Dodawanie komentarza

Do tematu: CV tate Stotzmana seniora!

Komentarze do artykułu: CV WOJNA - nowe życiorysy

POKAŻ WSZYSTKIE WĄTKI

CV tate Stotzmana seniora!

~Barbara P.

2009-09-17 10:55:56

A co z ludobójstwem STOLTZMANA vel KWAŚNIEWSKIEGO???W LATACH 1944-1945 ŻYDZI WYMORDOWALI W POLSCE 500 000 Polaków, ros. archiwa potwierdzają 100tyś t
   
   OKRUTNE PIRACTWO XX WIEKU MARYNARKI SOWIECKIEJ NA BAŁTYKU POD DOWÓDZTWEM PŁK. NKWD IZAAKA STOLZMANA-Zdzisława Kwaśniewskiego,ojca Aleksandra Kwaśniewskiegożydo- komunistycznego prezydenta .
   
   NKWD-zista, płk.Izaak Stoltzman vel Zdzisław Kwaśniewski, był wszechstronnie wyksztalconym oficerem. Po przybyciu na Pomorze-Wybrzeże zbudował siatkę agentów. Nawiązał wspólpracę z Urzędami Bezpieczeństwa w Gdańsku, Koszalinie, Słupsku i z mniejszych miejscowości oraz z WOP-em. W związku z tym Stoltzman posiadał bardzo dokładne dane o statkach szwedzkich, które zawijały do portów polskich. Wszystkie działania NKWD-zisty Stoltzmana były nakierowane na walkę z organizacjami niepodległościowymi na Wybrzeżu. Zorientował się też, że przy okazji może wyciągnąć dla siebie niebagatelne korzyści materialne, tak jak je bezkarnie osiągnął na kresach. Podam przykład, gdzie byłem naocznym świadkiem i zacytuje oświadczenie innego naocznego świadka, policjanta, Zygmunta Szymajno, z pochodzenia Polaka. Niemcy zarządzili, aby policja litewska dostarczyła grupę żydów z getta wileńskiego do Ponar na rozstrzelanie. Był to początek likwidacji getta wileńskiego. Jak zwykle, w Ponarach znalazł się również Izaak Stoltzman ze swoimi ogarami, którzy bez pardonu rabowali żydów ze złota, dolarów, biżuterii itd. W pewnym momencie podeszła do Izaaka Stoltzmana vel Kwaśniewski młoda żydówka. Nie mogła mieć więcej niż 25 lat, jej przepiękne ciemnoblond włosy rozpuszczone sięgały aż do łydek, posiadała piękne rysy twarzy i nie wyglądała na żydówkę. Trzymała znacznej wielkości walizkę i torbę. Zwróciła się do Stoltzmana vel Kwaśniewski, że odda mu dolary i biżuterię, jeżeli uratuje on jej życie. Izaak Stoltzman kazał otworzyć walizkę, w której pełno było dolarów, następnie kazał otworzyć torbę, w której znajdowała się biżuteria. Torba została zamknięta. Walizkę i torbę Stoltzman przekazał pod moją opiekę. Wziął żydówkę z lewej strony i przycisnął do swego lewego boku i tak spacerowali. Po kilku lub kilkunastu minutach, wyciągnął z kabury parabellum i zza swoich pleców strzelił do dziewczyny. Jednak jej nie zabił, a tylko zranił. żydówka upadła na ziemię, po czym odwróciła się w stronę Izaaka Stoltzmana ze łzami w oczach i na policzkach, z takim wyrazem żalu na twarzy, że ciarki przeszły mi po plecach. Zapytała dlaczego? : Izaaku Stoltzmanie! Dlaczego? Dlaczego? Następnie wypowiedziała: Przeklinam Ciebie, Izaaku Stoltzmanie, i cały Twój ród. Stoltzman nie wytrzymał nerwowo. Wyciągnął ponownie pistolet z kabury i wystrzelał do dziewczyny cały magazynek. Następnie zabrał walizkę oraz torbę, a swojej obstawie kazał wsiąść do samochodu, po czy odjechali. Zastanowiło mnie to, że żydówka, którą Stoltzman obrabował, a potem zastrzelił, zwracała się do niego po imieniu i nazwisku. W związku z tym przeszukałem ciało i znalazłem dowód osobisty na nazwisko Rachela Stoltzman, urodzona we Lwowie. Izaak Stoltzman doskonale zdawał sobie sprawę, że władze szwedzkie wcześniej czy póżniej zapytają, co robiły załogi ich statków w Gdańskim Urzędzie Bezpieczeństwa i zaczną ich poszukiwać. W związku a tym Stoltzman postanowił wpuścić w maliny Szwedów i władze PRL. Posłał do Szwedów agenta sowieckiego, członka NKWD, który mu podlegał i z jego rozkazu brał udział w mordowaniu żydów w miejscowości Jedwabne i był mu posłuszny. Tamten zawiadomił Szwedów, iż siedział w więzieniu warszawskim i kontaktował się z ich marynarzami z dwóch statków, którzy zostali zatrzymani przez UB. 50 lat póżniej, w maju 2001 r., w TVP nastąpiła wypowiedz pana prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, że IPN ma dane, iż Szwedzi siedzieli w więzieniu w Warszawie i w tej sprawie będzie prowadzone dochodzenie. Osobiście zostałem zaszokowany ta informacją. Szwedzi i Instytut Pamięci Narodowej są tak naiwni, że dali się Izaakowi Stoltzmanowi po 50 latach wpuścić w matnię (maliny), a on ma z tego w piekle radość!
   9 maja 2001 r. napisałem pismo do ambasady szwedzkiej W moim odczuciu i przekonaniu oraz zgodnie z posiadanymi wiadomościami IPN przyjął błędny kierunek dochodzenia. W styczniu 2002 r. pan prezes Instytutu Pamięci Narodowej przyznał się do porażki - że prokurator prowadzący dochodzenie w sprawie porwania szwedzkich załóg nic nie wykrył i zostało ono umorzone. Mój serdeczny przyjaciel, Kazik, gdy go wypuszczono na wolność zaczął używać życia do woli i co się miało stać, to się stało. Dziewczyna o imieniu Zosia zaszła w ciążę. Kazik przyszedł do mojego domu, żalił się i prosił o radę. Mój ojciec poradził mu, aby się ożenił. Kazio wziął rzymski ślub kościelny w Oliwskiej Katedrze w mundurze galowym. Córka, która się wkrótce urodziła, również została ochrzczona w katedrze. Wtedy przebrała się miarka! Partia zrobiła wszystko, aby Kazika zwolnić z wojska i tak się też stało. Kazik znalazł się na zielonej trawce. Na szczęście, jego żona zapisała się do spółdzielni mieszkaniowej w Oliwie i otrzymali mieszkanie zastępcze. Kazik, będąc w szkole oficerskiej, był celującym uczniem, więc bez żadnych problemów uzyskał dyplom Porucznika żeglugi Wielkiej. Jego nieszczęściem było to, że zamieszkał w sąsiedztwie pani, u której bardzo często przebywał ksiądz H., bo była ona jego przyjaciółką. Rzekomo w tym mieszkaniu mieścił się punkt kontaktowy łączników. Księdzem była bardzo zainteresowana polska Bezpieka oraz wywiad sowiecki, który podejrzewał, że współpracuje on z zagranicą. Przez pewien okres czasu Kazik był bez pracy i siedział w domu. Wtedy to sowieckie GRU i nasza Bezpieka zło-żyły mu propozycję nie do odrzucenia - aby podsłuchiwał i nagrywał wszystkie rozmowy, jakie przeprowadzał ksiądz H. Gdy odmówił, uratowało go tylko to, że już miał wezwanie do pracy w P M na stanowisku trzeciego oficera oraz, że jego szwagier pracował w UB w Gdańsku. Przed wyjazdem na statek do Szczecina Kazik przyszedł do mojego domu z pół litrem wódki, celem pożegnania się. Po wypiciu kilku kieliszków wódki zaczął opowiadać, że UB oraz NKWD-ziści chcieli go namówić do współpracy przeciwko księdzu, który był kochankiem jego sąsiadki. Na początku 1966 r. do Gdańska przyjechał Kazik, który otrzymał zaległy urlop wypoczynkowy i oczywiście bez wódki się nie obeszło. Już wówczas, moim zdaniem, nadużywał on alkoholu. W toku konwersacji zeszliśmy na tematy morskie, a między innymi na temat pracy Kazika na statku. W pewnym momencie zaczął on opowiadać o zdarzeniach, które miały tam miejsce. Został zamustrowany marynarz, który był Polakiem, chociaż bardzo żle mówił po polsku. Gdy zacząłem z nim rozmawiać na wachcie, opowiadał jak został powołany do marynarki sowieckiej. Po odpowiednim przeszkoleniu skierowano go na trałowce. Jak się okazało, znał bardzo dobrze język niemiecki oraz angielski. Po pewnym czasie został wezwany do sztabu dywizjonu trałowców, gdzie pułkownik NKWD pytał, jakie zna języki. Powiedział, że zna również język polski. Potem okazało się, że był to... Izaak Stoltzman vel zdzisław Kwaśniewski. Po tej rozmowie zostałem skierowany na trałowiec, który był obsługiwany przez marynarzy NKWD i podlegał pełnomocnikowi NKWD na całe Wybrzeże i Pomorze... Izaakowi Stoltzmanowi vel Zdzisław Kwaśniewski, który był bezwzględny w stosunku do załogi trałowca. Za przywłaszczenie zrabowanego mienia, nawet niewielkiej wartości, Izaak Stoltzman karał śmiercią. Zamustrowano mnie na trałowiec, który podnosił banderę wojenną związku sowieckiego wojsk ochrony pogranicza PRL lub polską banderę PRL, w zależności od sytuacji. Miejscem postoju było Świnoujście, przy molo i Żaden inny okręt, nawet sowiecki, nie miał prawa dobić do burty naszego trałowca. Rozmowy z innymi marynarzami były zabronione. W pewnym momencie opowiadania przerwałem Kazikowi i zapytałem: Mówisz, że za najmniejsze przywłaszczenie zrabowanego mienia Izaak Stoltzman karał śmiercią, zabronione były rozmowy z innymi marynarzami sowieckimi, którzy służyli na innych okrętach itd. W takim razie skąd on werbował taką załogę, która zgadzała się na wszystko. Kazik udzielił mi odpowiedzi: Część załogi znałem z czasów II wojny światowej. Byli to agenci sowieccy, przysłani na tereny wschodniej Polski, a dokładnie w okolice miasteczka Jedwabne. Pod koniec czerwca Izaak Stoltzman udał się w okolice Jedwabnego, celem podporządkowania ww. agentów, ale już byli tam Niemcy. Podczas okupacji sowieckiej, w Jedwabnem i okolicy żydzi organizowali milicję i robili donosy do NKWD na ludność polską. Przychodzili do polskich domów i przeprowadzali aresztowania oraz pomagali NKWD w przygotowaniach Polaków do wywózki na Sybir. Gdy do Jedwabnego wkroczyli Niemcy, sytuacja dla żydów była bardzo niewesoła. Zawiść i nienawiść za wyrządzone Polakom w Jedwabnem krzywdy, była bardzo duża. Tą sytuację wykorzystał Izaak Stoltzman, mobilizując swoich ludzi, którzy chodzili od żydowskiego domu do domu i oznajmiali ludziom, że jeżeli chcą żyć, to muszą dać daninę w złocie, dolarach, biżuterii itd. Druga grupa chodziła od domu do domu i wyganiała żydów. Potem Stoltzman zaprowadził agentów, z Jedwabnego, którzy uniknęli niemieckiej masakry w stodole do Puszczy Rudnickiej, gdzie większość z nich przetrwała wojnę, a następnie udała się na Wybrzeże, skąd w odpowiednim czasie Stoltzman zamustrował ich na okręt. Następnie zaokrętował, dokooptował kilku marynarzy, skazanych na wieloletnie więzienie i katorgę. Trałowiec wychodził w morze lub kotwiczył w redzie. Czas załogi był zorganizowany przez cały dzień, z przerwami tylko na posiłki. Broń zamknięto w specjalnym magazynie, który był odpowiednio zabezpieczony. Dowódca okrętu i jego zastępcy mieli przy sobie, na wszelki wypadek, broń krótką. Nie pamiętam dokładnej daty, kiedy dowódca trałowca zarządził alarm bojowy. Kazał podnieść banderę wojsk ochrony pogranicza PRL. Mieliśmy skontrolować statek szwedzki, wiozący węgiel z portu Ustka do Szwecji. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że trałowiec czekał na ten statek w zasadzce już od kilkunastu godzin. Po chwili sygnalista, stojący na wachcie, zameldował, że z lewej burty widać statek, niosący szwedzką banderę. Był to przepiękny statek typu szkuner. Dowódca wydał polecenie wywieszenia sygnału, aby statek zatrzymał się do kontroli dokumentów. Kapitan statku posłusznie zatrzymał jednostkę i po kilku minutach trałowiec dobił do burty statku szwedzkiego. Weszła grupa marynarzy sowieckich, nie krepując się wcale, że nosili mundury marynarki sowieckiej. Niemałe było zdumienie Szwedów, gdy marynarze żydowscy-rosyjscy zaczęli między sobą rozmawiać po rosyjsku, a nie po polsku. Jeden z marynarzy szwedzkich zwrócił się do marynarza rosyjskiego z zapytaniem dlaczego nie rozmawiają po polsku, jeżeli to okręt polski i pływa pod polską banderą. Marynarz, do którego zwrócił się w odpowiedzi, stwierdził, że on durak i jednocześnie uderzył go w twarz kolbą pepeszy (pistolet maszynowy). Grupa rozeszła się po statku, w pierwszej kolejności zamknięto załogę w jednym z pomieszczeń. Zaczęto rabować wszystko; co wartościowsze przedmioty znoszono na trałowiec i składano na kupę. Szukano przede wszystkim dolarów, złota itd. Gdy przetrząśnięto i skontrolowano wszystkie pomieszczenia od dechy do dechy, skierowano się do ładowni i tam, po krótkich poszukiwaniach, znaleziono sześć osób - czterech mężczyzn i dwie kobiety w młodym wieku. Byli to Polacy. Zrobiono dokładną rewizję i znaleziono biżuterię ze złota w znacznej ilości, dolary oraz duże ilości narkotyków. Nie wiem, jakie to były narkotyki, bo się na nich nie znam. Z polecenia dowódcy okrętu oddzielono kobiety od mężczyzn, chociaż były to małżeństwa. Kobiety zamknięto w osobnym pomieszczeniu trałowca. Marynarze cieszyli się z takiej zdobyczy jak małe dzieci. W tzw. międzyczasie dowódca okrętu otrzymał wiadomość, że z Ustki wyszedł następny statek szwedzki z węglem, i że należy go skontrolować. Dowódca trałowca zarządził, aby załoga szwedzka zabrała wszystkie swoje rzeczy osobiste, dlatego że zostanie zabrana na trałowiec, a statek zostanie zatopiony. Jednak nie było czasu na mocowanie ładunków itp. Postanowiono podpalić, upozorować pożar i że załoga opuści statek w popłochu. Rozpalono ropę, podpalono, następnie odbito i ruszono przypuszczalnym kursem drugiego statku. W tzw. Międzyczasie marynarze musieli się przebrać i osuszyć, bo byli zamoczeni, a był luty i zima w całej krasie. Po jakimś czasie zobaczyliśmy statek, zdążający w kierunku brzegów Szwecji. Powtórzyły się te same procedury co ze statkiem poprzednim. Gdy dobiliśmy do burty statku szwedzkiego, kpt statku przedstawił dokumenty statku oraz ładunku. Grupa marynarzy sowieckich kazała natychmiast otworzyć luk ładunkowy. Następnie poproszono kapitana szwedzkiego, aby razem z nim zeszli marynarze szwedzcy oraz kpt statku. Po zejściu rozpoczęto rewizję, kazano marynarzom szwedzkim przerzucać węgiel. Po kilkunastu minutach znaleziono zablindowane cztery osoby w średnim wieku oraz bagaż osobisty, w którym znajdowała się biżuteria, dolary, narkotyki itd. Po wykonaniu rewizji, w kabinach załogi szwedzkiej znaleziono dolary i narkotyki w dość znacznej ilości. Po zabraniu załogi na trałowiec, dowódca rozkazał założyć ładunki trotylu i wysadzić statek. My popłynęliśmy do Gdańska, zacumowaliśmy przy nabrzeżu Westerplatte, tam gdzie bazowały okręty WOP. Izaak Stoltzman przyjechał tam samochodem, zabrał zrabowane złoto, dolary i narkotyki oraz marynarzy szwedzkich i uciekinierów polskich. Dziewczęta pozostawił nam - jako nagrodę - do zabawy, za dobrze wykonane zadanie. Były one, rzecz jasna, gwałcone przez żydowską załogę. Co się stało z załogą szwedzką i uciekinierami? Tego dowiedzieliśmy się dopiero po miesiącu. Otóż na okręt przybył Bartkowski - polsko brzmiące nazwisko, ale to był typowy rudy żyd. Zaciągał po żydowsku aej, waj. Był pomocnikiem Izaaka Stoltzmana (żyd), który przywiózł nam dodatkowe wynagrodzenie za wykonane zadanie. Gdy dowiedział się, że zarekwirowanych kobiet nie ma na okręcie, zapytał gdzie się podziały. W odpowiedzi dowiedział się, że zostały one wrzucone do wody i utopione, ponieważ były bardzo niegrzeczne, a poza tym już niepotrzebne, bo każdy z członków załogi trałowca zaspokoił swoje potrzeby seksualne po kilkanaście razy. Mówiąc innymi słowy, zostały zużyte jak stara ścierka do zmywania pokładu. Bartkowski roześmiał się i zaczął opowiadać, że załogi szwedzkie zostały przesłuchane w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Gdańsku. Następnie zawieziono je do Słupska, a tam spalono w piecu w krematorium, w podziemiach byłego Urzędu Pracy. Natomiast Polacy zostali zastrzeleni w Gdańsku i zakopani. Zwróciłem się do niego, że jednej rzeczy nie rozumiem, mianowicie: dlaczego te dziewczyny zostały wrzucone do wody? O ile mi wiadomo, były to bardzo młode mężatki, nie rodziły jeszcze dziecinie miały więcej niż 25 lat, były bardzo ładne i zgrabne. Odpowiedział, że najważniejszy na trałowcu był zca dowódcy trałowca - obrzezany żyd, o czym nikt nie wiedział. Trzeba jednak przyznać, że umiał współżyć z załogą i ogólnie był lubiany przez ludzi. Gdy dziewczyny zostały na okręcie, a Szwedzi i Polacy zostali zabrani, z-ca dowódcy zabrał załogę, zrobił zebranie i oświadczył, że jedna dziewczynę daje załodze, a drugą pozostawia do swojej dyspozycji. Po przyprowadzeniu do swojej kajuty zaczął ją gwałcić i zniewalać w ten sposób przez kilka dni. Gdy wyszedł z kabiny, dziewczyna spenetrowała ją i znalazła sztylet. W związku z tym, że żyd miał ponadnormatywnego członka co do grubości i wielkości, przy stosunku kobieta nie mogła wytrzymać z bólu. W związku z tym położył ją na brzuchu, następnie kazał klęknąć i z całej siły włożył swój członek do odbytnicy, rozrywając jej początek. W tym momencie zdesperowana dziewczyna wyjęła nóż i z całej siły dżgnęła swego złoczyńcę. Niestety, tylko go zraniła! Żyd zaczął wzywać pomocy. Usłyszało go kilku członków załogi i uratowało mu życie. Dziewczyna została związana i wyniesiono ją na pokład. A była zimnica w pełni - przełom lutego i marca. Przyprowadzono też drugą dziewczynę i związano. Następnie przyniesiono kostkę balastową, przywiązano ją do rąk, nóg i tułowia ofiar. Pomimo płaczu i próśb, wrzucono obie panie do wody. Poszły na dno jak siekiera. Po sukcesach ze statkiem szwedzkim, okręt skierowano do Świnoujścia, gdzie była baza MW sowietów. Po okresie odpoczynku i doprowadzeniu okrętu do porządku, zaczęliśmy wypływać na ćwiczenia w morze. Chęć wzbogacenia się była większa niż strach, więc zaczęliśmy rabować kutry rybackie na własną odpowiedzialność, a potem je topiąc tak, że pozostawały tylko drobne szczątki po wybuchu trotylu i żeby wyglądało na trafienie na minę. Jak już wspomniałem, dowódca trałowca miał całkowicie wolną rękę, nie musiał prosić o zezwolenie na wyjście w morze, sam sobie planował zajęcia itp. Była piękna pogoda, morze spokojne, nie było wiatru. Z daleka zobaczyliśmy statek, płynący w odległości około 2 mil morskich. Płynął na przecięcie naszego kursu, a gdy nas rozpoznał i zobaczył że to okręt wojenny który nosi banderę WOP, zmienił kurs na oddalający. D-ca okrętu rozkazał zwiększyć szybkość, wywiesić flagi kodu, zatrzymać statek do kontroli. Gdy statek nie usłuchał wezwania, oddano kilka strzałów w kierunku oddalającego się statku. Statek natychmiast zastopował silnik, okazało się, że był to kuter rybacki dość znacznej wielkości. Załoga trałowca na wszelki wypadek została uzbrojona w broń, amunicję itd. Grupa marynarzy weszła na pokład statku. W trakcie kontroli okazało się, że to statek niemiecki zarejestrowany w Hamburgu. Podczas rewizji statku, w kabinie kapitana znaleziono ok. 40 tys. dolarów, biżuterię, złoto itd. Skontrolowano cały kuter, ale nigdzie nie było przemycanych ludzi. D-ca trałowca zarządził; założenie ładunków wybuchowych i zatopienie kutra. Wtedy dopiero przemycani ludzie dali znać zaczęli strzelać do marynarzy, którzy zeszli do ładowni założyć trotyl. Na szczęście, marynarze, którzy mieli zakładać ładunki wybuchowe w ładowni statku, byli asekurowani przez dwóch marynarzy z gotowymi do strzału pepeszami. Marynarze otworzyli ogień w kierunku, z którego strzelali nieznani osobnicy. Dwaj lekko ranni żołnierze zostali zabrani z ładowni. Okazało się, że była wybudowana dodatkowa gródź, która tworzyła skrytkę. Wejście do skrytki było od strony maszynowni. D-ca trałowca zarządził wlanie do środka ładowni kilku wiader ropy oraz podpalenie jej. Po kilku minutach przewożeni ludzie zaczęli wychodzić od strony maszynowni. Po założeniu ok. 50 kg materiału wybuchowego i założeniu lontu, sprowadzono załogę, gdzie kilku marynarzy zabiło ich wszystkich seriami z pepeszy. Gdy zapalono lonty, trałowiec odbił od statku na bezpieczną odległość, a po kilku minutach ładunki wybuchły. D-ca trałowca był na tyle przebiegły i przezorny, że zrabowane bogactwo kazał zanieść do swojej kabiny i tam trzymał pod zamknięciem aż do chwili przybycia na okręt Izaaka Stoltzmana vel Zdzisław Kwaśniewski. Ten zaraz po przybyciu na trałowiec, uczciwie podzielił zdobycz między załogę a d-cę trałowca, uprzednio zabierając swoją część łupu. Nie pamiętam dokładnie, kiedy przyszło zawiadomienie, że mamy wyjść z portu Świnoujście pod port Ustka, skąd miał wypłynąć kuter szwedzki z węglem, narkotykami i uciekinierami, stojąc w dryfie niedaleko Ustki, na przypuszczalnym kursie Szweda. Obserwatorzy zameldowali, że widzą na kursie statek z banderą; szwedzką. Był to szkuner, który zbliżał się w naszym kierunku, zostały wywieszone flagi sygnałowe, aby statek zatrzymał się do kontroli. Historia się powtórzyła, tak jak z tymi dwoma statkami szwedzkimi. Szwedzki statek posłusznie zastopował maszynę, następnie dobiliśmy do burty statku. Weszła grupa kontrolująca i zaczęto rabować statek, zamykając marynarzy szwedzkich razem z kapitanem statku w jego kabinie. Wszystkie wartościowe przedmioty znoszono na trałowiec, szukano przede wszystkim dolarów, złota, biżuterii, narkotyków. W ładowni znaleziono kilku Polaków uciekinierów oraz dolary, biżuterię, złoto i znaczne ilości narkotyków. Dowódca trałowca porozumiał się z lądem, możliwe że z Izaakiem Stoltzmanem, w sprawie co zrobić ze statkiem. Otrzymał polecenie, aby dostarczyć statek do Gdyni, do portu wojennego. Wtedy d-ca podjął decyzje o wzięciu na hak statku szwedzkiego. Nie miał z tym żadnych problemów, gdyż statek został podholowany pod Gdynię. Z Gdyni wyszedł holownik, który wziął na hak statek bez załogi szwedzkiej, obsadzając statek swoimi ludźmi. My popłynęliśmy do Gdańska. Zahamowaliśmy w basenie Westerplatte, dokąd pułk Izaak Stoltzman vel Zdzisław Kwaśniewski pojechał samochodem, zabrał rabowane złoto, dolary, narkotyki, oraz marynarzy szwedzkich i Polaków. Kaziu zaaplikował mi fantastyczną opowieść o Izaaku Stoltzmanie vel Zdzisław Kwaśniewski. Żebym go nie znał, to bym nie uwierzył. Podczas tej rozmowy na końcu języka miałem, że ja to wszystko znam i częściowo przeżyłem osobiście, ale powstrzymałem się. Zapytałem tylko Kazia, jaki był tego wszystkiego epilog? Przyszedł rozkaz, aby tego marynarza, który to wszystko opowiadał, zwolnić do rezerwy. Został zdjęty z trałowca i wysłany do cywila. W jakiś enigmatyczny sposób załatwił sobie pobyt w Polsce. Lecz, gdy został zamustrowany na polski statek, nie był już obywatelem polskim. Zaprzyjażniłem się z nim w bardzo krótkim czasie. Dopomogła temu wódka, a on lubił od czasu do czasu wypić i ja również. On lubił opowiadać swoje przeżycia, a ja lubiłem go słuchać, bo bardzo ciekawie i barwnie opowiadał o zbrodniczej i okrutnej działalności załogi wraz z ofiarami, które znajdowały się na trałowcu, bezpośrednio podlegającym Izaakowi Stoltzmanowi vel Zdzisławowi Kwaśniewskiemu. Gdy Marian za dużo sobie popił, nie krył się wcale przed innymi członkami załogi statku. Po 15 latach od wspomnianych zdarzeń, które usłużny doniósł kapitanowi statku, że jeden z marynarzy był wrogo ustosunkowany do Związku Radzieckiego, a co za tym idzie - do PRL-u. Gdy wróciliśmy z rejsu do Szczecina i dobiliśmy do molo, czekały na nas MO i WOP. Weszli na statek z nakazem aresztowania Mariana Jabłońskiego. Widziałem jak z kajdankami na rekach opuszczał trap statku, nie pozwolono mu nawet się z nim pożegnać. Po dwóch miesiącach dowiedziałem się od załogi, że Marian nie żyje, że przyszło pismo od kapitana statku, że Jabłoński zmarł w areszcie na serce. Nadszedł rok 1966, Boże Narodzenie spędzałem na statku. Kucharz szykował uroczystą wigilię. Akurat na mnie przypadła wachta. Większość załogi została na statku, ponieważ za dwa dni statek miał wyjść w morze. Marynarze, którzy byli na wachcie, obsługiwali załadunek towaru. W trakcie rozmowy o świętach, o wigilii itp. wspomniałem o marynarzu Jabłońskim, że będzie go nam brakowało. Marynarze byli zdziwieni, że ja nie wiem, że mój przyjaciel Jabłoński, nie żyje, że kapitan statku nie zawiadomił o śmierci, a wiedział, że się przyjażniliśmy. Zdałem wachtę, z tych nerwów wypiłem dwie setki wódki z drugim oficerem i poszedłem na obiad do mesy. Gdy miałem wejść do mesy, drzwi otworzyły się i pierś w pierś spotkałem się z kapitanem statku, który już wychodził stamtąd po obiedzie. W tym momencie puściły mi nerwy i zapytałem go: Panie kapitanie, dlaczego pan zrobił donos na mojego przyjaciela, na podstawie którego został on aresztowany i zamordowany przez UB. Riposta ze strony kapitana statku była natychmiastowa: I ciebie, łachudro, niezadługo spotka ten los. Znajdziesz się w więzieniu. Nie wiem, co się ze mną stało, ale trzepnąłem go pięścią w twarz aż zatoczył się do środka mesy. Z krzykiem wpadłem do środka mesy, wołając: Zarżnę ciebie, kapitanie, jak świniaka. Złapałem nóż, ale nie pamiętam jakich był rozmiarów. Kapitan statku, widząc, że ja trzymam nóż w ręku, wyskoczył z mesy na pokład, wołając: Ratunku!, a ja za nim z nożem w ręku. Z tyłu, za mną, biegła część załogi, próbując mnie powstrzymać. W pewnym momencie jeden z marynarzy dopędził mnie, złapał za rękę, wyrwał nóż i wrzucił go do wody. I tak dowód mego przestępstwa został utopiony. Marynarz, który to zrobił, nie przyznał się do tego, że miałem nóż w ręku. Finisz tego wszystkiego był taki, że zostałem zwolniony z pracy. Obecnie pracuję na stanowisku kierownika statku, który został wycofany z eksploatacji i stoi na nabrzeżu, służyć jako magazyn. Naprawdę bardzo się boję, kilkakrotnie przychodzili do mnie do pracy - na statek i grozili, że jeżeli będę zeznawał, co Jabłoński mi opowiedział, to zginę. Kazio długo nie pożył, w 1967 r. w czerwcu został zamordowany na statku - w magazynie w nowym porcie... Zabójców nie wykryto, dochodzenie-śledztwo zostało umorzone.
   Dominik Dzimitrowicz
   ***
   Ustka, 9 maja 2001 r.
   Szanowny Pan Ambasador
   KRÓLESTWA SZWECJI
   Warszawa
   W załączeniu uprzejmie przesyłam pismo, które było skierowane do
   prokuratora generalnego. A zostało skierowane przez niego do IPN. Kilka
   dni temu nastąpiła wypowiedż w telewizji pana prezesa Instytutu Pamięci
   Narodowej na temat porwanych marynarzy szwedzkich. W moim
   odczuciu i przekonaniu oraz posiadanych wiadomości IPN. przyjął kierunek
   dochodzenia błędny. Z momentem przywiezienia załogi szwedzkiej
   d-ca placówki, mój ojciec Władyslaw Dzimitrowicz nawiązał w trybie
   alarmowym kontakt z przedstawicielem szwedzkim zawiadamiając
   go, że NKWD Stoltzman więzi załogę szwedzką. Drugi meldunek to, że
   Stoltzman wywiózł ich w kierunku Słupska oraz wymordował wszystkich
   Szwedów.
   Z poważaniem Dominik Dzimitrowicz

ODPOWIEDZ

Oraz obraz tych "wyzwolicieli"

~Barbara P.

2009-09-17 16:42:42

A oto fragment książki Suworowa:
   “Anatolij Kuzniecow w swojej wspaniałej książce Babij Jar
   opowiada o roku 1939. „Była wojna z Polską. Hitler z zachodu,
   my ze wschodu — i Polski nie ma. Oczywiście dla zmylenia
   nazwaliśmy to «wyzwoleniem zachodniej Ukrainy i Białorusi»,
   rozwiesiliśmy plakaty, na których jakiś obdarty chłop obejmuje
   śmiałego czerwonoarmistę-wyzwoliciela. Ale tak to już jest, że
   ten, kto napada, zawsze od czegoś lub kogoś wyzwala.
   Tato Żorcia Gorochowskiego został zmobilizowany, brał
   udział w wojnie i raz po pijanemu opowiedział, jak ich tam
   naprawdę witano. Przede wszystkim wszyscy, od największego
   dowódcy do ostatniego szeregowego, rzucili się na sklepy z tek-
   styliami, obuwiem i zaczęli napychać sobie worki i kieszenie.
   295
   
   Boże, czego to nie przywieźli nasi dzielni wojacy z Polski!
   Jeden politruk przywiózł walizkę lakierków, ale po kilku
   krokach zaczęły się rozłazić. Okazało się, że było to obuwie
   dla nieboszczyków, zrobione byle jak. A tato Żorcia przywiózł
   sobie nawet worek dzwonków od rowerów. Chodziliśmy z nimi,
   dzwoniliśmy i cieszyliśmy się:
   - Przyszła kryska na Polaczków!
   Przyszła kryska na burżujską Litwę, Łotwę, Estonię. Rumunii odebrano Besarabię. Dobrze jest być silnym”6.
   Nasi wyzwoliciele brali, co który mógł. Jeżeli któryś miał już
   rower, to zapewne miał też dzwonek na kierownicy. Jeżeli nie
   miał roweru, to dzwonek nie był mu potrzebny. Jeśli miał – no,
   cóż, z wyprawy wyzwolicielskiej mógł przywieźć sobie dzwonek
   zapasowy. Ale po co zaraz cały worek?
   Nasi genialni wodzowie i mądrzy przywódcy tajnego frontu
   mieli takie same zwyczaje, jak szeregowi wyzwoliciele Europy:
   łap, co ci w ręce wpadnie! U potężnego szefa MGB, generała
   pułkownika Abakumowa, wśród kryształów i porcelany, wśród
   błyszczących sztabek złota i kamieni szlachetnych, wśród sto-
   sów złotych i srebrnych naczyń znaleziono walizkę niemieckich
   szelek. Po co mu tyle? Przecież nie będzie nimi handlować!
   I po cóż miałby handlować, skoro miał nieograniczony dostęp
   do pieniędzy?
   A oto generał porucznik Kriukow, najbliższy przyjaciel
   Żukowa. U niego prócz brylantów, złota, rubinów i szafirów
   odkryto podczas rewizji… 78 zasuwek okiennych, 16 zamków
   do drzwi, 44 pompki rowerowe.
   Jeśli obawiasz się, że jedna pompka się zepsuje, weź sobie
   10 zapasowych. Po co ci aż 44?
   A oto ulubieniec Żukowa, generał porucznik Leonid Miniuk.
   Stanowisko – adiutant Żukowa, później generał do specjalnych
   poruczeń przy marszałku Żukowie. Podczas aresztowania
   skonfiskowano u niego oprócz srebra i złota, garniturów i ta-
   lerzy, marmurowych posągów i statuetek, dywanów i obrazów,
   gobelinów i innych rzeczy… 92 pompki rowerowe.
   Wszyscy oni — Żukow, Sierow, Beria, Sidniew, Tielegin,
   6 Kuzniecow, op. cit.
   296
   
   Miniuk, Abakumow, Kriukow – wkroczyli do Europy pod sztan-
   darem wyzwolenia. Wszystko, co robili, określano górnolotnie:
   wyzwoleńcza misja Armii Czerwonej.
   Wszystkie te spekulacje i kradzieże rozkwitały pod osłoną
   Sztandaru Zwycięstwa, który dumnie powiewał nad zbombar-
   dowanym Reichstagiem.
   Wszyscy oni nazywali się komunistami. W imię powszech-
   nej równości zabijali dziesiątki milionów ludzi, a równocześnie
   uruchamiali esesmańskie browary i napychali sobie kieszenie
   milionami. Wyzwalali świat od Hitlera, Goebbelsa i Górin-
   ga, a równocześnie wprowadzali się do ich jeszcze ciepłych
   komnat i rezydencji. Uwalniali świat od brunatnej dżumy,
   od hitlerowskich obozów koncentracyjnych, ale te obozy nie
   zostawały puste, natychmiast włączano je do systemu Guła-
   gu. Wszyscy opowiadali, że wkrótce nastąpią czasy, gdy na
   świecie zwycięży komunizm i każdy będzie pracować według
   możliwości, a dostawać według potrzeb. Komu ile potrzeba,
   tyle sobie weźmie!
   Wielka idea.
   Ale jak zadowolić potrzeby samego Sierowa lub choćby
   Miniuka?
   Mówią nam: ech, gdyby do władzy w 1957 roku zamiast
   Chruszczowa doszedł Żukow! A my pytamy: co by się stało
   z tym krajem, gdyby do władzy rzeczywiście doszedł Żukow?
   Można łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Żukow dopro-
   wadziłby do władzy swojego najbliższego przyjaciela Sierowa
   i jemu podobnych. Owi towarzysze urządziliby w piwnicach
   swoich pałaców i willi maleńkie przytulne prywatne więzie-
   nia i cele tortur. I rozkradliby kraj na długo przed stagnacją
   i pieriestrojką, a nasi współcześni „demokraci” nie mieliby
   już czego kraść.”
   Inny fragment, myślę że wklei się lepiej…
   “Rzecz w tym, że radziecki żołnierz-wyzwoliciel uważał, że może robić w Niemczech, co mu się żywnie podoba. Ja się mszczę – powiadał radziecki wyzwoliciel, gwałcąc nieletnie dziewuszki.
   W 1945 roku żołnierze i oficerowie Armii Czerwonej zachowywali się w Berlinie i innych niemieckich miastach tak samo, jak we Lwowie w trzydziestym dziewiątym, w Rydze, Wilnie, Tallinie albo w Kownie w 1940 roku. Również w Polsce radzieccy wyzwoliciele grabili, mordowali, gwałcili. Pod osłoną Armii Czerwonej radzieckie organa prowadziły konsekwentne operacje, mające na celu wymordowanie najlepszych, najbardziej utalentowanych i najzdolniejszych ludzi w okupowanych krajach. Na kim i za co się mścili w „wyzwolonej” Polsce w trzydziestym dziewiątym roku? W 1940 roku zniszczono i poniżono narody Estonii, Litwy, Łotwy, Bukowiny, Besarabii. W okupowanych krajach Sowieci zachowywali się wcale nie lepiej niż hitlerowcy. Czy nie najwyższy czas zapytać, skąd w ogóle hitlerowcy pojawili się w naszej historii? Czy nie pora już przypomnieć sobie, kto dopuścił Hitlera do władzy? Czy nie pora odpowiedzieć sobie na pytanie: kto i dlaczego szkolił czołgistów Wehrmachtu w Kazaniu, lotników Luftwaffe w Lipiecku, niemieckich artylerzystów i specjalistów od gazów bojowych w Saratowie?”

ODPOWIEDZ



Wydawca portalu HOTNEWS.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści  zamieszczane przez użytkowników tejże strony. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.



Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę