezińskiego, George’a Pompidou, byłych i wówczas aktualnych premierów, polityków, finansistów, przemysłowców, władców mediów.
   Duchowi spadkobiercy Retingera w Polsce byli skupieni wokół ;Tygodnika Powszechnego”/, przez złośliwców nazywanego ;Żydownikiem Powszechnym/”, od lat 80. zaciekle ;otwierającym” i ;modernizującym”/ Kościół katolicki w Polsce. Jego nacyjni i polityczni następcy rozsiani w kluczowych ogniwach władzy /eurofolksdojczy/, utworzyli w Polsce powojennej nieformalny klan ;conradystów/”, znawców spuścizny literackiej Józefa Korzeniowskiego-Conrada,podczepili sie pod wielkiego pisarza -etnicznego Polaka ,który z żydostwem nie miał nic wsólnego,…wykorzystali go perfidnie .
   Jednym z takich ;conradystów”/ jest/ Z. Najder/, który po swej rejteradzie z Polski został dyrektorem Sekcji Polskiej RWĘ, a po powrocie zajął ważne stanowisko ;doradcy”/ u boku/ Lecha Wałęsy/.
   Kwartalnik ;Wolna Polska”/[2] podaje, że stryj Z. Najdera – ks. Konstanty /Najder/ był głową Kościoła Metodystów w Warszawie w czasie okupacji. Kościół Metodystów udzielał w swym domu przy ulicy Mokotowskiej 12 schronienia wdowie po Stefanie Żeromskim – szwagrze Wielkiego Mistrza Rafała /Radziwillowicza/.
   Kościół Metodystów, to sekta wyłoniona w pierwszej połowie XVIII w. z Kościoła anglikańskiego. Ruch narodził się w kuźni odszczepieństw i wylęgami masonów – Oxfordzie, w grupie profesorów i studentów, której przewodził John /Wesley/. W 1791 roku sekta podzieliła się na kilka odłamów i dopiero w 1932 roku nastąpiło ich połączenie w jeden ;Kościół Metodystyczny”/.
   Jak czytamy w /Słowniku herezji w Kościele Katolickim/ Herve /Massona/[3], nie mają własnego wyznania wiary, odwołują się jedynie do Notatek o Nowym Testamencie”/ autorstwa tegoż Johna Wesley’a i czterech pierwszych tomów jego /„Kazań”/. Kaznodziejami są też kobiety, choć nie mogą otrzymywać święceń”/ kapłańskich.
   Józef Retinger jest niemal całkowicie zapomniany we współczesnej Polsce. Tymczasem kilkadziesiąt lat temu miał on gigantyczny wpływ na losy naszego kraju oraz całej Europy. Jego biografia to gotowy materiał na hollywoodzki film. Postać Retingera w szerokim wpisie przedstawił zaczynając od anegdoty:
   - Powiedz mi – zagadnął go
   raz Denis de Rougemont, przyjaciel – mówią, że jesteś masonem, agentem Intelligence Service, CIA i Watykanu, a także sympatykiem komunizmu. Czasem nawet dodają, że jesteś Żydem i pederastą. Co mam na to powiedzieć?
   - Powiedz – zachichotał – że to jeszcze nie wszystko.
   Wywodzącego się z Krakowa Retingera przez całe życie podejrzewano o współpracę z rozmaitymi tajnymi organizacjami. Powodem plotek były niewyobrażalnie rozległe kontakty Polaka. Znał wszystkich najważniejszych ludzi Zachodu. Podczas II wojny światowej pomogło mu to w uratowaniu Władysława Sikorskiego:
   Pada Francja – Sikorski jak idiota rzuca Podhalańczyków wracających z Norwegii na front francuski. Już po nich, wojsko w rozsypce, Sikorski błądzi gdzieś na południu Francji. I wtedy staje się coś niesamowitego – Retinger “czarteruje” samolot RAF, ląduje we Francji i wywozi Sikorskiego do Londynu, prawdopodobnie ratując mu życie. (Od tego czasu datuje się pogłoski, jakoby Retinger był agentem wywiadu brytyjskiego). Wywozi go prosto na szczerą rozmowę z Churchillem (w końcu to dobry znajomek Retingera), której najbardziej widocznym efektem jest ewakuacja kilkudziesięciu tysięcy polskich wojaków z kapitulującej Francji do Anglii.
   Co ciekawe, Józef Retinger od tego czasu regularnie podróżował z premierem polskiego rządu na emigracji. Nie towarzyszył mu tylko raz – 4 lipca 1943 roku, gdy samolot Sikorskiego wpadł do morza u wybrzeży Gibraltaru.
   Zanim jednak wybuchła największa z wojen, Retinger wiódł nie mniej barwne życie. Już w wieku 20 lat został doktorem na Sorbonie. Wcześniej studiował w rzymskim seminarium duchownym, ale wizja kariery w sutannie jakoś mu się nie spodobała. W 1917 roku wyruszył do Meksyku i doradzał tamtejszemu prezydentowi. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Retinger aktywnie wspierał antysanacyjną opozycję, co uniemożliwiło mu powrót na stałe do kraju.
   Do Polski przybył dopiero w wieku 56 lat. W 1944 roku wylądował w okupowanej ojczyźnie jako najstarszy spośród cichociemnych. Przywiózł ze sobą miliony dolarów dla AK. Jednak wyprawę do kraju Retinger o mały włos przypłaciłby życiem:
   Retinger pada ofiarą próby zabójstwa, przeprowadzonej przez ludzi z AK, podejrzewających go o agenturalną działalność (prawdopodobnie tym razem na rzecz ZSRR). Tylko dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności unika otrucia – pielęgniarka podająca mu truciznę nie kończy dawki, dzięki czemu Retingerowi udaje się ujść z życiem – co prawda jest sparaliżowany, ale żyje. Paraliż stopniowo ustępuje, w momencie gdy po pół roku opuszcza on okupowany kraj, jest już prawie sprawny, ma tylko ostry niedowład jednej strony ciała – co zostaje mu do końca życia.
   Po wojnie Józef Retinger dokonuje dwóch niezwykle ważnych rzeczy. W 1948 roku zorganizował Kongres Haski, podczas którego europejscy politycy i intelektualiści zdecydowali się na zacienienie międzynarodowej współpracy. Obecnie to wydarzenie uznawane jest za prapoczątek Unii Europejskiej.
   Sześć lat przed swoją śmiercią Retinger stworzył nieco mniej znaną niż UE, za to ponoć równie wpływową organizację:
   W 1954 roku w Arnhem w Holandii Retinger doprowadził do powstania jeszcze jednego tworu, który przetrwał do dzisiaj – założył Klub Bilderberg, zrzeszającego najbardziej wpływowe osobistości Europy i Ameryki. Klub ten spotyka się od tamtego czasu regularnie co rok – a skład osobowy dyskutantów jest tak znamienity, że całe masy ludzi wierzą, iż to właśnie ten klub jest odpowiedzialny za wszystkie znaczące wydarzenia na świecie (od powołania tego klubu, krążyły pogłoski, że Retinger jest światowym przywódcą masonerii).
   .2 Szpiedzy zdrajcy wśród najbliższych? Szpieg i zdrajca nr1I
   Nie tylko “kurier z Warszawy”,Kurier z Berlina ,żyd niemiecki urodzony w Berlinie-osobisty przyjaciel przez lata żyda komunisty ,polonofoba,UBeka Reicha Ranickiego -”papieża niemieckiej literatury”,żyda Władysława Bartoszewskiego(poznali się z W.Bartoszewskim po wojnie) i żyda komunisty ,trockisty masona -Józefa Retingera.Czy to nie przypadek ,że ta przeklęta trójca znała się tak dobrze i razem pracowała na zgubę Polski.
   Triumfy pierwszych lat
   Jan Nowak-Jeziorański ma wszelkie powody, by wspominać z ogromną satysfakcją swe pierwsze lata zarządzania polską sekcją Radia Wolna Europa począwszy od 1952 r. W tym trudnym okresie początkowym znakomicie owocowały jego ogromna energia i przebojowość, siła woli, a także niewątpliwy wielki talent radiowca. Przybył do RWE z bardzo cennymi doświadczeniami z pracy w radiu BBC, gdzie był zatrudniony od 1948 roku. Doświadczenia wojenne, praca w konspiracji i w charakterze kuriera (tak świetnie opisana w jego bestsellerze “Kurier z Warszawy”) przyzwyczaiły go do błyskawicznego podejmowania różnych trudnych decyzji, co miało wielkie znaczenie w pracy takiego radia jak RWE. Dość szybko udało mu się również wyjść zwycięsko z rywalizacji z konkurentami na czołowe stanowisko w RWE. Dziś mało pamięta się fakt, że Jan Nowak-Jeziorański nie był w RWE od samego początku. Pierwsze programy radiowe polskiej sekcji RWE były nadawane od 4 sierpnia 1950 r. przez Lesława Bodeńskiego, byłego kierownika Referatu Prasy Polskiej w MSZ w latach 1935-1939. W 1951 roku miejsce Bodeńskiego zajął Stanisław Strzetelski, poprzednio kierownik Biura Studiów Komitetu Wolnej Europy. Strzetelski kierował Stacją Polską RWE w Nowym Jorku. Wraz z wojną w Korei Amerykanie uznali konieczność zintensyfikowania walki propagandowej z reżimami komunistycznymi poprzez uruchomienie profesjonalnego radia w Monachium. Wtedy właśnie pojawiła się i została przyjęta kandydatura Jana Nowaka-Jeziorańskiego na szefa sekcji polskiej RWE w Monachium. Początkowo jednocześnie funkcjonowało dwóch kierowników Stacji Polskiej – Stanisław Strzetelski w Nowym Jorku i Jan Nowak w Monachium. Dochodziło między nimi do ciągłych konfliktów i rywalizacji. Nowakowi-Jeziorańskiemu stosunkowo szybko udało się wygrać z rywalem i został formalnie dyrektorem obu ośrodków: w Monachium i w Nowym Jorku. Później udało mu się skutecznie przezwyciężyć próbę puczu wewnętrznego w polskiej sekcji RWE, zorganizowanego przez jego zastępcę Marka Święcickiego.
   W ślad za tymi sukcesami w bojach personalnych w latach 1954-1955 miał przyjść ogromny sukces Nowaka w działalności RWE na Kraj. Było nim wykorzystanie w bardzo dużej serii audycji niezwykle demaskatorskich wyznań Józefa Światło, byłego wicedyrektora Departamentu X Śledczego MBP. Światło (Lichstein), “krwawy Żyd” (jak go nazywano w więzieniu na Mokotowie) był jednym z najokrutniejszych katów Polaków w dobie stalinowskiej. W grudniu 1953 roku, w poczuciu osobistego zagrożenia, po upadku Berii uciekł na Zachód. Znał doskonale od wewnątrz sytuację w partii i bezpiece, stając się bezcennym nabytkiem dla Amerykanów. W polskiej sekcji RWE rozgorzała zażarta dyskusja wokół tego, czy należy skorzystać z okazji nagłośnienia jego “zwierzeń” w audycjach od Kraju. Przeważająca część zespołu RWE oponowała ze względów moralnych, nie chcąc mieć nic do czynienia z krwawym katem Polaków. Nie chcieli, by “głos tego oprawcy sąsiadował z nimi na antenie” (wg wywiadu z J. Nowakiem-Jeziorańskim dla “Sztandaru Młodych” z 5 czerwca 1992 r.). Jan Nowak przeforsował jednak decyzję o wykorzystaniu Światły w ogromnej serii audycji “Za kulisami bezpieki i partii”. Okazało się, że miał rację – “rewelacje” Światły znacząco przyczyniły się do skompromitowania i osłabienia rządów terroru i bezpieki w Polsce. Był to ogromny spektakularny sukces RWE i osobiście Jana Nowaka-Jeziorańskiego. (…)
   Złe wnioski z sukcesów
   Nowak-Jeziorański osiągnął tak duże sukcesy w pierwszym najtrudniejszym okresie swego “rządu” w polskiej sekcji Radia Wolna Europa, okresie najeżonym ogromnymi przeszkodami. Wtedy je wszystkie potrafił pokonać zwycięsko, ogromnie umacniając swoją pozycję. Jak więc na tym tle wytłumaczyć, że pomimo przybywających wraz z latami doświadczeń, musiał odejść z RWE po 24 latach w bardzo niekorzystnej dla siebie atmosferze. Odchodził nielubiany przez wielką część zespołu RWE, sam też go najwyraźniej nie lubiąc. Jakże wymowne pod tym względem były jego zwierzenia na temat sytuacji w RWE w momencie jego dymisji, wypowiedziane w liście do J. Giedroyca 14 października 1979 roku. Jan Nowak stwierdzał, że w momencie odchodzenia z RWE powiedział swemu amerykańskiemu partnerowi: “z tym zespołem polskim, jaki jest, nie byłbym już w stanie pracować z uwagi na obecność w nim i bezkarne działanie agentów reżimu oraz gruntowną demoralizację sporej ilości ludzi. Należałoby więc radio zamknąć i natychmiast odbudować je z powrotem, pozbywając się szkodników i elementów bezideowych” (J. Nowak-Jeziorański, J. Giedroyc “Listy…”, op.cit. s. 512). Moim zdaniem, to wszystko jest wręcz kompromitujące dla J. Nowaka. Przecież to on jako dyrektor polskiej sekcji RWE, rządzący nią zresztą twardą ręką, tyle razy usuwający niewygodnych mu ludzi, ponosił decydującą odpowiedzialność za stan rządzonej przez niego sekcji. A więc także za “bezkarne działanie” w niej “agentów reżimu” i za “gruntowną demoralizację sporej części ludzi”. Tej odpowiedzialności nie mógł przecież zrzucić na nikogo innego. (…)
   Za “dobrymi komunistami” przeciw “złym komunistom”
   Przyjęta przez Nowaka-Jeziorańskiego zasada popierania “dobrych komunistów” przeciwko “złym komunistom” spowodowała bardzo błędną jak się okazało decyzję bezkrytycznego zbyt długiego popierania Gomułki po październiku 1956 roku. Tak jakby nie było coraz wyraźniejszych dowodów jego gruntownego odchodzenia od obietnic zmian, tak mocno deklarowanych w słynnym październikowym przemówieniu. Jerzy Giedroyc wspominał na przykład w swej autobiografii, że Jan Nowak “w noc przed wyborami z 1957 roku wezwał w Wolnej Europie do głosowania bez skreśleń” na oficjalnych kandydatów przedstawionych przez PZPR. Giedroyc już wtedy uważał, że należy głosować ze skreśleniami. Zdumiewał się Giedroyc również faktowi, że “Nowak powstrzymywał się przez dłuższy czas od atakowania władz PRL”. Robił tak mimo coraz bezwzględniejszych działań Gomułki na rzecz umacniania władzy PZPR i zwalczania opozycji. Doszło do niesamowitego paradoksu. Kilku członków redakcji “Po Prostu”, w większości członków PZPR-u, w czasie spotkania z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na przełomie lutego i marca 1957 r. wyrażało do niego pretensje za skrajne idealizowanie Gomułki. Sam Nowak-Jeziorański przyznawał we wspomnieniach, opisując to spotkanie: “Byli pełni pretensji do Wolnej Europy, że nie atakuje ostrzej Gomułki, że go raczej oszczędza. (…) Ja byłem dyrektorem antykomunistycznej radiostacji. I oto musiałem bronić się przed zarzutem, że przybierając ton powściągliwy i umiarkowany, udzielam pośrednio poparcia kierownictwu partii” (J. Nowak, op.cit., t. II, s. 23).
   Już wtedy w pierwszych latach po 1956 roku coraz wyraźniejsza stawała się taktyka Jana Nowaka stawania po stronie jednej “lepszej” jakoby frakcji komunistów tzw. “puławian” przeciwko “natolińczykom”. By użyć terminologii Witolda Jedlickiego z jego głośnego tekstu z paryskiej “Kultury” z grudnia 1962 r. o sporze “chamów” i “Żydów”, Nowak-Jeziorański stanął po stronie “Żydów” przeciwko “chamom” (natolińczykom). Nowak argumentował, że puławianie byli jakoby o wiele liberalniejsi niż ich przeciwnicy – natolińczycy, a później “partyzanci” (moczarowcy). Tezy te całkowicie obalał właśnie wspomniany tekst Witolda Jedlickiego z paryskiej “Kultury”. Jedlicki jednoznacznie wskazywał na to, że właśnie wśród “Żydów” (puławian) skupili się najgorsi stalinowcy. Pisał, że puławianie wykorzystywali sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności za wyczyny z okresu stalinowskiego. Żądających rozliczenia tych “wyczynów” natychmiast oskarżali jako “antysemitów”. Według Jedlickiego: “Doszło do tego, że ludzie naprawdę zaczęli wierzyć, że tylko antysemici żądają odpowiedzialności za zbrodnie stalinowskie i że po to, aby do antysemityzmu nie dopuścić, należy z żądań tych zrezygnować” (W. Jedlicki “Chamy i Żydy”, podziemne wydawnictwo Krąg, Warszawa 1981, s. 9-10). Według Jedlickiego, właśnie puławianie, rzekomi liberałowie, ponosili szczególnie ciężką odpowiedzialność za utrupienie zdobyczy Października 1956 r. w pierwszych latach rządów Gomułki (rola R. Zambrowskiego, A. Alstera i in.). Twierdzenia Jedlickiego o tej tak fatalnej roli frakcji żydowskiej (puławian) mają tym większą wagę, że ich autor nie może być oskarżany o “antysemityzm”, był pochodzenia żydowskiego i w końcu wyjechał na emigrację do Izraela. Na tym tle tym bardziej szokujące było maksymalne wspieranie przez Nowaka-Jeziorańskiego na antenie RWE żydowskiej frakcji puławian i związanych z nią publicystów czy pisarzy. Nowak-Jeziorański wybrał drogę wspierania jednej frakcji PZPR-owskiej, zamiast wspierania Narodu.
   Z idealizowaniem żydowskiej frakcji puławian jako tych “lepszych” komunistów szło w RWE Nowaka-Jeziorańskiego pomniejszanie zbrodni żydowskich ubeków. Czy było to zupełnie przypadkowe? Nie wiem. Szczególnie znamiennym zafałszowaniem prawdy o stalinizmie, zawartym w książce Nowaka-Jeziorańskiego “Z oddali” było zawarte na s. 241 t. II jej londyńskiego wydania stwierdzenie, że to AL-owcy stanowili rzekomo trzon bezpieki w okresie stalinowskim. Przypomnijmy tu, że nawet tak zwana tropicielka antysemityzmu jak Alina Grabowska przyznawała na łamach paryskiej “Kultury” z grudnia 1989 r., że: “W pierwszych latach powojennych (a nawet i później) znakomitą, niestety, większość pracowników UB stanowili Żydzi”. Dodajmy, Żydzi najczęściej przybyli ze Wschodu po 1944 roku. (…)
   Pralnia Brudnych Sumień
   W parze z wyraźnym wspieraniem żydowskiej frakcji puławian na antenach RWE szła zadziwiająca pobłażliwość i “wielkoduszność” Jana Nowaka-Jeziorańskiego dla byłych stalinowskich politruków kultury, też zresztą głównie żydowskiego pochodzenia, od Jana Kotta po Adama Ważyka (Wagmana). Na antenie rozgłośni Nowaka nagłaśniano i wychwalano jako opozycjonistów byłych stalinistów, częstokroć nawet tych najgorszych, tych najbardziej skompromitowanych. Przedstawiano ich jako wyidealizowanych herosów ducha, przemilczając ich fatalne poplamienia z przeszłości, rolę odegraną w prześladowaniu inaczej myślących. Wśród nagłaśnianych i wybielanych w RWE znalazły się m.in. osoby tak niegdyś skompromitowane rolą w stalinizacji polskiej kultury jak Adam Ważyk, Wiktor Woroszylski czy Jan Kott. Adam Ważyk, wielki piewca na cześć Stalina, za rolę w stalinizacji literatury był nazywany jej “teoretykiem”. “Wsławił się” między innymi ordynarnym atakiem na poezję Cypriana Norwida, którą nazwał “napuszoną nędzą myśli”. Wiktor Woroszylski “wyróżnił się” m.in. wierszem wysławiającym “towarzyszy ze Służby Bezpieczeństwa” i antologią ku czci niezapomnianego szefa Czeki Feliksa Dzierżyńskiego. Jan Kott “zabłysnął” iście inkwizytorską pasją, z jaką przez całe dziesięciolecia powojenne “demaskował” różnych “wrogów” socjalizmu od Kościoła katolickiego, podziemia niepodległościowego i gen. W. Andersa po różnych “reakcyjnych” twórców. To on jakże skwapliwie odrzucał “na śmietnik historii” dzieła Z. Krasińskiego i S. Wyspiańskiego, S. Żeromskiego i J. Conrada. Sam naczelny paryskiej “Kultury” Jerzy Giedroyc w liście do Witolda Gombrowicza z 18 maja 1963 r. nazwał J. Kotta “szmatą i bezwzględnym narzędziem nieinteligentnego systemu”. (…)
   W taki to sposób Radio Wolna Europa pod batutą Jana Nowaka przekształciło się w wielką Pralnię Brudnych Sumień dla osób najbardziej nawet splamionych udziałem w stalinizacji polskiej kultury. Nasiliło się to jeszcze bardziej po marcu 1968 roku wraz z napływem nowej fali pomarcowych emigrantów w niemałej mierze byłych członków PZPR, po uszy unurzanych w komunizmie.
   Spór Leopolda Tyrmanda z Nowakiem-Jeziorańskim
   (…) Skąd wynikała tak wyraźna prożydowskość Jana Nowaka-Jeziorańskiego, okazana w czasie jego maksymalnego poparcia dla walki żydowskiej frakcji puławian z “chamami” (natolińczykami)? Prożydowskość wyrażająca się również później w szczególnie dużym nagłaśnianiu byłych stalinowskich politruków kultury żydowskiego pochodzenia od Jana Kotta po Adama Ważyka, pomniejszaniu zbrodniczej roli żydowskich ubeków, a później w szczególnie mocnym forytowaniu emigrantów żydowskiego pochodzenia w RWE po 1968 roku. Pojawiały się sugestie (m.in. pisarza Janusza Kowalewskiego, Andrzeja Wąsewicza z chicagowskiego “Expressu” czy byłego współpracownika RWE Bohdana Stypułkowskiego w “Przeglądzie Podlaskim”), że Jan Nowak sam jest pochodzenia żydowskiego, pochodząc z rodu frankistów. Osobiście wątpię w twierdzenia o tym, że prożydowskość Nowaka-Jeziorańskiego wynikała z jego domniemanego żydowskiego pochodzenia. Przypuszczam raczej, że były zupełnie inne źródła tej prożydowskości. Z jednej strony mogły to być obawy przed ujawnieniem przez stronę żydowską niezbyt chlubnego dla Nowaka-Jeziorańskiego incydentu wojennego z pracą w zarządzie mieniem pożydowskim, i rozpętania hałaśliwej nagonki, która mogłaby zniszczyć całą karierę Jana Nowaka. I obawy te przypuszczalnie sprawiły, że wolał, jak to się mówi: “jeść Żydom z ręki”.
   Warto tu dodać, że obawy Jana Nowaka-Jeziorańskiego przed atakowaniem go ze strony żydowskiej nie były całkowicie bezpodstawne. Spotkał się z takim atakiem, ze strony jednej tylko wpływowej osoby, mimo że przez całe dziesięciolecia popierał frakcję żydowską w PZPR, maksymalnie nagłaśniał działaczy politycznych i intelektualistów żydowskiego pochodzenia. Tym atakującym był Anatol Shub, amerykański dziennikarz, pochodzący z rosyjskiej rodziny żydowskiej. Shub był kierownikiem centralnej redakcji dziennika radiowego, którego zadaniem było sprowadzanie i rozsyłanie materiału informacyjnego poszczególnym redakcjom w Monachium. W 1976 r. został jednym z dyrektorów BIB (tj. Board for International Broadcasting – Zarządu Radiofonii Międzynarodowej). Shub konsekwentnie rozgłaszał przeciwko Nowakowi-Jeziorańskiemu oskarżenia, że jest on “antysemitą i hitlerowskim treuhänderem, a jego wojenna kariera w AK została wymyślona” (wg: J. Nowak-Jeziorański, J. Giedroyc “Listy 1952-1998″, Wrocław 2001, s. 496). Nowak-Jeziorański spotkał się z takimi atakami, pomimo iż tak wiele zrobił dla nadania polskiej sekcji RWE charakteru filosemickiego. Można więc sobie wyobrazić jak by go potraktowano, gdyby w czymkolwiek naraził się lobby żydowskiemu. Wszystkie powiązane z tym lobby media rozpoczęłyby natychmiast niszczącą nagonkę na Nowaka-Jeziorańskiego, do skrajności wykorzystując nieszczęsny incydent z jego wojenną pracą w zarządzie mienia pożydowskiego. Nie można w tej sytuacji nawet wykluczyć, że Jan Nowak-Jeziorański był wręcz szantażowany przez jakichś Żydów groźbą ujawnienia faktu jego roli jako zarządcy mienia żydowskiego w czasie wojny.
   Być może jednak skrajna prożydowskość Nowaka-Jeziorańskiego wynikała po prostu z zimnych, wyrachowanych obliczeń, skrajnego koniunkturalizmu. Doszedł po prostu do wniosku, że przy tak dużych wpływach Żydów w różnych sferach życia amerykańskiego, w tym polityki amerykańskiego Departamentu Stanu, warto im maksymalnie się przypochlebiać. Jako szef polskiej sekcji Radia Wolna Europa zależał przecież wyłącznie od łaski i niełaski amerykańskich zwierzchników, w tym jakże silnego lobby żydowskiego. Przypomnijmy, że nawet mający o ileż bardziej niezależną pozycję od Nowaka-Jeziorańskiego redaktor naczelny paryskiej “Kultury” – Jerzy Giedroyc zdobył się kiedyś na takie, jakże wiele mówiące szczere “wyznanie”: “Ważne jest, żeby przylegać do rzeczywistości. I żeby się liczyć ze światową opinią (…). Nastawienie żydostwa, szczególnie amerykańskiego, zawsze było niesłychanie antypolskie. Wobec tego j a w okresie po 1968 r. celowo przegiąłem pałę, jak to się w Polsce mówi. Cały szereg osób uważało, że przeholowuję w filosemityzmie. Ale to mi się opłaciło [podkr. - J.R.N.]. Dzisiaj, jeżeli korespondent ‘New York Timesa’ czy ‘Time’ – jedzie do Polski – to zajeżdża do mnie, by porozmawiać” (por. “Rozmowy z Jerzym Giedroycem sprzed dwunastu lat”, podziemny “Aneks” 1986, nr 44, s. 39-44).
   Zaniechanie prac nad strategią alternatywną wobec komunizmu
   Przez dziesięciolecia Radio Wolna Europa było bezcennym źródłem jedynie wolnych niekontrolowanych informacji, przebijających się przez zagłuszarki do słuchaczy w Kraju. Przyciągało niektórymi prawdziwie znakomitymi audycjami typu “Fakty, wydarzenia, opinie” czy “Odwrotną stroną medalu”. Posiadało bardzo cenną warstwę informacyjną. Dużo gorzej stało natomiast pod względem prac koncepcyjnych z myślą o przyszłości, wypracowywaniem programów dla Polaków. Trudno się nie dziwić z jakże krytyczną oceną autora antykomunistycznej “Contry” z 1990 r. – A.R., napisaną z okazji omówienia II tomu wspomnień Jana Nowaka “Z oddali”. Zauważył on: “Po lekturze książki sądzić można, że rozgłośnia czasów Nowaka popierała naprawę komunizmu i reformistów partyjnych w sytuacji, gdy społeczeństwo polskie było takiemu stanowisku przeciwne. Czyżby doskonalenie systemu i władzy komunistycznej leżało w interesie Stanów Zjednoczonych, finansujących rozgłośnię? (…) Dysponując ogromnym środkiem wpływu na opinię społeczną w kraju, czyli radiem oraz jedynym na emigracji zespołem polityczno-dokumentacyjnym, w którym pracowało ogółem ponad 300 osób – nie przekształcił Nowak rozgłośni w ośrodek myśli politycznej, alternatywny wobec PZPR. Nie stworzył niestety żadnej strategii alternatywnej wobec komunizmu. Koncentrował się jedynie na wytykaniu systemowi komunistycznemu jego wad i poszukiwaniu dróg dla jego naprawy. (…) Czytelnik dowiaduje się z ogromnym zdumieniem, że Dyrektor Radia Wolna Europa traktował swoją rozgłośnię jako uczestnika dyskusji i procesu decyzyjnego wewnątrz PZPR (…) występował jako strona w sporach frakcyjnych PZPR. Już w 1956 r. podzielił działaczy PZPR na gorszych i lepszych. Był wrogiem Natolina, a adwokatem Puławian (…)”.
   To wikłanie się szefa rozgłośni Jana Nowaka w boje frakcyjne w PZPR było na próżno oprotestowywane przez niektórych pracowników RWE, którzy nie widzieli żadnego większego sensu w rozróżnianiu między “lepszymi” komunistami typu puławian czy nawet Gomułki (w połowie lat 60.!) kosztem wyjątkowo znienawidzonych przez Jana Nowaka moczarowskich “partyzantów”. Nader wymowne pod tym względem było stanowisko znakomitego komentatora politycznego – Jana Krok-Paszkowskiego. Po konflikcie z Janem Nowakiem zerwał on z RWE (został później kierownikiem polskiej sekcji w BBC). Jan Krok-

ODPOWIEDZ

Powstanie Warszawskie CZ.II

~W.Polska

2009-08-17 17:45:31

Jan Krok-Paszkowski tak pisał o istocie swego oporu wobec dyktowanej przez J. Nowaka polityki redakcyjnej: “Byłem zdania, że nasze audycje polityczne, przestrzegając stale społeczeństwo przed możliwością zmian na gorsze, gdy do władzy dojdą ‘partyzanci’ z Moczarem na czele, wzmacniają pozycję Gomułki. Według mnie, Gomułka reprezentował już wówczas najgorszy partyjny konserwatyzm, co oznaczało groźną i demoralizującą całe społeczeństwo stagnację polityczną i gospodarczą. Uważałem, że należy przede wszystkim zwalczać Gomułkę i podkreślać, że jego odejście nie musi koniecznie oznaczać dojścia do władzy Moczara, bo nie jest on jedynym konkurentem pierwszego sekretarza partii. W kwietniu 1965 roku na konferencji programowej w Feldafingu pod Monachium doszło na tym tle do publicznego sporu między mną a Nowakiem” (J. Krok-Paszkowski “Mój bieg przez XX wiek”, Londyn 1990, s. 250).
   Realizm polityczny na pewno skłaniał w pierwszym rzędzie do prób popierania reform wewnętrznych, osłabiających policyjną naturę systemu. Trudno się jednak pogodzić z zupełnym zaniechaniem w RWE popularyzowania myśli koncepcyjnej na temat najbardziej upragnionej sytuacji – upadku komunizmu i rozpadu ZSRR. Pod tym względem liderom rozgłośni Wolna Europa zupełnie zabrakło wyobraźni politycznej. Ton nadawał pod tym względem sam Nowak-Jeziorański. Jeden z czołowych pracowników RWE Kazimierz Zamorski na łamach “Solidarności Walczącej” z lata 1994 r. przypomniał nader wymowne stanowisko Nowaka-Jeziorańskiego w dyskusji na konferencji polskiego zespołu RWE w Feldafing w kwietniu 1965 r.: “Powinniśmy podkreślić, że nie dążymy do restauracji kapitalizmu, tłumaczył Nowak, pragniemy ewolucji komunizmu w kierunku socjalizmu demokratycznego. Należy komunistom odebrać słowo socjalizm w tym znaczeniu, w jakim je używają” [podkr. - J.R.N.].
   Skutki takiego podejścia owocowały ogromnymi zaniechaniami w pracach nad badaniem tego, co należałoby zrobić w sytuacji, gdy jednak wreszcie dojdzie do upadku komunizmu. Zaniechania trwały przez całe dziesięciolecia i wskutek braku podjęcia przez RWE odpowiednich analiz politycznych, ekonomicznych, socjologicznych etc. społeczeństwo polskie okazało się całkowicie nieprzygotowane do przemian w 1989 r.
   Nagłaśnianie w RWE dysydentów z PZPR typu Kuronia szło w parze z wyraźnym odrzucaniem, przemilczaniem, pomniejszaniem lub odrzucaniem przedstawicieli nurtów opozycji ostroantykomunistycznej i niepodległościowej. Nowak-Jeziorański sam mimo woli ujawnia swą skrajną prolewicową tendencyjność w drugim tomie swych wspomnień “Polska w oddali”. Całe strony poświęca na eksponowanie znaczenia buntu “młodych marksistów” od Kuronia, Modzelewskiego i Blumsztajna po Michnika i Toruńczyk. Znajduje miejsce nawet na łzawo-sentymentalne domniemania, że Barbara Toruńczyk musiała przypuszczalnie “głodować na paryskim bruku”. Jakoś nie znalazł natomiastCałe strony poświęca na eksponowanie znaczenia buntu “młodych marksistów” od Kuronia, Modzelewskiego i Blumsztajna po Michnika i Toruńczyk. Znajduje miejsce nawet na łzawo-sentymentalne domniemania, że Barbara Toruńczyk musiała przypuszczalnie “głodować na paryskim bruku”. Jakoś nie znalazł natomiast miejsca na nawet jedno najdrobniejsze zdanie informacji o dużo wcześniejszej od opozycji Kuronia i Michnika narodowej prawicowej organizacji opozycyjnej ZMD (Związku Młodych Demokratów) i o wyjątkowo bezwzględnych represjach wobec jej liderów (por. A. Friszke “Opozycja polityczna w PRL 1945-1980″, Londyn 1994, s. 224-227). Dziwnie nie znalazł również miejsca na omówienie rozwijanej od lat 60. prężnie działającej i bezwzględnie represjonowanej przez władze nielegalnej prawicowej organizacji opozycyjnej “Ruch”. W tym szaleństwie jest metoda! Jakże zdumiewająca była przy tym ostra niechęć, wręcz nienawiść Nowaka-Jeziorańskiego do najbardziej ostrych antykomunistów poza RWE (J. Mackiewicz, M. Grydzewski i in.) i w samej RWE (W. Trościanko, J. Ptaczek i in.).
   Ciekawe, że zapoczątkowaną przez Jana Nowaka linię odrzucania, a nawet zwalczania ostrego antykomunizmu i wspierania “socjalizmu demokratycznego” podjęli później kolejni dyrektorzy polskiej sekcji RWE. Jeden z nich, Zdzisław Najder nawet zabłysnął “odwagą” w cenzurowaniu wypowiedzi prezydenta USA Ronalda Reagana jako “zbytnio antykomunistycznych” (por. tekst J. Darskiego “Czerwona strategia i Radio Wolna Europa”, “Solidarność Walcząca” z lata 1994 r., s. 24).
   Konflikt Jana Nowaka z prezesem Edwardem Moskalem
   Na przełomie maja i czerwca 1996 roku doszło do otwartego ostrego konfliktu między prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwardem Moskalem a Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Jak doszło do tego konfliktu? Główną przyczyną była decyzja prezesa Moskala o potrzebie stanowczego przeciwstawienia się antypolskiej postawie żydowskiego lobby w USA, wbrew bardzo ugodowej postawie Jana Nowaka. Sam prezes KPA Moskal długi czas unikał otwartego zderzenia się z żydowskim lobby w USA, zdając sobie sprawę z jego potęgi. W pewnej chwili uznał jednak, że przebrała się miarka, po wyświetleniu w USA dla wielomilionowej widowni skrajnie oszczerczego antypolskiego i antykatolickiego filmu “Shtetl” Mariana Marzyńskiego. Oburzenie Polonii amerykańskiej tym filmem spotęgował fakt, że szkalujący polskie duchowieństwo żydowski reżyser sam uratował życie w czasie wojny tylko dzięki pomocy polskich zakonnic.
   Na tle bardzo ostrych stwierdzeń prezesa Moskala w sprawie filmu “Shtetl” doszło do jego otwartego zderzenia z Janem Nowakiem-Jeziorańskim. Sam Jan Nowak przyznawał, że “Shtetl” był oszczerczym filmem antypolskim. Pisał na ten temat: “Padłem także ofiarą perfidnie antypolskiego filmu ‘Shtetl’. Każdy Polak amerykański mógł się sam przekonać, w jaki sposób poglądy wyrażane przez Polaków przed kamerami telewizyjnymi były zniekształcone w tłumaczeniu na angielski po to, by przestawić Polskę i Polaków przed milionami amerykańskich telewidzów w możliwie jak najgorszym świetle i wyrządzić jak największą szkodę naszemu dobremu imieniu i reputacji. Zarówno groźby ze strony Światowego Kongresu Żydów, jak i ten film wyprodukowany przez żydowskiego reżysera uratowanego z Holocaustu przez polskie zakonnice wywołały wybuch emocji i gniewu społeczności polsko-amerykańskiej. Właśnie pod wpływem tych nastrojów gniewu prezes KPA złożył swoje niefortunne oświadczenie, które spowodowało moją rezygnację” (cyt. za: J. Nowak-Jeziorański “Polska wczoraj, dziś i jutro”, Warszawa 2000, s. 191). Jak widzimy, sam Nowak-Jeziorański przyznawał, że prezes Moskal miał powody do wzburzenia. Oburzał się jednak na jego bardzo ostre słowa krytyczne pod adresem Żydów, zwłaszcza zaś za porównanie śmierci niewinnych arabskich cywili zamordowanych przez Izraelczyków do zbrodni Holocaustu. Nowak-Jeziorański był przeciwny stanowczym protestom ze strony polskiej wobec Żydów, uważając, że tylko zaogniają sytuację i odbiją się niekorzystnie na Polakach ze względu na siłę żydowskiego lobby. Opowiadając się za dużo bardziej ustępliwą postawą, sugerował, że jedynym wyjściem pozostaje spokojne znoszenie uraz i cierpliwe poszukiwanie dialogu z Żydami.
   Ustępliwość J. Nowaka wobec Żydów wyraźnie przebijała z jego ówczesnego listu do naczelnego dyrektora Komitetu Żydów Amerykańskich Dawida A. Harrisa. Nowak-Jeziorański bił się w tym liście jako Polak w piersi za tych Polaków, którzy w czasie wojny “wydawali Żydów wrogowi dla osobistego zysku”, przypominał “antysemicką czystkę” gen. M. Moczara. Równocześnie ani słowem nie wspomniał o fatalnym antypolskim zachowaniu dużej części środowisk żydowskich na Kresach w latach 1939-1941 czy o jakże licznych zbrodniach żydowskich ubeków w dobie stalinizmu. O wspomnianym niegdyś przez niego samego jako sygnatariusza listu 3 kurierów i 3 żydowskich działaczy społecznych we wrześniu 1983 r. fakcie, że “w okresie stalinowskim wiele kluczowych stanowisk w aparacie terroru i w partii było obsadzonych przez Żydów”.
   Szybko okazało się, że Polonia amerykańska w ogromnej większości popiera stanowisko prezesa Moskala. Całkowicie izolowany Jan Nowak-Jeziorański nie widział w tej sprawie innego wyjścia niż demonstracyjna dymisja ze stanowiska jednego ze 164 dyrektorów krajowych Kongresu Polonii Amerykańskiej. Andrzej Wąsewicz o żydzie niemieckim J.Nowaku Jeziorańskim
   Jan Nowak-Jeziorański, były dyrektor Radia Wolna Europa, określany mianem “kuriera z Warszawy” coraz częściej występuje ostatnio w charakterze autorytetu moralnego Polonii Amerykańskiej i Polaków. Włączysz “TV Polonia” – Jeziorański. Otworzysz “Rzeczpospolitą”, “Gazetę Wyborczą” czy “Vivę” – Nowak. Wejdziesz na serwis Polskiej Agencji Prasowej – “kurier z Warszawy”. Publicznie krytykuje, doradza, chwali. Odbiera nagrody medialne i biznesowe, spotyka się z czołówką polskich polityków. Jednym słowem – pełno go wszędzie. Wśród chicagowskich Polonusów krąży nawet dowcip, że strach otworzyć biznes, bo wyskoczy Jeziorański. Wydawać by się mogło, że taki stan rzeczy powinien cieszyć. W końcu nasz człowiek Jeziorański, z piękną kartą niepodległościową i opozycyjną robi karierę w życiu publicznym starego kraju. Tymczasem nie wszyscy wiedzą, że w życiu Jana Nowaka-Jeziorańskiego pozostały brunatne plamy, stawiające pod znakiem zapytania jego dokonania, intencje i wiarygodność.
   Wzór wszystkich Polaków
   W mediach polskich tworzony jest bezkrytyczny, a czasem wręcz bałwochwalczy obraz “kuriera z Warszawy”. Emisariusz Armii Krajowej, wieloletni dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa, wpływowa postać po obu stronach Atlantyku, wielokrotnie odznaczany niekwestionowany autorytet dla wielu pokoleń Polaków – te określenia przewijają się często przy nazwisku Jeziorańskiego. – Niech się przy jego życiorysie schowają wszystkie amerykańskie filmy akcji. Niech się jego mądrości życiowej i politycznej uczą wszyscy Polacy – entuzjastycznie pisze magazyn “Viva” z 12 marca tego roku. Nawet biorąc pod uwagę, że nie jest to pismo dla korpusu dyplomatycznego, tylko dla gospodyń z salonowymi aspiracjami, naiwny zachwyt razi.
   Trzeba jednak obiektywnie przyznać, że Jeziorański ma na swym koncie niekwestionowane zasługi. To on w końcu skutecznie (choć za cenę dramatycznych konfliktów wewnętrznych zespołu) kierował RWE w okresie największych sukcesów tej rozgłośni w walce z reżimem komunistycznym w PRL. To on umacniał amerykańską pozycję Polaków jako wiceprezes Kongresu Polonii Amerykańskiej i przewodniczący ważnej Komisji Spraw Polskich KPA, choć z organizacji tej wystąpił w skandalicznych okolicznościach oraz w bardzo niefortunnym dla Polonii okresie. To on po dziś dzień zdecydowanie opowiada się za większymi prawami dla Polonusów, m.in. protestuje przeciwko szykanowaniu dwupaństwowców na polskiej granicy i naciskając na modyfikację Karty Polaka wciąż mozolnie dopracowywanej w Sejmie.
   Tych zasług nie wolno Jeziorańskiemu odbierać. Lecz właśnie w imię poszanowania pozytywnego dorobku “kuriera z Warszawy” należy mu zadać, z pewnością bolesne, lecz konieczne pytania, dotyczące wojennej przeszłości Jana Nowaka vel Zdzisława Jeziorańskiego.
   Sensacje szpiega
   W 1973 r. ukazało się pierwsze wydanie wspomnień Siedem trudnych lat autorstwa Andrzeja Czechowicza. Ten wieloletni pracownik RWE ukazuje z pozycji PRL-owskiego agenta działalność rozgłośni. Opozycja usiłowała sprowadzić zwierzenia kpt. Czechowicza do poziomu zemsty za rozgrywki personalne w środowisku polskich uchodźców w Monachium, jednak nie da się ukryć, iż autor był doskonale zorientowany w realiach. Książkę rozsyłano anonimowo nawet pracownikom RWE, co stanowiło zrozumiały element wojny propagandowej.
   Prawdziwa bomba wybuchła w rok później, gdy ukazało się wznowione wydanie Siedmiu trudnych lat. Książkę uzupełniono odbitką sporządzonego w języku niemieckim dokumentu. Jego treść podajemy za Kazimierzem Zamorskim, autorem opracowania Pod anteną Radia Wolna Europa.
   Oświadczenie z mocą przysięgi
   Ja, Johann Kassner, zam. przy Altoet Ungerstrasse 4/II, 8 Munchen 80, oświadczam niniejszym, jak pod przysięgą, że bracia Henryk Jeziorański, zam. w Chicago, Illinois, USA i Jan Jeziorański, obecnie w Monachium, byli zatrudnieni w latach 1940-1942 jako oficjalnie i urzędowo zatwierdzeni nadkomisarze w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie, w Polsce.
   Komisaryczny Zarząd Zabezpieczonych Nieruchomości, jako oficjalny urząd władzy okupacyjnej, zarządzał nieruchomościami przejętymi od żydowskich właścicieli.
   Pana Jana Jeziorańskiego, który obecnie znany jest jako Jan Nowak i jest zatrudniony jako dyrektor polskiego oddziału Radia Wolna Europa, spotykałem wielokrotnie z okazji służbowych kontaktów w biurach Komisarycznego Zarządu Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie.
   Podpisał Johann Kassner
   Monachium, 22 kwietnia 1970
   Nr dokumentu 2863 Fr
   Prawdziwość podpisu potwierdził dr Karl Friedrich, notariusz.
   Tak więc bohaterski “kurier z Warszawy”, przedzierający się przez okupowane przez hitlerowców strefy z niebezpiecznymi misjami został oskarżony o kolaborację z hitlerowcami. Zarzut dużego, by nie powiedzieć – miażdżącego kalibru.
   Dodajmy, że twórcą instytucji, w której pracował Jeziorański, był sam marszałek Rzeszy – Hermann Göring. Już 1 listopada 1939 r. ustanowił Główny Urząd Powierniczy Wschód (Haupttreahandstolle Ost – w skrócie HTO), dla terenów wcielonych do Rzeszy, z siedzibą w Berlinie i zarządami terenowymi. Ten w Warszawie znalazł się w strukturze Generalnego Gubernatorstwa, kierowanego przez inną postać z hitlerowskiego świecznika – ministra Rzeszy Hansa Franka.
   Jeziorański podjął z Kassnerem dość niezręczną polemikę w swych wspomnieniach Polska z oddali (Londyn 1988). Twierdził m.in., że Kassner brał w czasie wojny udział w rabunku mienia żydowskiego i powinien być potraktowany jako zbrodniarz nazistowski, choć np. Zamorski przytacza wręcz odwrotne przykłady.
   Niemieckie uderzenie
   Rewelacje kpt. Czechowicza Jeziorański skwitował stwierdzeniem, że to typowa “fałszywka” PRL-owskich służb specjalnych, chcących skompromitować niewygodnego szefa RWE. Można byłoby przyjąć i taką wersję, gdyby nie cios z najmniej spodziewanej strony. Oto 20 września 1974 r. wydawany w Kolonii tygodnik “Rheinischer Merkur” opublikował artykuł pióra Joachima G. Gorlickiego pt. Polskie napaści z intrygującym podtytułem Zastanawiające wpadki w Radiu Wolna Europa.
   Jan Nowak-Jeziorański – bohater czy kolaborant?
   Gorlich powołuje się na drugi tom wspomnień kpt. Czechowicza, wydany przez wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej w Warszawie. Napisał, iż Czechowicz, który wrócił do Polski w 1971 r., oskarża Jeziorańskiego, że był on nazistowskim Treuhänderem (administratorem-zarządcą – przyp. red.). Zarzut kolaboracji obciąża poważnie, a o wydawniczej sensacji książki świadczy fakt, że gdy ukazała się na Zachodzie, w oka mgnieniu została rozprzedana.
   Wybucha nieprawdopodobny skandal. Oto niemieckie pismo, powołując się na oficera wywiadu PRL, oskarża dyrektora polskiej sekcji RWE o kolaborację z nazistami.
   Jeziorański odpowiada pozwem w sądzie cywilnym. Twierdzi, że Czechowicz wcale nie nazwał “hitlerowskim zarządcą”, tylko do swej książki dołączył zaświadczenie Kassnera, że w latach 1940-1942 Jeziorański był nadkomisarzem w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w okupowanej Warszawie. Po drugie, nieprawdziwa miała być informacja, że książka ukazała się na Zachodzie i została błyskawicznie rozprzedana.
   Jeziorański domaga się od pozwanych (pisma i autora artykułu) odwołania twierdzeń opublikowanych w tekście Polskie napaści oraz wypłacenia nawiązki wysokości co najmniej 20 000 marek wraz z 4-procentowymi odsetkami. Argumentuje, że jego pracodawca nie może sobie pozwolić na zatrudnienie kolaboranta reżimu nazistowskiego na tak eksponowanej pozycji.
   Po ukazaniu się artykułu w “Rheinischer Merkur”, zarówno Jeziorański, jak i jego żona mieli otrzymywać listy z obelgami i pogróżkami zamordowania go.
   Pozwani wnieśli o odrzucenie skargi, argumentując, że treść artykułu jest prawdziwa. W ich stanowisku pojawił się jeszcze bardziej kontrowersyjny wątek. Przypomniano, że w książce kapitana Czechowicza znalazło się wręcz twierdzenie, iż powód był nie tylko nazistowskim Treuhänderem, ale współpracownikiem wywiadu hitlerowskiego w aparacie Himmlera.
   Sądowa klęska
   Trzyosobowy skład sędziowski sądu krajowego w Kolonii uznaje autentyczność oświadczenia Kassnera. Skargę Jeziorańskiego w pełni oddala wyrokiem z 2.07.1964 r. Sytuacja “kuriera z Warszawy” staje się dramatyczna. Protegowany Amerykanów nie zostaje przez niemiecki sąd oczyszczony z zarzutów pracy na rzecz aparatu hitlerowskiego. Jeziorański jest w dodatku obciążony kosztami postępowania sądowego.
   Dla Jeziorańskiego jest to klęska. Żałuje, że w ogóle doszło do rozprawy. – Wytoczyłem ten proces, bo mi Pan Bóg rozum odebrał – twierdzi samokrytycznie w Abecadle Kisiela (s. 79). Odium sprawy uderza też w amerykańskich popleczników “kuriera z Warszawy”. Dyrektor RWE nie ma wyjścia – odchodzi. Dopiero teraz Amerykanie usiłują dokładnie sprawdzić okupacyjną przeszłość Jeziorańskiego. Do jego radiowych kolegów zgłasza się “dziennikarz” o nazwisko Fox, którego nikt nie zna w miejscu jego rzekomej pracy. Sprawa z daleka pachnie wywiadem.
   Człowiek Waszyngtonu
   Wątek amerykański jest zresztą niezwykle interesujący. Niektórzy z otoczenia Jeziorańskiego twierdzą wprost, że pracował on dla CIA lub innej służby specjalnej. Trudno zresztą się spodziewać, by tak poważne zadanie, jakim w okresie “zimnej wojny” było kierowanie czołową propagandową rozgłośnią radiową, powierzano osobie spoza ścisłych kręgów dyspozycyjnych Waszyngtonu.
   Odejście Jeziorańskiego świadczyłoby, że Amerykanie chcieli zatuszować skandal. No bo przecież nie wycofał się ze względu na wiek czy stan zdrowia. Przypomnijmy, że obecnie, a więc po 26 latach, rzucił się energicznie w wir działalności politycznej i publicznej.
   Odejście Jeziorańskiego mogło też być dla Waszyngtonu wygodne z jeszcze innego powodu. Przyjęcie do USA i nadanie amerykańskiego obywatelstwa osobie pracującej dla hitlerowskiej machiny administracyjnej ludobójstwa byłoby – poza nielicznymi przypadkami wybitnych naukowców i osób składających kłamliwe zeznanie emigracyjne – niemożliwe. Powstaje więc pytanie, czy w trakcie wypełniania dokumentów wjazdowych do USA Jeziorański skłamał, pomijając milczeniem okres dotyczący nadzorowania mienia żydowskiego, czy też przyznał się do tego, co Amerykanie wykorzystali później do przeciągnięcia “kuriera” na swoją stronę. Mogło być i tak, jak w 1971 r., kiedy to w ankiecie osobowej (Biographical Information Form) Jeziorański – nie wdając się w szczegóły, stwierdził, że w latach 1939-1945 działał w polskim ruchu oporu, co byłoby formą ukrywania prawdy.
   Dziury w życiorysie
   W życiorysie okupacyjnym Jeziorańskiego są poważne dziury. Twierdzi on, że w marcu 1941 r. nawiązał kontakt z członkiem Związku Walki Zbrojnej (później AK). Ten kieruje go do ludzi mających umożliwić pracę w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości. W dwa tygodnie później objąłem administrację dwóch sporych kamienic na Królewskiej i otrzymałem Arbeitskartę (…). Późną wiosną 1941 r. składałem przysięgę organizacyjną ZWZ (”Kurier z Warszawy”). Co Jeziorański robił do połowy 1941 r., nie wiadomo. Czyżby – jak głosi jedna z wersji – rzeczywiście jeździł, handlując po Polsce?
   Jeziorański twierdzi, że na rzecz hitlerowskiej machiny zaczął pracować z polecenie polskiego podziemia. Lecz i tu brakuje kontrowersji. W sierpniu 1940 r. Jeziorański – jak twierdzi Zamorski – starał się o posadę Treuhändera pożydowskiej cegielni w Radzyminie, w czym miał poparcie odnośnego Führera SS, powołującego się na fakt, że petent jest krewnym Stanisława Jeziorańskiego, burmistrza miasta Radzymin. Jan Nowak najpierw określił to stwierdzenie jako “fałszywe”. Dopiero wiele lat potem przypomniał sobie, że rzeczywiście, jego daleki krewny Stanisław Jeziorański został burmistrzem Radzymina. To tylko jeden z przykładów GWno-wybiórczej .
   Dziwi fakt, że Jeziorański, do czasu rozpętania afery przez książkę Czechowicza, nie wspomniał o swych bojowych zasługach, związanych z patriotyczną pracą na rzecz hitlerowców. A przecież ta służba w konspiracji byłaby powodem dumy i niejednego odznaczenia. Tymczasem o tym aspekcie działalności swego szefa pracownicy Wolnej Europy dowiedzieli się z książki komunistycznego agenta! Ten epizod swego życia Jeziorański ukrywał do jesieni 1974 r.
   Warszawa czy Berlin?
   Jest jeszcze jeden intrygujący wątek dotyczący działalności Jeziorańskiego. W okupacyjnej karcie pracy, wystawionej w 1942 r. widnieje adnotacja, że Zdzisław Antoni Jeziorański urodził się 2 października 1914 r. w… Berlinie. Inne dokumenty “kuriera” podają Warszawę. Jeziorański tłumaczy tę rozbieżność warunkami konspiracji, w której niejednokrotnie posługiwano się “papierami” o różnych danych. Zapytany o to dodaje, że nawet gdyby urodził się w Berlinie, to i tak nic z tego nie wynika. I ten wątek z życia Jeziorańskiego nie doczekał się przekonującego wyjaśnienia, potęgując domysły i spekulacje.
   Kolejna kontrowersja dotyczy języka niemieckiego.
   Jeziorański wręcz obsesyjnie – jak wspominają współpracownicy – afiszował się… nieznajomością tego języka. Co np. niemieccy pracownicy RWE w Monachium traktowali jako “zasłonę dymną”. Zatrudnienie kierowniczego personelu w zarządach powierniczych czy komisarycznych podlegających HTO Franka zależne było – jak pisze Zarmorski – od narodowości, jak i stopnia lojalności wobec władzy okupacyjnej. Tak więc na pierwszym miejscu byli rdzenni Niemcy (Reichsdoutche), potem ci z Volksliste, a na trzecim zurwerlassige Einheimische, czyli godni zaufania tubylcy. Tak więc, by dochrapać się stanowiska nadkomisarza w hitlerowskiej instytucji, Jeziorański musiał być co najmniej godnym zaufania tubylcem. Pełnił przecież funkcje kierownicze, jako administrator-zarządca kontrolował wynajem mieszkań i kasował czynsze, a także miał przejąć cegielnię, uważaną przez hitlerowców za jeden z kluczowych elementów gospodarki.
   W kilka lat później, Jeziorański pracował już na kolei. Sam twierdzi, że wyjeżdżał z Generalnej Guberni na tereny polskie, przyłączone do Rzeszy i nawet do samej Rzeszy. A więc jeżdżący po Rzeszy i pracujący dla podziemia polski kolejarz bez znajomości niemieckiego? Kursujący też do Szwecji i Londynu?! I to z kartą pracy, gdzie jako miejsce urodzenia figuruje Berlin. Wszystko to zaczyna sprawiać, że zastanawiamy się, dlaczego przy tak dużej naiwności hitlerowców, rodem ze Stawki większej niż życie, wojna trwała tak długo.
   Obrońcy
   Jeziorański na swą obronę przytacza opinie osobistości, które krytykują próby szkalowania “kuriera z Warszawy”. Pojawia się m.in. oświadczenie Edwarda Raczyńskiego – w latach wojny członka Rządu Gen. W. Sikorskiego, Ambasadora RP w Londynie i Tadeusza Zawadzkiego-Żeńczykowskiego, Szefa wydziału “N” w BIP-ie Komendy Głównej ZWZ-AK. Zdaniem Jeziorańskiego – jak pisze Stefan Wysocki w broszurze Polska z oddali – Prawda z bliska – Tadeusz Zawadzki-Żeńczykowski, szef Jeziorańskiego w akcji “N” złożył oświadczenie notarialne, że organizacja wprowadziła Nowaka do Komisarycznego Zarządu jako administratora domów. Odsyłacz wskazuje s. 45 książki Nowaka – Kurier z Warszawy. Na tej stronie nie ma jednak oświadczenia Zawadzkiego-Żeńczykowskiego. Ani zresztą w całej książce!
   Co więcej, Jeziorański w czasie procesu w Kolonii nie zaprzecza, że był u Niemców nadkomisarzem w latach 1940-1942. W jaki więc sposób Zawadzki-Żeńczykowski mógł złożyć zaświadczenie, że skierował Jeziorańskiego do pracy w hitlerowskiej administracji, skoro poznał go dopiero w połowie 1941 r.?
   Jeziorański każe przepraszać
   W opublikowanym niedawno w prasie polskiej apelu Jeziorański po raz kolejny domaga się polskich przeprosin za Jedwabne (poparł też sugestię nakręcenia filmu o tragedii). Mówi o moralnym obowiązku, historycznej sprawiedliwości, czystym sumieniu. I to w chwili, gdy daleko jeszcze do ustalenia całej prawdy historycznej o potwornym mordzie na Żydach. Każąc przepraszać, samozwańczo kreuje się na indywidualne sumienie polskiego narodu. A przecież sam będąc wyznania mojżeszowego w imieniu katów swych współbraci administrował ich zrabowanym mieniem. W tej sytuacji nawoływanie Polaków do sprawiedliwości i zadośćuczynienia brzmi jak upiorna kpina. Jeziorański po prostu nie ma do tego prawa. Przynajmniej do czasu rozliczenia się ze swoją brunatną przeszłością.
   ***
   Brudne sumienie
   Uzupełniając drukowany obok materiał z chicagowskiego “Expresu”, dodajmy następujące uściślenia.
   Po ukazaniu się książki Czechowicza i ujawnieniu sprawy kolaboracji Nowaka–Jeziorańskiego z Niemcami “kurier z Warszawy” skierował sprawę do sądu niemieckiego. Sąd w Kolonii wyrokiem z 2 lipca 1975 r. oddalił jego pozew, pisząc w uzasadnieniu m.in.: W notarialnym oświadczeniu wymienionego pana Kassnera, na które powołuje się autor książki, jest mowa, że powód w latach 1940–1942 był zatrudniony w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości w Warszawie jako oficjalny i urzędowo zatwierdzony nadkomisarz. Ponadto stwierdza się tamże, że Komisaryczny Zarząd Zabezpieczonych Nieruchomości zarządzał jako oficjalny urząd władzy okupacyjnej nieruchomościami, z których zostali wywłaszczeni ich żydowscy właściciele. Opis funkcji i czynności powoda w Komisarycznym Zarządzie pozwala nieuprzedzonemu czytelnikowi na taką interpretację i takie wyciągnięcie wniosku, jakie jest zawarte w kwestionowanym artykule, mianowicie, że autor książki określa i oskarża powoda jako nazistowskiego Treuhändera. Zatem więc powód pracował wówczas – czemu też nie przeczy – w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości jako urzędzie nazistowskiej władzy okupacyjnej, czyli w urzędzie, który zajmował się administracją nieruchomości, które należały względnie należały były do żydowskich właścicieli i które zostały przez władze okupacyjne co najmniej zarekwirowane.
   Przysięgę konspiracyjną złożył dopiero w 1941 r.
   Rzecz następna. Nowak–Jeziorański (podczas okupacji posługujący się nazwiskiem Zdzisław Jeziorański) utrzymuje, iż pracę w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości podjął na zlecenie polskiego podziemia. Jednak w instytucji okupacyjnej rekwirującej nieruchomości żydowskiej pracował już od roku 1940, gdy tymczasem – jak sam pisze w swoich wspomnieniach, w wydaniu londyńskim z roku 1978 – pierwszy kontakt z podziemiem nawiązał w marcu 1941 r. Pisze Kazimierz Zamorski, jedna z największych sław Wolnej Europy, w książce Pod anteną Radia Wolna Europa (Poznań 1995) o początkach konspiracji Jeziorańskiego: Potem “w czasie tej następnej rozmowy” dowiaduje się, że ma do czynienia z członkiem Związku Walki Zbrojnej, który kieruje go do ludzi mających umożliwić mu pracę w Komisarycznym Zarządzie Zabezpieczonych Nieruchomości. W dwa tygodnie później objąłem administrację dwóch sporych kamienic na Królewskiej i otrzymałem Arbeitskartę… późną wiosną 1941 roku składałem przysięgę organizacyjną ZWZ” (“Kurier z Warszawy” – Londyn .
   Z błogosławieństwem SS po żydowską cegielnię
   Po trzecie: przed przysięgą, w sierpniu 1940 r. Zdzisław Jeziorański starał się o posadę Treuhändera” pożydowskiej cegielni w Radzyminie, w czym miał poparcie odnośnego Führera SS. Pikanterii dodaje fakt, że w tym czasie burmistrzem Radzymina, nominowanym przez okupacyjne władze niemieckie, jest krewny Jeziorańskiego.
   Tak więc niemiecki dokument, wydany 8 sierpnia 1940 r. przez szefa SS w dystrykcie warszawskim, popiera Zdzisława Jeziorańskiego na stanowisko Treuhändera cegielni “Neue Ziegelei in Radzymin”, stanowiącej własność Żyda o nazwisku Aria Harder. Oto treść pisma skierowanego do Kreishauptmanna Powiatu Warszawa, Warszawa, ul. 6–go Sierpnia 34, Wydział Gospodarki i Wyżywienia: W czasie odwiedzin pana Zdzisława Jeziorańskiego, ur. 2 września 1914 r. w Warszawie [na karcie pracy Jeziorańskiego z 1942 r., opublikowanej przez chicagowski “Express” jako miejsce urodzenia widnieje już Berlin – przyp. red.], prosił on nas o przyjęcie go jako Treuhändera nieruchomości “Nowa Cegielnia w Radzyminie”, stanowiącej własność Żyda Arii Hardera. Równocześnie zwracam Panu uwagę, że wnioskodawca jest krewnym Pana Stanisława Jeziorańskiego, który w dniu 15.07.1940 r. został mianowany burmistrzem miasta Radzymin.
   Po wojnie, już w RWE, Nowak–Jeziorański po wyjściu na jaw historii jego pracy w urzędzie rekwirującym mienie żydowskie próbował tłumaczyć, że powyższy dokument jest fałszywką. Jednoznacznie obalił to Kazimierz Zamorski. We wzmiankowanej książce pisze na stronie 210: “Oczywiście fałszywka” – orzekł Jan Nowak i zwoławszy swój zespół do C. D. Jackson Room (taka duża sala konferencyjna) uroczyście oświadczył, że nigdy w Radzyminie nie był, żadnych tam krewnych nie miał, a dokument – co nie ulega wątpliwości – jest falsyfikatem. Wiele lat potem przypomniał sobie, że jego “daleki krewny, Stanisław Jeziorański”, w czasie wojny “został burmistrzem Radzymina” (“Polska z oddali”, s.343). Tamże można wyczytać, że eksperci w Waszyngtonie i Monachium orzekli, że inkryminujący dokument jest falsyfikatem. Argumenty, chyba Jana Nowaka, bo wątpię, by pochodziły od ekspertów, są więcej niż naiwne. Ale jeśli, jak on twierdzi, jest w posiadaniu ich ekspertyzy, to nie zadali sobie wiele trudu, by zbadać okoliczności powstania dokumentu. W przeciwnym razie nie wytykaliby dorobienia odnośnych znaków do przegłosów (Umlaut), takich jak “u” lub “ó”, i obecności polskich liter “ń” i “ł” lub też braku pozdrowienia “Heil Hitler”. Ależ te właśnie “błędy”, mające dokument skompromitować, świadczą o jego autentyczności. Przesłano mi plik dokumentów stanowiących załączniki do dogłębnej analizy zarówno samego dokumentu, jak i okoliczności jego powstania, dokonanej na miejscu w archiwach przez osoby – ośmielam się być zdania – bardziej kompetentne. Wbrew temu, co Jan Nowak twierdzi, dokument jest autentyczny.
   Potwierdzają ten fakt osoby występujące w tekście, ich oryginalne podpisy (pismo Kreishauptmanna Rupprechta, podpis dr. Zahna), jak również informacje zawarte w treści pisma, układ pisma, nadruki, czcionka i pieczęcie. A także charakterystyczny dla kancelarii niemieckiej sposób formowania i spinania akt metalowymi wąsami, który pozostawił ślady rdzy i uszkodzenia papieru… Niemcy przejęli majątek b. państwa polskiego. Stąd też w urzędach korzystano (zwłaszcza w pierwszych latach okupacji) z polskich maszyn do pisania. Również personel pomocniczy w urzędach stanowili Polacy. Do Umlautów nie przywiązywano dużej wagi. Często w innych pismach urzędów niemieckich nie ma Umlautów, brak jest korekty pisma, w dokumentach występują liczne błędy literowe, jak i błędy cyfrowe (zwłaszcza w raportach i sprawozdaniach). W pismach SS und Selbstschutzfuhrera, jak i Sonderdienstu nie ma pozdrowienia “Heil Hitler” (…).
   ***
   Nowak–Jeziorański po ujawnieniu sprawy przez prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala stwierdził, że nie będzie z nim polemizował. Pewnie, jak można bowiem polemizować z faktami? W dodatku faktami tak wstydliwymi, skrzętnie ukrywanymi, czyniącymi z “autoryteta” kolaboranta, przejmującego w interesie Trzeciej Rzeszy mienie pomordowanych Żydów? Szpiedzy zdrajcy wśród najbliższych? Szpieg i zdrajca nr III
   Leszek Kołakowski – wróg nr.1 Polskości, Narodu Polskiego i Wolnego i Niepodległego Państwa Polskiego, polonofob, dywersant, komunista, marksista, stalinowiec, świnia Orwell’owska, jeden z najbardziej znanych ideologów marksizmu, członek PZPR od 1947 do 1966. W 1968, brał udział w Wydarzeniach Marcowych; prof. i ideolog filozofii marksistowskiej, w okresie stalinowskim zajadle atakujący filozofię katolicką;
   członek KOR – żydokomuna – trockiści [KOR powstał z najbardziej antypolskich struktur partyjnych: WKP(b), KPZU, KPU(b), KPB(b), KPF, KPD(Niemiec), MOPRu.]. Jest członkiem antypolskiej, powiązanej z masonerią i światową finansjerą żydowską Fundacją im. Stefana Batorego – założona i finansowana przez żydowskiego hochsztaplera giełdowego Sorrosa; odznaczony Orderem Orła Białego przez rząd żydokomunistyczny; członek “Klubu Krzywego Koła”
   “Klub Krzywego Koła” został utworzony za zgodą i poparciem Julii Brystyger (dyrektor Departamentu Politycznego MBP i UB [Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i Urzędu Bezpieczeństwa]); to nazwa klubu dyskusyjnego działającego w Warszawie w latach 1955-1962; Klub miał być kuźnią przyszłych kadr, którego cele zostały przedstawione na piśmie Jakubowi Bermanowi i Morawskiemu. Klub podjął bliską współpracę z tygodnikiem “Po Prostu”, w którego redakcji pracowali sami żydzi. Klub skupiał ówczesną (żydokomunistyczną) elitkę intelektualną, tzw. opozycję inteligencką, lewicę laicką, dyskusje w nim prowadzone dotyczyły m.in. problematyki kulturowej, politycznej, filozoficznej, artystycznej i ideologicznej; w zebraniach brali udział m.in.: Jan Józef Lipski żyd i mason, Witold Jedlicki(autor dobrej książki „Chamy i żydy”-jedyny sprawiedliwy -żyd), Aleksander Małachowski żyd i mason, Stanisław Ossowski, Paweł Jasienica żyd, Antoni Słonimski żyd stalinowiec i mason, Władysław Bartoszewski żyd i mason, Jerzy Urban żyd i komuch, , Ludwik Hass żyd i mason, Leszek Kołakowski żyd i marksista stalinowiec, Aniela Steinsbergowa żydówka, Karol Modzelewski żyd i komuch, Jacek Kuroń żyd i komuch trockista, Adam Michnik żyd i komuch trockista, Anna Rudzińska żydówka, Jerzy Kornacki żyd, Adam Schaf żyd stalinowiec i marksista;
   Zmarł niedawno i chyba tylko z jakiś sjonistyczno-snobistycznych powodów kazał się pochować w Polsce !,a nie w Londynie czy izraelu,a na Powązkach obok grobu najbardziej znienawidzonego żyda w kraju Geremka.Znaczyłoby to,że żydzi Polski nie odpuszczą i mają plany związane prawdopodobnie z jej kolonizacją – zobacz temat Judeopolonia-państwo żydowskie w Polsce. Szpiedzy zdrajcy wśród najbliższych? Szpieg i zdrajca nr IV
   Szpieg mosadu,sjonista ,polonofob -wielki przyjaciel wyżej wymienionych,bardzo częste kontakty przyjęty ,uratowany przez AK na zgubę Polski ( a było takich bydłoszewskich tysiące uratowanych przez AK)i Polaków po 1989 roku. Władyslaw Bartoszewski.Jego syn emigrował z Polski do izraela wraz z rodziną,dlatego Bartoszewski tak często bywa w izraelu na koszt polskiego podatnika. W latach 70. Bartoszewski stopniowo zaczął ewoluować w stronę coraz większej akceptacji argumentacji żydowskiej w różnych sprawach.Żydowski KOR-komitet żydowskiej reakcji i wzajemnej żydowskiej pomocy,Gierek pisze w swoich wspomnieniach cyt.”jeszcze nie zdążyliśmy wydać rozkazu aresztowania Geremka,kuronia,michnika-szechtera na 48 godzin ,a już komunikowała o tym (przed faktem)Wolna Europa pod dyrekcją Jana Nowaka Jeziorańskiego ,czy sekcja polska radia BBC żyda Smolara -masona międzynarodowego. Wpłynęło na to kilka czynników. Z jednej strony uleganie wpływom Turowiczowskiej opcji w “Tygodniku Powszechnym” (Bartoszewski był związany z redakcją tego tygodnika od bardzo długiego czasu), jak i filosemickiej elitki PEN-Clubu (od 1972 r., gdy Bartoszewski został sekretarzem generalnym tej organizacji). Swoje zrobiły konsekwentne zabiegi ze strony żydowskiej o pozyskanie Bartoszewskiego, granie na jego próżności przez bardzo mocne fetowanie go w Izraelu (Bartoszewski został m.in. Honorowym Obywatelem Izraela). Ewolucja Bartoszewskiego w kierunku filosemickim wyraźnie nasiliła się w czasie pobytu na stanowisku ambasadora w Wiedniu od 1990 roku. Jako minister spraw zagranicznych w postkomunistycznym rządzie Józefa Oleksego od 1994 roku Bartoszewski maksymalnie rozczarował entuzjastów jego dawnej działalności naukowo-publicystycznej. Był ministrem dość nieudolnym, a sprawując swą funkcję w wystąpieniach publicznych bardzo często mówił o wiele szybciej niż myślał.
   28 kwietnia 1995 wystąpił na forum Bundestagu z bardzo niefortunnym przemówieniem – przeprosinami za wysiedlenie Niemców z Polski, w którym zaniżył liczbę polskich ofiar wojny z 3 milionów do dwóch. I to na forum niemieckiego parlamentu (!!!) (por. szerzej moją polemikę z dyrektorem gabinetu ministra spraw zagranicznych Tomaszem Lisem – “Słowo-Dziennik Katolicki”, 21-23 lipca 1995 r.).
   Jako szef polskiego MSZ-u nie zrobił niczego istotniejszego dla napiętnowania coraz haniebniejszych wybryków antypolonizmu w świecie. “Wsławił się” natomiast niechlubnym “donosem na Polskę” w przemówieniu w izraelskim Knesecie (mówił w nim o antysemickich “ciemniakach” na polskiej prowincji, dziwnie zapominając o antypolskich wypowiedziach “jaśnie oświeconych” premierów Bergina i Szamira.
   Bartoszewski podjął także szereg niefortunnych decyzji personalnych, wzmacniających filosemickie lobby w MSZ, m.in. poprzez mianowanie wiceministrem Stefana Mellera, poprzez wyznaczenie na specjalnego pełnomocnika do stosunków z żydowską diasporą, która przecież “nie jest podmiotem prawa międzynarodowego”, znanego ze skrajnie prożydowskiej tendencyjności byłego współredaktora “Gazety Wyborczej” Krzysztofa Śliwińskiego (w 1989 roku popisał się brutalną napaścią na Prymasa Polski w związku ze sprawą oświęcimskiego Karmelu).
   Pytania do Władysława Bartoszewskiego
   Prof. Jerzy Robert Nowak
   Władysław Bartoszewski niedawno został określony przez przywódcę Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska jako “najlepszy polski życiorys” i jako “najlepsza polska biografia”. Tenże pan Tusk już jako premier RP powołał Bartoszewskiego na sekretarza stanu do spraw zagranicznych w kancelarii premiera. W ostatnim czasie nadeszła również wiadomość, że Senat KUL postanowił akurat teraz uhonorować Władysława Bartoszewskiego doktoratem honoris causa, nie bacząc na bezprzykładną serię wyzwisk i obelg, jakimi popisał się pan Bartoszewski w ostatniej kampanii wyborczej. W związku z tymi wszystkimi przedziwnymi uhonorowaniami człowieka, który dawno przestał spełniać wymogi stawiane przed ludźmi o prawdziwym autorytecie, pozwolę sobie wystosować do niego następujących 30 pytań:
   - Dlaczego zgodził się Pan na uroczyste wręczenie Panu medalu ku czci największego niemieckiego polakożercy lat dwudziestych Gustawa Stresemanna?
   - Dlaczego w 2006 r. jako sekretarz kapituły Orderu Orła Białego sprzeciwił się Pan przyznaniu Orderu Orła Białego (pośmiertnie) generałowi Augustowi E. Fieldorfowi i rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu? Czy można w ogóle porównać Pana zasługi jako kawalera Orła Białego z zasługami dwóch wspomnianych bohaterów?
   - Dlaczego, będąc oficjalnym gościem Izraela jako polski minister spraw zagranicznych, milczał Pan jak grób w parlamencie izraelskim w czasie, gdy obrażano Pana kraj, gdy Polaków publicznie nazywano współwinnymi wraz z Niemcami zagłady Żydów (robił to m.in. wiceprzewodniczący parlamentu R. Rivlin)?
   - Jeśli nie miał Pan odwagi na publiczną polemikę z antypolskimi oszczerstwami, dlaczego nie wyszedł Pan z sali, jak doradzała Panu większość polskiej delegacji?
   - Dlaczego kłamał Pan (w 2000 r.), że Polaków zaatakował w Knesecie tylko “głupi ekstremista”?
   - Dlaczego używa Pan bezprawnie tytułu profesora w sytuacji, gdy jest Pan tylko maturzystą, absolwentem gimnazjum? Jak wiadomo, obowiązują twarde reguły: aby zostać profesorem, trzeba mieć magisterium, doktorat i habilitację, a żadnej z tego typu prac Pan nie obronił, nie mówiąc o skończeniu studiów.
   - Dlaczego nie zdobył się Pan na publiczne wystąpienie w obronie pamięci słynnej pisarki Zofii Kossak, której Pan tyle zawdzięcza, jak Pan sam wielokrotnie przyznawał?
   - Dlaczego zgodził się Pan na zamieszczenie w książce – wywiadzie z Panem – cytatu z kłamliwym twierdzeniem Stefana Niesiołowskiego, że jakoby: “Zapisał (Pan) piękną kartę walki o Polskę z bronią w ręku”. W jakim to było oddziale? Przy jakiej ulicy? Jakich ma Pan świadków tej rzekomej walki?
   - Dlaczego tak mocno, a kłamliwie, przesadza Pan z eksponowaniem swej roli jako rzekomo jednej z głównych postaci organizujących pomoc dla Żydów w ramach Żegoty w 1942 roku? Miał Pan wtedy tylko 20 lat i był podwładnym faktycznej wielkiej organizatorki pomocy Żydom Zofii Kossak.
   - Dlaczego nie zareagował Pan na poturbowanie polskich, katolickich wiernych przez moskiewską milicję?
   - Dlaczego nie zrobił Pan nic, aby zaprotestować przeciwko brutalnej obławie policyjnej na 300 Polaków we Frankfurcie nad Odrą, potępionej nawet przez 7 niemieckich posłów?
   - Kto upoważnił Pana jako ministra do przepraszania Niemców cytatem z Jana Józefa Lipskiego za przesiedlenie?
   - Na jakiej podstawie zaniżył Pan o milion osób – wbrew sprawdzonym naukowo statystykom – liczbę Polaków, ofiar wojny, w swym wystąpieniu w Bundestagu?
   - Dlaczego Pan, w latach 60. tak zdecydowanie reagujący na początki fali antypolonizmu, milczy w tej sprawie, gdy fala antypolonizmu jest wielokrotnie większa?
   - Dlaczego piętnował Pan w Izraelu antyżydowskich “polskich ciemniaków”, a nie wypowiada się Pan na temat skrajnych przejawów żydowskiego antypolonizmu? Dlaczego nie reaguje Pan na coraz silniejszą falę antypolonizmu w niemieckich mediach?
   - Dlaczego Pan, były żołnierz AK i Powstania Warszawskiego, nie zareagował na potworne oszczerstwa rzucane na powstanie w artykule Cichego i na AK w tekście Yaffy Eliach?
   - Dlaczego nic Pan nie zrobił w celu wystąpienia na arenie międzynarodowej przeciw używaniu oszczerczego nazewnictwa: “polskie obozy zagłady” i “polskie obozy koncentracyjne”? (Zrobił to dopiero kilka lat po Panu minister Adam Daniel Rotfeld).
   - Co skusiło Pana, jako 83-letniego staruszka niemającego zielonego pojęcia o lotnictwie, do przyjęcia swoistej synekury, posady prezesa Rady Nadzorczej LOT, znajdującego się skądinąd w bardzo trudnej sytuacji finansowej? Czy w czasie Pana zarządu LOT-em może się Pan pochwalić choć jednym, jedynym posunięciem, które przyczyniło się do poprawy sytuacji finansowej firmy?
   - Czy w czasie Pana pierwszego szefowania resortem spraw zagranicznych zrobił Pan w ogóle choć jedną konkretną rzecz dla obrony polskich interesów narodowych w polityce zagranicznej, czy wystarczyło Panu bierne reagowanie na wszelkie przypadki brutalnego dyskryminowania Polaków?
   - Dlaczego Pan po tylekroć kłamliwie wychwalał kanclerza Helmuda Kohla znanego z niechęci do Polaków i do uznania granicy na Odrze i Nysie?
   - Dlaczego Pan – antykomunista – zgodził się być ministrem w postkomunistycznym rządzie Józefa Oleksego?
   - Dlaczego nie zdobył się Pan na publiczne wystąpienie w obronie pamięci słynnej pisarki Zofii Kossak, swojej byłej przełożonej?
   - Dlaczego nie zdobył się Pan – “autorytet” w Niemczech i Izraelu – na publiczne potępienie antypolskich oszczerstw najgorszego polakożercy i katolikożercy Jana Tomasza Grossa?
   - Czy nie wstydzi się Pan swej decyzji odwołania z funkcji polskiego konsula honorowego wielkiego Polaka Jana Kobylańskiego, tylko dlatego że zaangażował się on w obronę prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej Edwarda Moskala?
   - Czy nie wstydzi się Pan, że na stare lata dał się Pan wciągnąć w niegodną Pana siwych włosów kampanię obelg w stylu “dewianci” i “bydło”?
   - Czy popierał Pan awansowanie swego syna na pełnomocnika rządu ds. bezpieczeństwa energetycznego w randze ministra w rządzie Marcinkiewicza? Kto pierwszy zachęcił premiera Marcinkiewicza do rozważenia kandydatury Pana syna – pracującego przez wiele lat jako historyk w żydowskim instytucie w Oxfordzie – na to stanowisko, twierdząc, że Pana syn jakoby “od wielu, wielu lat zajmuje się energetyką”?
   - Dlaczego dziwnie nie mówi Pan w swoich wywiadach o tym, że Pana syn pracował przez wiele lat w żydowskim instytucie w Oxfordzie i w polsko-żydowskim roczniku “Polin”? Przecież chyba nie było nic wstydliwego w jego pracy?
   - Dlaczego Pan nie wpłynął na swego syna, by w 1989 r. nie wydawał jako “Editor” polakożerczej książki Samuela Willenberga “Surviving Treblinka”, w której znalazły się m.in. oszczercze twierdzenia, że AK-owcy, uczestnicy Powstania Warszawskiego, mordowali Żydów i gwałcili Żydówki?
   - Dlaczego w ostatnich kilkunastu latach milczał Pan, nie protestując publicznie w sprawie oskarżeń przeciw Polakom (m.in. w tak bliskim Panu “Tygodniku Powszechnym”), że radośnie bawili się na karuzeli w pobliżu ruin płonącego warszawskiego getta? Przecież jeszcze w 1985 r. prostował Pan to kłamstwo na łamach paryskich “Zeszytów Historycznych”?
   - Dlaczego kłamie Pan w wywiadzie-rzece udzielonym Michałowi Komarowi, jakoby złożył Pan rezygnację po objęciu na KUL funkcji dziekana przez prof. Ryszarda Bendera? W rzeczywistości był Pan podwładnym w jego katedrze aż 11 lat, w tym kilka lat w czasie, gdy był on dziekanem. POWSTANIE URATOWAŁO EUROPĘ i UNIĘ EUROPEJSKĄ
   Ktoś, zapewne spytałby, JAK TO?
   Wystarczy z większym zainteresowaniem przestudiować historię wojenną z lata 1944, aby jasno zdać sobie sprawę, że gdyby nie było Powstania Warszawskiego, nie byłoby Europy Zachodniej, a więc i Unii Europejskiej. Fakty dobitnie o tym mówią. Armia Czerwona gnała na zachód pobitych Niemców, wchodząc ĽPOLITYCZYCH przed Warszawą, zdając sobie sprawę, że Powstanie jest dowodem siły Armii Krajowej i całego Narodu w walce o prawdziwy niepodległy byt Państwa Polskiego. Stalin, nakazał zatrzymanie się wojsk sowieckich na linii Wisły, aby Niemcy zniszczyli cały ośrodek polityczny, wojskowy, opozycyjny do wszelkiej przemocy zaborców i intelektualny Polski, wprowadzając swoich złoczyńców, którzy niestety do dnia dzisiejszego jeszcze urzędują w rożnych ośrodkach dyspozycyjnych, nie dając rozwinąć się rzetelnemu duchowi katolickiej Polski. Moskwa liczyła, że Powstanie upadnie w ciągu kilku dni, co nie nastąpiło. Wobec tego faktu perwersyjnie symulowała Ľtak Warszawie, jak i Polsce Walczącej. POWSTANIE WARSZAWSKIE zatrzymało hordy sowieckie w swoim zwycięskim pochodzie na zachód, dając Niemcom czas na ufortyfikowanie Odry i innych obiektów strategicznych, jak i zebranie resztek swoich wojsk, oraz zorganizowanie obrony, której w lecie 1944 roku nie było.
   W wypadku tylko kilkudniowego trwania Powstania, bolszewickie masy szybko przebiłyby się przez Polskę i Niemcy, spotykając się z Aliantami gdzieś tam na granicy Francji czy Belgii, lub najdalej Holandii. Nie byłoby ludzkiej mocy, aby wyprzeć moskali na wschód z Europy Zachodniej. Zostałaby tylko Anglia, Francja, Hiszpania i Portugalia, ewentualnie Belgia wraz z Holandią Wobec takiej sytuacji Unia Europejska nigdy by nie istniała, a Związek Sowiecki panowałby do dnia dzisiejszego nie tylko nad Starym Kontynentem. Kultura i cywilizacja europejska należałaby już tylko do historii i to historii pomalowanej na czerwono. Gdyby dzisiejsza polska dyplomacja była naprawdę bardziej polska i spojrzałaby głębiej w historię XX wieku, a szczególnie na wysiłek Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej poczynając od Wojska Polskiego w 1939 roku, poprzez Armię Krajową, Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, to z pewnością pełniej mogłaby wykorzystać te fakty w negocjacjach z Unią Europejską i innymi Aliantami. Niestety w zacisznych gabinetach ministerialnych unoszą się jeszcze czerwone i nie polskie opary, które nie pozwalają myśleć po polsku, ani rzetelnie pracować dla Kraju. Lecz fakt, jest faktem – Unia Europejska istnieje dzięki Powstaniu Warszawskiemu!!!
   „Bądż wierny, idż „ -Zbigniew Herbert
   ”Prawda was wyzwoli „-Jan Paweł II
   
   Gdyby dzisiejsza polska dyplomacja była naprawdę bardziej polska i spojrzałaby głębiej w historię XX wieku, a szczególnie na wysiłek Narodu Polskiego w czasie II Wojny Światowej poczynając od Wojska Polskiego w 1939 roku, poprzez Armię Krajową, Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie, to z pewnością pełniej mogłaby wykorzystać te fakty w negocjacjach z Unią Europejską i innymi Aliantami. Niestety w zacisznych gabinetach ministerialnych unoszą się jeszcze czerwone i nie polskie opary-opary żydowsko masońskie, które nie pozwalają myśleć po polsku, ani rzetelnie pracować dla Kraju. Lecz fakt, jest faktem – Unia Europejska istnieje dzięki Powstaniu Warszawskiemu!!!ku przekłeństwu Polski i wytrwałej pracy konspiracyjnej „kurierów Szatana żydowskiego”,kurierów z później utworzonej centrali szatana na Świat -szatana izrael”.Ci kurierzy to międzynarodowy etniczny żyd Józef Retinger,-wyrok AK -przez przypadek uszedł z życiem-ciężko ranny,niemiecki żyd Jan Nowak Jeziorański ,Władysław Bartoszewski -dokoptowali go w latach 50 -70 tych-etniczny żyd z matki i ojca ,żyd komunista Leszek Kołakowski,!!!!-prezydent RP na wychodztwie uwikłany w masonerię żydowską i żydowskie kręgi tworzącej post PRL-III RP mafijno- żydowskiej -KOR-Unii Wolności-P D-retingerowcy-żyd Ryszard Kaczorowski-!!!-sprawa zdrady G.Andersa-sanacyjnego spolonizowanego żyda współtwórcy państwowości izraela-zaciekłego wroga politycznego Generała Władysława Sikorskiego premiera rządu RP. w Londynie.
   
   

ODPOWIEDZ



Wydawca portalu HOTNEWS.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści  zamieszczane przez użytkowników tejże strony. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.



Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę