Dodawanie komentarza

Do tematu: A czego się spodziewać

Komentarze do artykułu: Ksiądz Isakowicz-Zaleski na cenzurowanym

POKAŻ WSZYSTKIE WĄTKI

A czego się spodziewać

~Dexter

2011-03-18 10:27:38

po zakłamanym parchu. Nie jest przypadkiem, ze to bydło pojawią się zawsze, gdy przemysł holokaustu żąda nowych gratyfikacji.

ODPOWIEDZ

Dexter

~W.P.

2011-03-20 15:35:52

On niestety jest z matki Polki, to renegat, na latarnię z nim lub przepuścić kominem.

ODPOWIEDZ

Dexter

~W.P.

2011-03-20 15:55:09

Jan Marek Chodakiewicz: Żydowscy żołnierze Hitlera ( polecam film o tych bohaterach - http://www.dailymotion.pl/video/x9rskw_ydowscy-onierze-hitlera_news oraz ten http://www.dailymotion.pl/video/x9rtkg_yydowski-antypolonizm-przedsiybiors_news , http://www.dailymotion.pl/video/xchys4_jestem-izraelem-usuniyte-przez-yydo_news) - Jeden z wojennych losów: Alex Kurzem - mały Żyd z Białorusi trafił do Łotewskiego Waffen-SS, gdzie został maskotką pułku. Jego zadaniem było m.inn. wabienie czekoladą i cukierkami żydowskie dzieci broniące się przed wejściem do wagonów mających zawieźć je na śmierć. Alex żyje do dziś i mieszka od 1949 r. w Australii. Dziś wstyd mu za to, co robił jako dziecko. Zdjęcia dorosłych Żydów służących w armii Hitlera nie są publikowane. Ponad 150,000 osób pochodzenia żydowskiego walczyło w szeregach wojsk III Rzeszy. Co więcej, odbywało się to za osobistym pozwoleniem Hitlera. Nie zawiódł się na nich. Do takiego wniosku doszedł młody historyk amerykański na podstawie setek wywiadów z niemieckimi kombatantami żydowskiego pochodzenia oraz tysięcy dokumentów wydobytych z niemieckich archiwów. Swoje rewelacje Bryan Mark Rigg opublikował w pracy Żydowscy żołnierze Hitlera: Nieznana historia nazistowskich praw rasowych oraz mężczyzn pochodzenia żydowskiego w wojsku niemieckim.[1] Już sam tytuł brzmi jak oksymoron. Co? Żydzi służący u Hitlera? Jest to dla większości zupełnie szokującym absurdem. Dla niektórych zapewne zabrzmi to jako jakieś antysemickie pomówienie, spisek.[2] Ale przecież tak nie jest. Większość z nas, a już na pewno prawie każdy przeciętny człowiek, stara się zrozumieć świat w oparciu o rozmaite stereotypy. W pewnym sensie pomagają one nam funkcjonować, szczególnie na wstępnym etapie życia, który u człowieka inteligentnego i ciekawego nie trwa zbyt długo. Wraz z nabieraniem doświadczenia życiowego, w miarę upływu czasu, przestajemy się dziwić gdy napotykamy kolejnego szczodrego Szkota, nasz znajomy Anglik jest cholerykiem, a przyjaciel Amerykanin ani nie żuje gumy ani nie trzyma nóg na stole przy jedzeniu. Jednym słowem zaczynamy dostrzegać całą gamę ludzkich postaw, złożoność zachowań, czy uwarunkowań czynów. Konserwatysta dostrzega, że jądro istoty rzeczy pozostaje jasne, chociaż do pewnego stopnia zacierają się kontury zjawisk. Rozumiemy więc, że subtelnie skonstruowane paradygmaty to nie prostackie stereotypy, nawet jeśli mają ze sobą wspólne pewne podstawowe rzeczy. Na przykład, stereotyp „niekulturalnego Amerykanina” odzwierciedla do dużego stopnia brak kultury osobistej u młodego pokolenia, ludu szczególnie, ale oczywiście nie starej elity USA. Właśnie takim procesem budowania paradygmatu Niemców żydowskiego pochodzenia zajął się Bryan Mark Rigg. Autorowi chodziło o wzbogacenie naszej wiedzy o antysemityzmie, o eksterminacji Żydów – wbrew prostackim stereotypom. Jest to podejście naukowe bardzo nam bliskie. Badania własne. A było tak. Chyba dekadę przed wydaniem książki na korytarzach uniwersytetów Ligi Bluszczowej (Ivy League) słyszeliśmy o badaniach Rigga. Nasza uczelnia, Columbia University, miała umowę z Yale. Każdy kto chciał od nas mógł jeździć tam; i odwrotnie. Jeden z gości wspomniał, że powstaje tam słabo udokumentowane magisterium o żydowskich żołnierzach Hitlera. Inspiracją tej pracy był film Agnieszki Holland „Europa, Europa.” Autor oparł się rzekomo jedynie na kilku wspomnieniach. Nic szczególnego. Ale mimo oporu swych profesorów Rigg zdecydował pisać na ten temat doktorat. Uparł się. Został sam. W 1994 /1995 byłem w Cambridge University w Anglii. Poszedłem posłuchać wykładu profesora Jonathana Steinberga. Specjalizuje się on we włoskim aspekcie eksterminacji Żydów podczas II wojny. Jako jeden z niewielu docenia rolę Papieża i Kościoła w akcji ratowania ludności żydowskiej. Wspomniał wtedy dwie interesujące rzeczy. Po pierwsze, w Australii brał udział w procesie Ukraińca z SS-Wachmannschaften oskarżonego o mordowanie Żydów w Winnicy. Ale ten wywinął się prokuraturze twierdząc, że go wtedy w mieście nie było. Pokazał też autentyczne dokumenty. Sędzia zwolnił oskarżonego, podatnik australijski zapłacił ponad 1 mln. dolarów kosztów tego procesu. Australijski wymiar sprawiedliwości nie zrozumiał, że daty były wedle kalendarza prawosławnego. SS-man jak najbardziej był obecny w rzeczonym czasie w Winnicy podczas mordów. Po drugie profesor Steinberg wspomniał krótko, że opiekuje się studentem, który pisze o żydowskich żołnierzach Wehrmachtu. Zrozumiałem, że chodzi o chrześcijan z żydowskimi przodkami, którymi zajmował się Rigg. W tym czasie już sam co nieco poszperałem, aby zorientować się, że Hitler w rozmaity sposób traktował różne osoby o żydowskich korzeniach. Zestawiłem też informacje z rozmaitych źródeł na ten temat.Wyśmienity sowietolog, profesor Robert Conquest opowiadał mi kiedyś, że na Krymie nie mordowano Karaimów, bowiem nazistowscy eksperci rasowi uznali, że są to Tatarzy wyznania quasi-mojżeszowego, a nie „prawdziwi” Żydzi. W tym wypadku religia miała Niemców nie obchodzić. Zgodnie z tą logiką w 1944 r. z Karaimów pragmatycznie utworzono przynajmniej jeden batalion w ramach Waffen-SS. Himmler wydał nawet specjalne pozwolenie aby Karaimscy SS-mani mogli odprawiać judaistyczne modły.[3] (Z innego źródła dowiedziałem się, że niemieccy Cyganie służyli w jednym na najbardziej krwawych oddziałów SS).[4]Przypomniałem też sobie, że o „rasowym” dylemacie Narodowych Socjalistów pisał Erich Maria Remarque. Według niego, parafrazując, zabicie niemieckiego pół-Żyda byłoby zabiciem pół-Niemca. Rozmawiałem na ten temat też z koleżanką ze studiów, Patricią von Papen. Opowiedziała mi o tym, że w Berlinie odbyła się demonstracja „aryjskich” rodzin „nie-Arian” i pod jej wpływem Gestapo zawiesiło deportacje części Niemców pochodzenia żydowskiego do obozów śmierci. Patricia później była konsultantką pracy Rigga.[5] Inna koleżanka z uczelni, Cäecilie Rohwedder, wspominała, że jej babcia, która była pochodzenia żydowskiego, przeżyła wojnę wcale nie ukrywając się. Zgadłem, że chroniła ją prominentna pozycja jej rodziny.[6] No i jak zwykle mamy też własne historie rodzinne. Podczas jednej z wizyt u moich powinowatych w Niemczech zwróciłem uwagę na zdjęcie przystojnego oficera Luftwaffe: Leutnant Friedrich Heinrich Justinus Falcon Cajus Graf Praschma Freiherr von Bilkau zginął na polu bitwy 28 lipca 1944 r. pod Demsi na Łotwie. Jego babka po stronie matki była ochrzczoną angielską Żydówką. Teoretycznie, według standartów Hitlera, Friedrich kwalifikował się do gazu. W praktyce o pochodzeniu jego matki nikt niepożądany nie wiedział; jej dokumenty były niedostępne nazistowskim tropicielom czystości rasowej w III Rzeszy. Znajdowały się bowiem w Anglii i w Chinach.[7] Ale – jak mi powiedziała moja niemiecka rodzina – osoby żydowskiego pochodzenia mogły otrzymać specjalne zaświadczenie od Hitlera, uznające ich tzw. „aryjskość.” Na przykład, w taki sposób uniknęła obozu śmierci Melitta Gräfin Schenk von Stauffenberg.[8] Wiedziałem więc, że sprawy te są dużo bardziej skomplikowane niż powszechnie się wydawało. Nie miałem jednak zielonego pojęcia ani o rozmiarach ani innych szczegółach tego zjawiska. Na szczęście Bryan Mark Rigg w dużym stopniu uporządkował cały ten galimatias.
   
   Metodologia i definicje
   
   Zabrał się do tego bardzo metodycznie. Na początku rozważył kwestię „kto jest Żydem.” Potem przedstawił problem asymilacji w Niemczech i Austrii, ze szczególnym naciskiem na służbę wojskową jako odzwierciedlenie najwyższego stadium asymilacji. W końcu Rigg opisał ewolucję polityki Hitlera w stosunku do tzw. „mieszańców” (Mischlinge), bogato ilustrując swoją opowieść historiami poszczególnych osób. Jego dzieło czyta się momentami trudno. Autor w logiczny i zimny sposób tłumaczy pseudonaukowe zasady „higieny rasowej” oraz inne narodowo-socjalistyczne meandry pseudo-intelektualne urągające nie tylko nauce, ale przede wszystkim naszej moralności zbudowanej na chrześcijaństwie. Rigg zdecydował się stosować nazistowską nomenklaturę: „Aryjczyk”, „35 –procentowy Żyd” czy „75-procentowy Żyd.” Oprócz tego historyk ten zbyt pewnie czuje się w biurokratycznym gąszczu III Rzeszy, konfudując czasami czytelnika. Na przykład używa terminologii dotyczącej rozmaitych typów zaświadczeń o „aryjskości”, której znaczenie tłumaczy dopiero pod koniec swego dzieła. W końcu Rigg opowiada o straszliwie podłych wyborach moralnych, wymuszonych przez system. Niesmaku takich informacji nie niwelują opowieści o bohaterstwie czy szlachetności poszczególnych osób.Zastanawiając się „kto jest Żydem?” Rigg odrzuca dwa „ekstremalne poglądy.” Po pierwsze, historyk nie zgadza się z założeniem, że „osoba z jakimikolwiek przodkami żydowskimi jest Żydem.” [9] Po drugie, autor zaprzecza opinii głównie ultra-religijnych wyznawców judaizmu, że „żadna osoba pochodzenia żydowskiego, która służyła w Wehrmachcie w ogóle nie mogła być Żydem.” Rigg słusznie podkreśla, że „Żydzi to nie ‘rasa’.”[10] Mimo, że ortodoksyjni rabini oraz władze Izraela uznają za Żyda tylko osoby zrodzone z żydowskiej matki, badacz przychyla się do szerszej interpretacji. Według niego rozwiązanie tej kwestii do dużego stopnia powinno opierać się na samookreśleniu. Czyli Rigg preferuje liberalne prawo wyboru. Jednocześnie jednak przynaje istnienie takich, którzy według prawa Halacha są Żydami, ale świadomie odrzucają swoje korzenie i zaprzeczają im z rozmaitych powodów (od samonienawiści do asymilacji).Większość tzw. „mieszańców” (Mischlinge) odrzucało identyfikację z Żydostwem. Uważali się za Niemców. Wielu popierało narodowy socjalizm. Wielu miało podobne uprzedzenia jak „aryjska” reszta ich rodaków. Bardzo często antysemityzmu Hitlera i NSDAP nie odnosili do siebie ale do tzw. „Wschodnich Żydów” (Ostjuden). W 1935 r. jeden z przywódców skrajnie prawicowej organizacji Narodowych Żydów Niemieckich zapewnił Hitlera, że „on i jego towarzysze walczyli aby nie wpuścić Ostjuden do Niemiec.” Kontynuował: „Te hordy wpół-azjatyckich Żydów” to „niebezpieczni goście.” Dlatego trzeba ich „bezwzględnie wyrzucić” z Niemiec.[11] A co na to Hitler? „Według doktryny nazistowskiej, podobnie jak w Halacha, żydowskość jest dziedziczna.” W III Rzeszy Żydów obwołano „rasą”.[12] Co więcej, wielu „czysto aryjskich” chrześcijanin, którzy przeszli na judaizm uznano za Żydów w sensie „rasowym” (Geltungsjuden). „Pół oraz ćwierć-Żydów,” którzy mieli „pełnych Żydów” za małżonków traktowano jako „pełnych Żydów.” Sprawy takie regulował najpierw paragraf aryjski (Arierparagraph), a potem ustawy norymberskie i rozmaite dekrety państwowe i rozkazy Hitlera. Dlatego, Rigg stwierdził, że W dyskusji na temat tej historii musimy stosować nazistowskie definicje o żydowskości bowiem w końcu liczyło się tylko to w co wierzyli Naziści. Większość osób wymienianych w niniejszej pracy nie określiłaby siebie jako Żydów czy częściowo Żydów. Ale tak definiowały ich teorie rasowe i polityka Hitlera. Tak więc omawiając tutaj kwestię żydowskości czynimy to wedle rasistowskiego prawa narodowo-socjalistycznego, a nie według definicji Halachy. III Rzesza operowała według zaiste orwellowskich zasad. Korzenie członków partii sprawdzano do 1800 r. Oficerów SS do 1750 r. W szczególnym przypadku jednemu partyjniakowi, który miał „semicki wygląd,” dowiedziono, że jakiś jego przodek poślubił Żydówkę w 1616 roku i wyrzucono go z funkcji państwowych. Jednocześnie – dla niektórych wybranych – Hitler oraz jego zaufani biurokraci wydawali certyfikaty „aryjskości.” Tzw. Genehmigungen były przeznaczone dla żołnierzy. Składało się to jako trzy osobne podania – prośbę o pozwolenie na kontynuację służby; prośbę o pozwolenie na kontunuację służby z możliwością awansu, oraz właściwy certyfikat „aryjskości,” czyli Deutschblütigkeitserklärung. Jego posiadacz mógł siebie określać jako Niemiec pełnej krwi – deutschblütig. Certyfikaty pierwszego i drugiego rodzaju zawierały zastrzeżenie, że Hitler zdecyduje po wojnie o ostatecznym losie danej osoby. Uzyskanie certyfikatu aryjskości nawet trzeciego typu nie oznaczało, że osoba taka stała się pełnoprawnym obywatelem III Rzeszy. Po pierwsze, częstokroć członkowie jego rodziny nie byli przecież automatycznie zaliczani w poczet „Aryjczyków.” Zdarzało się nawet, że brat dostawał certyfikat, a siostra nie. Po drugie, nowo kreowany „Aryjczyk” miał zakaz wstępowania do NSDAP oraz nie mógł zostać rolnikiem. O ile chciał awansować w wojsku ponad stopień pułkownika musiał ubiegać się o osobne pozwolenie.[1] Aby wdrażać w życie nowe ustawy oraz kontrolować ich wykonanie, a przede wszystkim aby wyszukiwać w archiwach potrzebne dokumenty, stworzono urząd rasowy (Rassenamt) oraz rozmaite inne biura. W ciągu roku (1933-34) liczba biurokratów od „rasy” wzrosła z 27 do 126 osób. Można szacować, że po 1938 było ich conajmniej dziesięć razy więcej. Podatnik niemiecki miał zapłacić 80 milionów marek za badania genealogiczne każdego obywatela.[2] Biurokraci częstokroć byli dosłownie zawaleni robotą. W związku z tym czasami zwracali się do pomoc do Jakuba Jacobsona, dyrektora Centralnych Archiwów Żydów Niemieckich. Ten – mimo swego żydowskiego pochodzenia i wyznania – wypełniał swoje obowiązki raczej niechętnie, choć zgodnie z obowiązującym prawem.[3] Polityka nazistowska wobec Mischlinge (mieszańców) w siłach zbrojnych ulegała stałej modyfikacji. Jej różne aspekty były pełne sprzeczności. Z jednej strony polityka zaostrzała się zgodnie z sukcesją wpowadzanych antyżydowskich praw. Z drugiej – po wrześniu 1939 r. – pragmatyczne wymogi wojny powodowały pewne jej cykliczne łagodzenie. Zwycięstwa niemieckie przynosiły ponowne natężenie dyskryminacji. Ale klęski też, a już szczególnie nieudany zamach na Hitlera w lipcu 1944 r. Wtedy stało się jasne, że Hitler chciałby eksterminować „mieszańców.” Wcześniej, jeszcze w 1942 r. wydawało się, że nazistów może zadowolić „tylko” ich sterylizacja.
   Tzw. „mieszańcy” - Mischlinge
   Dlaczego służyli Hitlerowi? Wydaje się, że obecność osób pochodzenia żydowskiego w wojsku III Rzeszy była logiczną kontynuacją długofalowego trendu asymilacyjnego. Przecież patrioci niemieccy żydowskiego pochodzenia (i religii) brali udział w walkach przeciw Napoleonowi. Potem nastąpił szalenie szybki proces asymilacji, konwersji, ożenków, oraz niemczenia się wśród ludności żydowskiej. Germanizacja szła w parze ze wzrostem patriotyzmu, zrozumienia obowiązku w stosunku do narodu. Niemcy żydowskiego pochodzenia walczyli w wojnach z Danią, Austrią, Francją, a szczególnie w I wojnie światowej (zginęło wtedy za Niemcy więcej osób pochodzenia żydowskiego niż padło za Izrael we wszystkich wojnach z Arabami). Automatycznie też – mimo dyskryminacji przez NSDAP – wielu z nich stanęło do szeregu aby walczyć w czasie II wojny. Przecież czyny Hitlera w ciągu swych pierwszych lat u władzy, do 1939 r., nie mogły doprowadzić do gwałtownej zmiany mentalności większości, do de-asymilacji. Takowa, o ile miała miejsce, nastąpiła po wojnie, po Zagładzie. Do wojny Niemcy żydowskiego pochodzenia byli po prostu Niemcami. Przeciętny Mischling czuł, pracował i myślał jak przeciętny „aryjski” Niemiec w tamtym czasie. Hans Gerlach napisał: „Rodzice wychowali mnie jako prawdziwego Niemca w miłości do Führera oraz Ojczyzny.”[4] Jego kolega, Dieter Bergmann myślał podobnie: „Zwyciężamy!… Muszę wierzyć w to zwycięstwo ponieważ poświęciłem dla niego tak wiele. Także wierzę w nie bowiem goreje we mnie miłość do Ojczyzny.” A kto był wrogiem? Jüdische Kapitalistenschweine.[5] Tak pisała wtedy osoba, która nie tylko była Żydem, ale również homoseksualistą. Co więcej, zdawał on sobie sprawę z tego, że „nie mogę być całkowicie optymistycznie nastawiony co do finału wojny. Naziści chcą się mnie pozbyć.” [6] Mimo takich sprzeczności, nie przestał być Niemcem. Rigg odkrył, że „były niemiecki kanclerz, Helmut Schmidt, porucznik Luftwaffe w czasie II wojny… przyznał, że gdyby nie miał żydowskiego dziadka, zostałby nazistą.”[7] Hans Herder wpadł w głęboką depresję, gdy dowiedział się, że ma żydowskiego dziadka. „Mówię ci uczciwie, że nie lubię Żydów,” powiedział Riggowi w 1996 r.[8] Jego koledzy winią Ostjuden albo Ortodoksów za anty-semityzm.[9] Jednak żołnierz Wehrmachtu, z jednym żydowskim rodzicem, stwierdził: „generalnie rzecz biorąc Mischlinge są bardzo anty-semiccy.”[10] Inny wojskowy o żydowskich korzeniach dodał: „większość Mischlinge czuli się bardziej Niemcami niż Żydami…. Niektórzy z nich chętnie wstąpiliby do SS gdyby nie byli skalani żydowską krwią.”[11] Powiedzmy, że taka postawa odzwierciedlała skrajność wśród Niemców żydowskiego pochodzenia. Inną skrajnością byli tacy jak „pół-Żyd” Herbert Lefévre. Z pozoru zachowywał się jak wielu innych. Wstąpił do Sturmabteilung (SA) i był wiernym członkiem partii narodowo-socjalistycznej. Lefévre otrzymał certyfikat „aryjskości” od Hitlera. W czasie wojny służył jako podoficer w Kriegsmarine. Był kucharzem. Nielegalnie dokarmiał tych członków załogi, którzy pozytywnie odpowiadali na jego homoseksualne zaloty. Przyłapano go i powieszono, a jego żydowskie pochodzenie – mimo uprzedniego błogosławieństwa Hitlera – posłużyło jako dodatkowy dowód oskarżenia. W innym wypadku mężczyzna, którego wykluczono z wojska, ale który miał warunkowy certyfikat „aryjskości” został zesłany do Auschwitz gdzie zginął. Jego „zbrodnia”? Przespał się z pełną „Aryjką”. Czyli osoby pochodzenia żydowskiego, które miały „certyfikaty” znajdowały się stale pod lupą. Karano takich znacznie surowiej niż przeciętnych „Aryjczyków.” W wielu wypadkach rewelacje o żydowskich przodkach były wielkim szokiem dla Mischlinge. W prawie wszystkich wypadkach rodziny uciekały się do rozmaitych forteli aby przez protekcję możnych III Rzeszy uzyskać certyfikat „aryjskości”. Udało się to feldmarszałkowi Erhardtowi Milchowi, który pełnił funkcje Sekretarza Stanu do spraw Lotnictwa. Po prostu w 1933 r. jego matka poszła na policję i zeznała, że jej sześcioro dzieci pochodzi z kazirodczego stosunku z jej aryjskim wujkiem, a nie z jej żydowskim mężem. Milch do końca wojny sprawował jedną z najwyższych funkcji w hierarchii III Rzeszy. Za jego plecami dalej szeptano jednak, że jego matka, z domu Rosenau, też jest Żydówką. W innym wypadku wydano certyfikat „aryjskości” dzieciom żydowskiego ojca i „Aryjki” po tym jak „mój własny brat [Heinz Löwen] poszedł na Gestapo i stwierdził, że nasza matka to dziwka, która pracowała jako prostytutka.”[12] Heinz zginął w szeregach Waffen-SS, a jego brat przeżył wojnę jako podoficer wojsk pancernych. Generał Helmut Wilberg uważał, że żydowscy „mieszańcy” to dzieci ze związku murzyńsko-hiszpańskiego. Wilberg przeżył szok w III Rzeszy, gdy prawo norymberskie przypomniało mu o jego żydowskiej matce. Chciał dalej służyć Niemcom. Był zupełnie zagubiony. Historia Mischlinge to studium sprzeczności i kontrastów. Prawa norymberskie i poszukiwanie oraz odkrywanie żydowskich korzeni wśród Niemców, a następnie nakręcająca się spirala eksterminacji, doprowadziły do samonienawiści, samobójstw, gorzkich rozwodów, degrengolady moralnej, ale również do aktów bohaterstwa oraz wzorowej lojalności. Większość najpewniej usiłowała oszukać system. Częstokroć przeprowadzali fikcyjny rozwód, ale kontynuowali pożycie małżeńskie. Zwykle tacy przeżywali. Mniej szczęścia mieli ci, których powoływano do służby w karnych kompaniach (Frontbewährungseinheiten, albo żartobliwie Himmelfahrtskommandos-komando Wniebowstąpienia), szczególnie na froncie wschodnim. Większość z nich zginęła. Lecz wielu walczących w normalnych oddziałach zwolniono do 1943 r. zgodnie z dekretami z 8 i 20 kwietnia 1940 r. Niektórzy zwolnieni z Wehrmachtu „mieszańcy” powrócili do Rzeszy do „normalnego życia.” Uczyli się, pracowali, bawili, oraz uprawiali seks z samotnymi dziewczynami i żonami „aryjskich” żołnierzy frontowych.[13] Ale dochodziło też do takich tragedii, że synowie walczyli na froncie, a ich krewnych z Rzeszy wysyłano do gazu w Generalnym Gubernatorstwie. Bywało też jednak tak, że jeśli syn-„mieszaniec” bohatersko zginął na froncie, to według dekretu Hitlera z marca 1941 r. jego rodzice z mieszanego małżeństwa nie podlegali represjom.[14] Oto garść przykładów, ilustrujących pełną sprzeczności rzeczywistość totalitarną III Rzeszy: Podczas kłótni rodzinnej „aryjski” ojciec nawrzeszczał na swego Mischling- syna: „Won mi stąd parszywy Żydzie!”[15] „Aryjska” ciotka powiedziała swemu „mieszanemu” siostrzeńcowi: „Mój drogi, uważam, że takich jak ty należy eksterminować aby nasza ojczyzna zachowała swą czystość i zwyciężyła nad spiskiem marksistowsko-żydowskim. Przykro mi, mój drogi. Sam wiesz, że cię kocham.”[16] Z drugiej strony, rozżaleni antysemityzmem żydowscy dziadkowie odbijali sobie na swych „mieszanych” wnukach, nawet tych o żydowskich matkach. „Helmut Kopp pamiętał jak jego żydowski dziadek zdzielił go batem i nazwał gojem.”[17] Według Rigga do tego dochodził aspekt żydowskiej odrębności religijnej. „Nie należy się dziwić, że niektórzy ortodoksyjni Żydzi pozytywnie ustosunkowali się do praw norymberskich ponieważ one zapobiegały ożenkom z niewiernymi.”[18] Porucznik Walter Lebram popełnił samobójstwo na wieść o tym, że według paragrafu aryjskiego (Arierparagraph) nie może służyć w armii. Generał Karl Zukertort wystąpił o certyfikat „aryjskości” w 1939 ale odszedł z wojska w 1941 r. dowiedziawszy się, że sprawa jego zostanie załatwiona dopiero po wojnie. W końcu Hitler przyznał mu certyfikat w 1942 r. Zukertort zdecydował jednak nie wracać na służbę. Tymczasem jego brat, generał Johannes Zukertor pozostał w wojsku jako jeden z wyższych oficerów artylerii.Zaszczute jadowitą kampanią nienawiści „w pełni żydowska” żona i teściowa „ćwierć-Żyda” admirała Bernharda Rogge popełniły samobójstwo. W 1939 r. Rogge uzyskał „aryizację” i wiernie służył Hitlerowi. Pod naciskiem przełożonych gen. Bernhard Kühl rozwiódł się ze swoją żydowską żoną, która wyemigrowała do USA. Kapitan Kriegsmarine Arnold Techl odmówił wypełnienia takiego rozkazu i został zdymisjowany. Mąż „pół-Żydówki” gen. Gotthard Heinrici nigdy się nie rozwiódł. Zarówno jego żona jak i dzieci nagrodzono patentami „aryjskości”. Potem, wiosną 1945 r., gen. Heinrici desperacko bronił linii Odry i samego Berlina przed Sowietami. Podczas gdy Horst Reinhard udawał „ćwierć-Żyda” służąc w Wehrmachcie, jego ojciec dostał przydział jako sierżant sztabowy armii do oddziału wartowniczego SS w obozie koncentracyjnym Flossenburg. „W pełni żydowska” matka Horsta zamieszkała w barakach załogi wraz ze swoim mężem. Cała rodzina przeżyła wojnę.[19] Częstokroć Mischlinge czuli się odrzuceni zarówno przez Żydów jak i „Aryjczyków.” Na przykład, w 1938 r. Hannah Klewansky poszła na Gestapo w poszukiwaniu ojca. Gestapowcy wysłali ją do gminy żydowskiej. Pracownicy gminy pokazali jej drzwi, bo ojciec jej był konwertytą. Klewansky powróciła ze swą prośbą na Gestapo, gdzie wściekli policjanci pobili ją i zgwałcili. Z drugiej strony „mieszańcy” stale używali uzyskane od Hitlera certyfikaty „aryjskości” aby pomagać członkom swojej rodziny. Porucznik Jürgen Krackow trzykrotnie ocalił swego „pół-Żyda” ojca od deportacji, dosłownie wyciągając go ze szpon Gestapo. Porucznik H. Ruge wyciągnął brata z obozu. W 1943 r. porucznik broni pancernej Joachim Cohen odwiedził swego ojca w Sachsenhausen. Zwrócił się też do zdumionego komendanta o protekcję dla ojca.[20] Ze swoich badań nad Mischlinge Rigg wywiódł, że wśród pół-Żydów o żydowskich ojcach istniało dużo większe prawdopodobieństwo przywiązania do judaizmu niż u tych, którzy mieli żydowskie matki, a którzy według Halachy byli Żydami. Fakt ten pokazuje, że Halacha pod wieloma względami była opóźniona w stosunku do społecznej rzeczywistości. Wierzenia religijne ojca wpływały na wychowanie dziecka bardziej niż wierzenia matki. Być może tak było z powodu ogólnie patriarchalnego charakteru niemieckich ognisk domowych. To potwierdza fakt, że większość mężczyzn, którzy byli obrzezani, a których zbadaliśmy w niniejszej pracy, mieli żydowskich ojców.[21]
   
   Bohaterowie III Rzeszy
   
   Rigg twierdzi, że większość zbadanych przez niego żołnierzy chciało się wykazać, udowodnić, że są godni miana – „Niemiec”, że ich żydowskość nie istnieje. Bo według stereotypu Żyd to przecież tchórz. A więc walczyli z niezwykłą zażartością, narażając się często dużo bardziej niż „Aryjczycy.” Spośród dwóch lub trzech milionów tzw. Mischlinge w III Rzeszy, przynajmniej 150 tys. osób pochodzenia żydowskiego (a w tym – jak obliczono, conajmniej 6019 „pełnych Żydów” lecz na fałszywych, „aryjskich” papierach) walczyło w armii Hitlera.[1] Rigg zbadał dokładnie aż 1671 przypadków żołnierzy-Żydów i Mischlinge (a w tym 26 członków NSDAP). 163 z nich zginęło. 279 odznaczono za odwagę, z czego aż 15 Krzyżem Rycerskim. „Pół-Żyd” ppłk. Walter Hollaender na czele swego pułku ocalił korpus armijny Wehrmachtu od totalnej klęski pod Kurskiem w lipcu 1943 r. „Ćwieć-Żyd” admirał Bernhard Rogge był chyba jednym z najbardziej słynnych piratów III Rzeszy, chlubą Kriegsmarine. Pod koniec wojny pomógł on ocalić miliony niemieckich uciekinierów i uchodźców z państw bałtyckich, Prus i Pomorza. „Pół-Żyd” i kawaler Krzyża Rycerskiego generał Günther Sachs dowodził 12 dywizją artylerii przeciwlotniczej. „Ćwierć-Żyd” generał Hans-Heinrich Sixt von Armin dowodził 113 dywizją piechoty pod Stalingradem i również zasłużył sobie na Krzyż Rycerski. „Pół-Żyd” generał Helmut Wilberg odznaczył się już podczas swojej służby jako szef operacji w sztabie Legionu Kondor w Hiszpanii (1936-1937). Tak jak wspomniany już „pół-Żyd” feldmarszałek Milch, gen. Wilberg położył wielkie zasługi w rozwój sił powietrznych Luftwaffe. Odwrotnie niż Milch, który „był fanatycznym i entuzjastycznym nazistą bezwzględnie ufającym Hitlerowi,” gen. Wilberg był przeciwnikiem systemu.[2]Wśród niższych stopniem „mieszańców” na przykład Hauptmann Siegfried Simsch mający na koncie 95 strąceń, był asem Luftwaffe. We wrześniu 1939 r. kanonier Dietmar Brücher odznaczył się pod Tomaszowem wyciągając rannych kolegów spod ostrzału. W sierpniu 1941 r. pod Humaniem, mjr. Robert Borchard na czele swej kompanii czołgów w beznadziejnej sytuacji powstrzymał sowiecki kontratak. Wyróżniono go Krzyżem Rycerskim. „Pół-Żyd” kpt. Karl Henle dosłużył się Żelaznego Krzyża za odwagę, zginął na polu bitwy. Henle to ciekawy przypadek. Był porucznikiem, gdy wprowadzono paragraf aryjski w wojsku. Dano mu możliwość pozostania w armii w stopniu szeregowego. Odmówił. W 1939 r. powołano go do wojska ponownie w stopniu oficerskim. W 1941 r. Hitler dał mu certyfikat „aryjskości.” Henle służył wiernie, bo wierzył, że ochrania swego ojca od deportacji. Inny oficer, kapitan Erich Rose był nie tylko patriotą niemieckim, ale również ostrym antykomunistą. Walczył przeciw czerwonym podczas rewolucji i wojny w Hiszpanii (1936-39). Służył potem jako łącznik między Wehrmachtem a frankistowską Błękitną Dywizją na froncie wschodnim. Hitler odmówił wydania certyfikatu „arianizacji” jako „75% Żydowi.” Rodziców kpt. Rose zagazowano w Auschwitz. Niedługo potem on sam zginął w walce z Sowietami. „Jestem świnią,” powiedział o sobie frontowym przyjaciołom, szarpany dylematem moralnym swego wkładu do walki za Hitlera.[3] Często więc byli to bohaterowie wbrew sobie. Służąc w wojsku, chcieli pomóc swoim żydowskim rodzinom. Jednocześnie, jak twierdzi autor pracy, wielu takich żołnierzy „czuło, że zdradza tych właśnie ludzi, których chcieli ochronić.”[4] Walczyli przecież o zwycięstwo Hitlera. Wydaje się jednak, że takie uczucia przyszły dopiero stopniowo, wraz ze wzrostem świadomości o prześladowaniu Żydów, o holokauście, o okropieństwach wojny, o celach Hitlera. Z drugiej strony, aby skomplikować sprawę, wspólna walka spowodowała, że większość Mischlinge czuła potężne więzy koleżeństwa frontowego łączące ich z „Aryjczykami”. Co więcej, honor żołnierski powodował, że walczący czuli się związani przysięgą: „Składam przed Bogiem to święte przyrzeczenie, że będę bezwzględnie posłuszny Adolfowi Hitlerowi, Wodzowi Rzeszy Niemieckiej i Ludu, Naczelnemu Wodzowi Sił Zbrojnych, oraz, że jestem gotowy, jako dzielny żołnierz, stale ryzykować swe życie dla mej przysięgi.”[5] Chociaż Rigg skoncentrował się na wojsku, lotnictwie i marynarce wojennej, od czasu do czasu wspomina o niemieckich Żydach i Mischlinge w formacjach partyjnych SA, SS i policji. Generalnie, „pół-Żydów nie usunięto z rezerwowych oddziałów policji aż do października 1942 r.”[6] Wbrew rozkazowi o czystce nieznana liczba Mischlinge pozostawała w szeregach SA do końca wojny. Niektórzy z nich zajmowali prominentne stanowiska, jak choćby Felix Bürkner w samej berlińskiej centrali organizacji.[7] Najbardziej kontrowersyjny jest udział osób pochodzenia żydowskiego w SS. Wspomniałem już Heinza Löwen, który skłamał, że jego matka była prostytutką, aby móc jako “Aryjczyk” służyć w Waffen-SS. Na lepszy pomysł wpadł “czysty Żyd” Karl-Heinz Löwy. Ten zmienił nazwisko na Werner Grenacher, udawał “Aryjczyka”. Został z poboru wcielony do 6 dywizji górskiej SS. Z wyboru i z aprobatą przełożonych w tej formacji znalazł się “ćwierć-Żyd” SS-Obersturmbannführer Peter Sommer, wcześniej oficer Wehrmachtu. Chyba najbardziej szokujący przykład Żyda, który ukrył się w SS to Elke Sirewiz, który jako SS-Obersturmführer Fritz Scherwitz został komendantem obozu koncentracyjnego na Łotwie. Rigg zbadał też plotki oraz oskarżenia o żydowskie pochodzenie kilku prominentnych polityków i wojskowych III Rzeszy. Historyk krytycznie rozważył dostępne dowody na temat rzekomo żydowskiego pochodzenia takich nazistowskich notabli jak generał SS Reinhard Heydrich, czy sam Hitler. Rigg doszedł do wniosku, że – o ile nie wydobędziemy na światło dzienne nowych dokumentów – to nic nowego do debaty nie może on wnieść. Jednym słowem, nie możemy wykluczyć, że mieli oni żydowskich przodków, ale nie możemy też tego udowodnić. Jednak bez względu na stan faktyczny „Hitler obawiał się, że plotki o jego żydowskiej przeszłości mogły być prawdą… Być może, że ten kryzys samookreślenia spowodował, że Der Führer wydał tak wiele certyfikatów, które chroniły przed nazistowskimi prawami rasowymi.”[8] Według speców rasowych z SS, feldmarszałek Erich von Meinstein miał na nazwisko von Lewinski i został zaadoptowany przez rodzinę Meinsteinów. Adiutant Meinsteina, Alexander Stahlberg, który sam jest pochodzenia żydowskiego, twierdził w 1994 r., że nazwisko feldmarszałka wywodzi się od hebrajskiego słowa „Levy” – lew. Nie jest to wcale pewne, bowiem jego teczka w kartotece SS została częściowo opróżniona, a inne papiery zniknęły. W każdym razie Meinstein był jednym z niewielu, którzy od początku aktywnie starali się pomagać Mischlinge.[9]
   Pomoc i awanse
   
   Według Rigga, „zwykle przyjaźń odgrywała największą rolę w udzielaniu pomocy mieszańcowi przez [nazistowskiego] notabla.”[10] Oprócz v. Meinsteina, niektórzy inni zawodowi wojskowi – jeszcze przed wojną – pomagali swym kolegom i podwładnym pochodzenia żydowskiego. W większości byli to konserwatyści, jak gen. Seegers, gen. Erwin von Witzleben, czy gen. Werner von Fritsch. Ten ostatni był antysemitą, lecz „nie lubił Hitlera i jego ‘kumpli’.”[11] Czasami pomoc wynikała z szacunku czy też litości do petenta. W taki sposób sam SS-Obersturmbannführer Adolf Eichmann zlitował się nad ciężko rannym porucznikiem Ernstem Pragerem i – widząc jego liczne odznaczenia bojowe – pomógł jego wujkowi w obozie koncentracyjnym.[12] Bardzo często za aktem pomocy stały więzy rodzinne. Na przykład, generał SS Curt von Gottberg wstawił się za swym bratankiem Wilhelmem. “Pomógł on nie tylko jemu, ale też i jego bratu oraz sześciu kuzynom uzyskać Deutschblütigkeitserklärung (certyfikat o czystej rasowo krwi) wiosną 1940 r.”[13] Gen. Curt von Gottberg wkrótce wsławi się masowymi mordami na Żydach. W biurokracji partyjno-rządowej sabotaż ustawy norymberskiej uprawiał Bernhardt Lösener, wysoki urzędnik w Rassenamt. Przestrzegał o “katastrofalnych reperkusjach społecznych”, jakie wywołają prześladowania Niemców pochodzenia żydowskiego, którzy bohatersko walczyli na frontach I wojny światowej, oraz tych, którzy ofiarnie wspomagali NSDAP przed zdobyciem władzy przez Hitlera.[14] Tacy wysoko postawieni naziści jak admirał Erich Raeder czy Luftmarschall Hermann Göring bezkarnie pozwalali sobie od czasu do czasu na protekcję swych faworytów. Ba! Szef SS i policji Heinrich Himmler zwolnił z obozu koncentracyjnego Żyda, profesora Fritza Pringsheima, do którego czuł sympatię, a potem pomógł mu wyemigrować. Wiele certyfikatów “aryjskości” przyznał sam Hitler. Szczególnie dotyczyło to rannych i wyróżnionych żołnierzy, oraz takich, którzy byli fizycznie najbliżsi “aryjskiemu ideałowi.” Ale zdarzyło się, że Der Führer uwolnił w pełni żydowską babkę trzech udekorowanych za waleczność żołnierzy-“mieszańców.” Kobieta ta była już w drodze do obozu śmierci w Generalnej Guberni. Hitler wydawał certyfikaty “aryjskości” również cywilom, o ile zasłużyli się dla III Rzeszy, na przykład chemikowi Arthurowi Imhausenowi, „ojcu” niemieckiej margaryny (uznany z rodziną jako „pełny aryjczyk – Vollarier). Wódz NSDAP wydał wiele certyfikatów dzięki bezinteresownym interwencjom i prośbom swego wojskowego adiutanta, Gerharda Engela. Hitler osobiście przejrzał kilka tysięcy podań o uznanie “aryjskości” i zaaprobował pewną część z nich. Rigg udokumentował 306 takich przypadków, w większości oficerów. Szacunkowo od 11,000 do 16,000 “mieszańców” służyło w Wehrmachcie dzięki takim certyfikatom.[15] Na niższym poziomie drabiny społecznej III Rzeszy pomocy udzielano Mischlinge raczej wyjątkowo. Polowanie na Żydów uruchomiło naturalne mechanizmy zła i oportunizmu już w 1933 r. Wielu wojskowych “Aryjczyków”, dwoiło się i troiło aby zyskać kosztem swoich “nie-aryjskich” kolegów. Po Anschlussie Austrii oficerowie tamtejszej armii ucieszyli się niezmiernie z paragrafu aryjskiego. [16] Podobnie postępowali również rozmaici cywilni urzędnicy rządowi. Ci ostatni kierowali się chęcią utrwalenia swej pozycji, zemstą, czy też po prostu złośliwością. Władze zalała lawina denuncjacji. “W 1937 r. [sekretarz stanu Hans Heinrich] Lammers zaapelował do urzędników państwowych aby wstrzymali się z denuncjacjami bowiem został wprost zasypany takimi raportami.”[17] Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny – nie w Rzeszy, ale na liniach frontu. Po prostu solidarność żołnierska powodowała, że w wielu przypadkach na najniższym poziomie ignorowano nazistowskie ustawy. Poza tym, “kilku pół-Żydów pozostało bowiem ich dowódcy chcieli mieć doświadczonych żołnierzy w oddziałach.” [18] Ogólnie, niżsi oficerowie frontowi ochraniali “swoich” “mieszańców.” Było to normą też przynajmniej u jednego wyższego dowódcy. Badania Rigga pokazują, że “pół-Żydzi” mieli się całkiem dobrze w Afrika Korps feldmarszałka Erwina Rommela. Niewątpliwie miały na to wpływ specyficzne warunki w jakich operował ten dowódca. [19] Ale i daleko za liniami frontu znalazł się przynajmniej jeden sprawiedliwy, który pomagał “mieszańcom”. Był nim komendant garnizonu Poczdam, gen. Erich hrabia von Brockdorff-Ahlefeldt. Generalnie trzeba przyznać, że Wehrmacht źle koordynował współpracę z Gestapo i NSDAP w sprawie tropienia Mischlinge w szeregach wojska. Po części wypływało to z biurokratycznej niewydolności, a po części z wojskowej niechęci do partyjnych aparatczyków i policjantów. Do wyjątków należeli bezwzględni służbiści, którzy sumiennie egzekwowali prawa przeciw “mieszańcom.” Do takich służbistów zaliczał się przede wszystkim “ćwierć-Żyd” Admirał Martin Baltzer z Kriegsmarine.[20] Swą nadgorliwością chciał zakamuflować swoje pochodzenie i udowodnić, że zasłużył na swój certyfikat “aryjskości,” którym wyróżnił go Hitler.
   
   Polonica i Zagłada
   
   Jest też kilka poloników, większość z nich w kontekście holocaustu. Ale nie wszystkie. Rigg podaje informacje o Mischlinge walczących w Polsce. Na przykład trzech braci von Mettenheim biło się w kampanii wrześniowej. Poległ też wtedy kpt. Klaus von Schmeling-Diringhofen. Na jego certyfikacie „aryjskości” nie wyschł jeszcze atrament. Jak reagowali na najazd Hitlera na Polskę? W dzienniku kanoniera Dietmara Brüchera znajdujemy następującą notkę pod datą 1 września 1939 r.: „Dawną niesprawiedliwość Wersalu należy usunąć.”[21] Zdobycie Warszawy Hans-Christian Lankes skomentował w swym dzienniku w następujący sposób: „Najwspanialszy raport w dniu dzieisejszym – niemieccy żołnierze w Warszawie.”[22] Inny „mieszaniec” wyraził swoje niezadowolenie, że niedostatecznie szybko został uznany za „Aryjczyka,” bowiem nie zdążył na wojnę z Polską. Przełożeni „pół-Żyda” Martina Biera uważali, że swą dzielną postawą na polu bitwy w Polsce zasłużył sobie na certyfikat „aryjskości.” [23] Dietmar Brücher wspomina, że w czasie kampanii wrześniowej jego koledzy popełnili wiele okrucieństw na Polakach. W bitwie pod Tomaszowem Brücher został ranny w nogę. Polacy poszli do kontrataku. Z przerażeniem oczekiwał przyjścia Wojska Polskiego, bowiem “słyszał plotki, co Polacy robili z rannymi Niemcami. Tymczasem Polacy dostrzegli Brüchera, ale zostawili go w spokoju. Jeden z nich wręcz zatrzymał się i pomógł mu opatrzyć ranę. Potem uścisnęli sobie ręce, a Brücher stwierdził… Krieg ist Scheisse.” [24] Jego kolega wpadł w polską zasadzkę, został ranny od pchnięcia bagnetem, ale uciekł. Otrzymał odznaczenie za swój wyczyn.[25] Dowiadujemy się też, że w 1944 r. zginął w walce w Polsce „mieszaniec” Karl Adolf Zukertort, ale autor nie podaje żadnych okoliczności śmierci. Rigg nie opisuje też zachowania się Mischlinge w stosunku do polskiej ludności chrześciańskiej podczas okupacji. Nadmienia tylko, że polsko-żydowscy “mieszańcy” byli zgromadzeni w gettach, a w późniejszym okresie poddani bezwzględnej eksterminacji. Odwrotnie niż ich niemieccy kuzyni, nie mieli oni żadnych przywilejów ani żadnych szans na łaskę.[26] Rigg poświęca wiele miejsca kwestii tego, co Niemcy żydowskiego pochodzenia wiedzieli o Holokauście. Według niego, „Niestety większość Mischlinge nie zrobiła nic, aby pomóc polskim Żydom źle traktowanym przez ich kolegów-żołnierzy…. Większość żołnierzy mieszańców cieszyła się z niemieckich zwycięstw ze swymi współtowarzyszami mając nadzieję, że ich służba wpłynie na zniesienie dyskryminacji w domu. Niewiele się martwili o prześladowaniu polsko-żydowskich cywili przez swych rodaków.”[27] Ponadto, “Mischlinge często odczuwali takie same emocje antysemickie jakie wyrażali nie-Żydzi…. Obergefreiter Heinz-Günther Angress, który był pół-Żydem, opisywał w czasie gdy jego oddział maszerował w głąb Polski poczuł, że ekstremalnie antysemickie pismo Der Sturmer nie przesadzało. Żydzi w Polsce ‘wyglądali po prostu strasznie.’”[28]
   
   Inny “mieszaniec” tak opisał swoje wrażenia o polskich Żydach w Ropczycach: „Spaceruję przez getto. To straszne, jakich okropnych ludzi tam widzę…. Patrząc na Żydów odnosi się bardzo dekadenckie wrażenie prawdopodobnie z tego względu, że od stuleci rozmnażają się oni w obrębie tej samej grupy.”[29] Podobnie zaszokowani byli inni Niemcy pochodzenia żydowskiego. Co więcej, wspominali o obcinaniu polskim Żydom bród, biciu, upokorzaniu, czy przymuszaniu ich do pracy. Wiedzieli o deportacjach. Rigg twierdzi jednak, że większość z nich nie wiedziała o Holokauście, ani o rzeczywistości obozów koncentracyjnych czy obozów śmierci.[30] Każdy ze zbadanych przez tego historyka żydowskich żołnierzy Wehrmachtu stracił w Zagładzie przeciętnie około ośmiu krewnych.[31] Niektórzy żołnierze pochodzenia żydowskiego lekceważyli zawarte w listach ostrzeżenia o tragicznej sytuacji swych krewnych w gettach i obozach. Na przykład, Ida Klein została wywieziona z Rzeszy do Głuska na południowej Lubelszczyźnie. Pisała do wnuka o tragicznej sytuacji w tamtejszym getto, informując m.in. o zastrzeleniu Żyda za brak opaski. Wnuk, Hans-Geert Falkenberg, po prostu nie wierzył. Uznał, że staruszka „halucynuje.” Latem 1942 r. listy od babki ustały. Falkenberg odwiedził Głusk we wrześniu 1943 r. Dowiedział się tylko, że wszystkich Żydów wywieziono. Dopiero po wojnie uwierzył, że jego niemieccy współrodacy zamordowali mu babkę.[32] Generał Werner Maltzahn walczył za Führera w Związku Sowieckim. Nigdy nie interweniował, aby pomóc swojej rodzinie. Deportowano i zamordowano jego siostrzenice, siostrę, oraz matkę. Dowiedział się o tym po wojnie. Podobnie SS-man Günther Löwy, który stracił prawie całą rodzinę w getto w Mińsku. Twierdzi, że słyszał o gazowaniu w Auschwitz, ale żaden z jego kolegów z oddziału nic nigdy nie mówił o holokauście.[33] „Pół-Żyd” Alfred Posselt służył przy lotnisku polowym w Rzeszowie. Zakochał się w polskiej Żydówce, Halinie Goldner. Nawet pomagał jej rodzinie, przynosząc żywność do getta. „Był świadkiem egzekucji Żydów, oraz słyszał o deportacjach do Bełżca.” Halina zniknęła, zagazowano ją. Potem deportowano z Niemiec i zamordowano rodzinę Posselta. „Uznał, że nic nie można zrobić. Kontynuował służbę. Przekonany był, że zło, którego był świadkiem jest wyjątkiem od reguły.”[34]
   
   Pora na najstraszniejsze.
   
   Rigg napisał: „Wbrew oczekiwaniom, moje badania wykazały, że niektóre osoby pochodzenia żydowskiego brały bezpośredni udział w Holokauście jako sprawcy, głównie ze względu na swoją rangę i obowiązki z nią związane.”[35] Najbardziej winny był feldmarszałek Milch, którego nie tylko informowano o mordach oraz pracy niewolniczej, ale nawet o pseudo-medycznych eksperymentach na więźniach. „Pół-Żyd” Milch uznał je za „interesujące.” Dlatego też należy uznać go za „żydowsko-niemieckiego zbrodniarza wojennego.”[36] Podobnie rzecz ma się z „ćwierć-Żydem” Dr. Leo Killy z Kancelarii Rzeszy, oraz z „ćwierć- bądź pół Żydem” Dr. Hansem Eppignerem, odpowiedzialnym za pseudonaukowe eksperymenty medyczne w Dachau. Zbrodniarzami byli też „pełna Żydówka” Stella Goldschlag, agentka Gestapo, która denuncjowała ukrywających się w Berlinie Żydów, czy „pełny Żyd” Günther Abrahamsohn, który jej pomagał wraz z około 15 innymi żydowskimi „łapaczami” (Greifer) w stolicy III Rzeszy. Jednym z najbardziej szokujących był przypadek „pełnego Żyda” Elke Sirewiz. Załatwił on sobie fałszywe papiery na nazwisko Fritz Scherwitz. Został członkiem NSDAP. Służył w SS jako Obersturmführer. Był komendantem obozu koncentracyjnego w Lenta pod Rygą na Łotwie. Według Rigga, Elke Sirewiz był odpowiedzialny za wysyłanie Żydów na śmierć. Świadkowie twierdzą, że osobiście wziął udział w zabijaniu 200 Żydów w Rydze 31 października 1942 r. Zgwałcił też kilka kobiet. Po wojnie pracował w instytucji w Monachium, która pomagała Żydom odzyskiwać ich własność. Ktoś go rozpoznał i doniósł władzom. Scherwitza oddano pod sąd jako zbrodniarza wojennego.[37]
   
   Po wojnie
   
   A jakie były losy innych po wojnie? Prawie wszyscy siedzieli cicho. Dopiero gdy młody amerykański historyk Rigg dotarł do nich i zaczął odgrzebywać przeszłość, zaczęli mówić. Opowiadali o wszystkim. Karl-Heinz Löwy z SS skarżył się, że wyrzekli się go krewni. Innego weterana Wehrmachtu wyrzucono z synagogi, za to że służył Hitlerowi.[38] “Po zwolnieniu z wojska, wracając do domu, Żyd Günther Kallauch spotkał na drodze grupę uwolnionych żydowskich więźniów obozu koncentracyjnego (KZ-Häftlinge). Kallauch starał się im wytłumaczyć jak przeżył oraz to, że jest Żydem, ale ludzie ci, nie wierząc, że Żyd może nosić mundur Wehrmachtu, pobili go.”[39] W podobny sposób Rigga potraktowali niektórzy historycy oraz wielu komentatorów prasowych. Nie pomogło mu nawet to, że Rigg – odkrywszy w Niemczech, że ma żydowskich przodków – przeszedł na judaizm i służył w armii izraelskiej.[40] W zasadzie jednak nie powinniśmy się dziwić obecności osób żydowskiego pochodzenia w wojskach Hitlera. W końcu w armiach Skonfederowanych Stanów Ameryki walczyło 40,000 czarnych żołnierzy – wolnych i niewolników. Takie są paradoksy historii. I wielką zasługą Rigga jest to, że nam je ukazał. Komunizm upadł. Nie ma tematów tabu. Bryan Mark Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers: The Untold Story of Nazi Racial Laws and Men of Jewish Descent in the German Military (Lawrence, Kansas: University Press of Kansas, 2002).
   W Polsce książka ukazała się w r.2005 w wyd. ARKADIUSZ WINGERT
   Marek Jan Chodakiewicz
   http://chodakiewicz.salon24.pl/
    [1] Szczegółową statystykę zawiera rozdział trzeci. Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 51-75.
   [2] “Milch was an ardent and enthusiastic Nazi who strongly believed in Hitler.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 178.
   [3] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 203-204, 261-62, 378 n. 106.
   [4] “many Mischlinge felt they were betraying the very people they wanted to protect.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 43.
   [5] Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 86.
   [6] Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 137.
   [7] Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 146.
   [8] „Hitler feared that the rumor about his Jewish past could have been true…. This personal identity crisis may have led him to make so many exemptions from Nazi racial laws.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 175.
   [9] Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 83, 85, 314 n. 62.
   [10] “Usually friendship played the biggest role in motivating someone in a high position to help a Mischling.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 179.
   [11] “The intelligent Fritsch, although anti-Semitic, disliked Hitler and ‘his cronies’.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 85.
   [12] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 260.
   [13] “Curt von Gottberg… helped not only him but also his brother and six cousins receive Hitler’s Deutschblütigkeitserklärung in the spring of 1940.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 213. O egzekucjach przeprowadzanych przez tego SS-mana zob. s. 365.
   [14] “the disastrous social repercussions.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 96.
   [15] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 140, 180, 182, 187, 193, 205, 220.
   [16] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 106.
   [17] “In 1937, Lammers appealed to government officials to stop their denunciations because he was overwhelmed with reports.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 94.
   [18] “Several half-Jews remained because their commanders wanted to keep experienced soldiers in their units.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 119.
   [19] Rommel zresztą zignorował rozkazy Hitlera o eksterminacji schwytanych przez Afrika Korps cudzoziemskich Żydów. Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 131-32.
   [20] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 138, 142, 154.
   [21] “The old injustice of Versailles must be erased.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 124.
   [22] “The most beautiful report today is that German troops are in Warsaw!” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 124.
   [23] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 207, 210.
   [24] “He saw the enemy nearby and feared the worse [sic], having heard rumors of what Poles did to wounded Germans. The Poles noticed Brücher but left him alone. One actually stopped and helped him dress his wound. They shook hands, and Brücher said…Krieg ist Scheisse.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 111.
   [25] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 326.
   [26] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 168.
   [27] „Unfortunately, most Mischlinge did nothing to help Polish Jews they saw mistreated by fellow soldiers…. Most Mischling soldiers celebrated the German victories with their comrades and hoped that their service would alleviate their discrimination back home. They worried little about the persecution of Jewish-Polish civilians by their countrymen.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 110.
   [28] “Mischlinge often felt the same anti-Semitic emotions that non-Jews expressed….. Obergefreiter Heinz-Günther Angress, a half-Jew, described that as his unit moved deeper into Poland, he felt Der Sturmer (a virulent anti-Semitic newspaper) had not exaggerated. The Jews there “looked simply horrible.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 109.
   [29] „I walk through the ghetto. It’s awful what horrible people I see there… The Jews make a much more decadent impression probably due to centuries of inbreeding.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 109.
   [30] Rigg twierdzi, że “most did not know nor understand what was going on in the extermination camps.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 263.
   [31] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 264.
   [32] “a delusional old woman.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 249.
   [33] Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 256.
   [34] “While there, he witnessed Jews being executed and heard about deportations to the Belzec death camp…. He felt that he could do nothing but continue serving. He believed the evil he had witnessed was an exception and not the rule.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 251-52.
   [35] “Contrary to expectations, this study has documented that some people of Jewish descent participated directly in the Holocaust as perpetrators, primarily because of their rank and responsibilities.” Zob. Rigg, Hitler’s Jewish Soldiers, s. 257.
   Zobacz teżUkraińcy w brygadach międzynarodowych Hitlera, Rosyjscy sojusznicy Hitlera
   
   
   
   
   

ODPOWIEDZ

Dexter

~W.P.

2011-03-20 15:59:02

Dla Jana Grossa, żydowscy żołnierze Hitlera, grabież mienia żydowskiego - W wyniku masowej eksterminacji ludności żydowskiej pozostawały po niej dobra materialne, które zgodnie z hitlerowskim ustawodawstwem przechodziły na własność państwa nazistowskiego. Ubrania i rzeczy codziennego użytku przekazywane były do Głównego Urzędu Gospodarczo – Administracyjnego SS, a za jego pośrednictwem rodzinom niemieckim, które ucierpiały wskutek działań wojennych. Kosztowności i dewizy deponowano w Banku Rzeszy.
   
   Prawna grabież mienia
   Procedura odbierania mienia ofiarom zaczynała się w punkcie zbornym, z którego odchodziły transporty, a kończyła w obozie zagłady. Zrabowane mienie pożydowskie, zgodnie z rozkazem Odilo Globocnika z dnia 15 lipca 1942 r., było wprowadzane do kartotek przez administrację w obozach zagłady. Na mocy powyższego rozkazu utworzono dwie centralne komórki przy sztabie „Akcji Reinhard”. Wszelkie pieniądze, dewizy, kruszce, kamienie szlachetne, biżuteria oraz inne rzeczy wartościowe trafiały do komórki podporządkowanej SS – Sturmbannführerowi Georgowi Wippernowi, który był jednocześnie odpowiedzialny za szczegółową ich kartotekę. Druga komórka została podporządkowana szefowi sztabu „Akcji Reinhard” SS – Hauptsturmführerowi Hermannowi Höflemu. W jego gestii znalazło się prowadzenie kartoteki ubrań, obuwia oraz urządzeń gospodarstwa domowego.Jak wynika z raportu Odilo Globocnika ( także żyda!!!) z 5 stycznia 1944 r. w ramach „Akcji Reinhard” zagrabiono mienie żydowskie o łącznej wartości prawie 179 mln RM.
   Procedura
   Po dotarciu transportu do obozu zagłady rozdzielano wśród ofiar numerki za zdane mienie, co miało na celu oszukanie i uspokojenie więźniów. Specjalne komando więźniów dokonywało segregacji ubrań. Znalezione kosztowności i waluta wrzucane były do zaplombowanych skrzyń. Ubrania zagrabione Żydom z obozów zagłady początkowo trafiały drogą kolejową do obozu na Flugplazu w Lublinie, gdzie więźniowie po raz drugi dokonywali ich segregacji oraz pozbawiali ewentualnego żydowskiego oznakowania, a następnie odsyłano je do magazynów „Akcji Reinhard” przy ulicy Chopina 27 (obecnie główna biblioteka KUL). Ubrania i rzeczy codziennego użytku przekazywane były do Głównego Urzędu Gospodarczo – Administracyjnego SS, a za jego pośrednictwem rodzinom niemieckim, które ucierpiały w skutek działań wojennych. Kosztowności i dewizy deponowano w Banku Rzeszy.
   Korupcja
   Mienie zagrabione Żydom było pokusą dla nazistowskich urzędników, którzy byli zaangażowani w realizację „Akcji Reinhard”. Przywłaszczanie kosztowności zrabowanych zamordowanym Żydom było niezgodne z prawem i groziła za to kara śmierci. Mimo to korupcji ulegli zarówno Odilo Globocnik, jak również Christian Wirth i zapewne wielu innych SS-manów biorących udział w „Akcji Reinhard”. O przywłaszczaniu mienia zeznał podczas procesu były adiutant Globocnika SS – Sturmbannführer Runhof: Pewnego dnia [1942 r.] pod sztab „Akcji Reinhard” zajechały ciężarówki ze skrzyniami, które miały zostać przechowane w tym miejscu. Osobą, która dowodziła tą „akcją” był Werner Blankenburg, który stwierdził, że w skrzyniach jest: Ważne wyposażenie dla potrzeb frontu! Kiedy później powtórzyłem to Globocnikowi, trochę zamyślony odrzekł, że to bzdura, ale nie powinienem wtrącać się w cudze sprawy . Na temat Wirtha w powojennym procesie zeznawał Erich Bauer. Wspomniał on o ogromnym przepychu w jadalni, będąc w willi Wirtha: Pamiętam tę jadalnię, gdyż raz zostałem tam zaproszony na posiłek. Kelnerkami były młode, ładne Żydówki. Jak prawdziwe kelnerki nosiły białe fartuszki. Jadalnia była tak urządzona, że odnosiło się wrażenie, iż jemy w najlepszym hotelu . Mienie pożydowskie przywłaszczali sobie również SS-mani, którzy służyli w obozach zagłady. Łatwość w zdobyciu dóbr materialnych oraz brak nadzoru ułatwiały ten proceder. Korupcja nie była obca także Hiwis *, /Hilfswilliger /, którzy prowadzili handel wymienny z więźniami żydowskimi w obozach zagłady. W zamian za kosztowności dostarczali im jedzenie oraz wódkę. Udział Żydów w nadużyciach finansowych. Dużą wiedzę o machinacjach finansowych wśród funkcjonariuszy aparatu SS posiadali „uprzywilejowani” Żydzi, którzy byli członkami Rady Żydowskiej, Żydowskiej Służby Porządkowej czy niemieckimi konfidentami. Ich wiedza była na tyle niebezpieczna, iż dowódca Policji i SS w dystrykcie lubelskim Odilo Globocnik wydał rozkaz, aby także ich wyeliminować. Zgodnie z wytycznymi Globocnika, podczas likwidacji getta na Majdanie Tatarskim śmierć ponieśli dr Marek Alten (prezes Judenratu), Moniek Goldfarb (komendant Żydowskiej Służby Porządkowej), Szama Grajer (niemiecki konfident). Osobiście zostali zastrzeleni przez SS – Obersturmbannführera oficera Służby Bezpieczeństwa (SD) Hermanna Worthoffa, odpowiedzialnego za likwidację lubelskiego getta. Z początkiem kwietnia 1942 r., gdy naziści prowadzili akcję wysiedlania Żydów z getta na Podzamczu, część z nich miała uzyskać J – Ausweisy (zaświadczenia o zatrudnieniu wydawane przez okupantów niemieckich), co przynajmniej tymczasowo chroniło od śmierci. Miały być one rozdzielane przez Judenrat. Faktycznie znaczna ich część znalazła się w posiadaniu Szamy Grajera, który nimi handlował. Wszystko działo się za przyzwoleniem władz SS w dystrykcie lubelskim, co wiązało się z podziałem zysków. Innym faktem potwierdzającym nadużycia było wesele Lagerälteste Friedli Aleksander w obozie na Flugplazu, w którym wzięli udział SS-mani. Odbyło się ono w atmosferze przepychu i luksusu, o czym mogą świadczyć zeznania Estery Kerżner: Odbywały się nawet śluby w obozie. Wyszła na przykład za mąż nasza Lagerälteste Friedl Aleksander. Wyszła za pewnego jeńca. Odbyło się huczne wesele. Były kwiaty, wino i owoce, oczywiście tylko dla wyższych dostojników obozu. Ślubu pod baldachimem udzielił rabin . Informacje o weselu na Flugplazu pojawiły się również w zeznaniach sędziego SS Konrada Morgena, które złożył przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze. Podczas śledztwa, które prowadził w kwestii korupcji wśród aparatu SS w Lublinie w 1943 r. wielu jego rozmówców było niechętnych do współpracy, co rodziło podejrzenia.
   
   Przeciwdziałanie korupcji
   Informacje o malwersacjach finansowych musiały dotrzeć do najwyższych urzędników SS w Berlinie. W lecie 1943 r. przybył do Lublina SS – Obersturmführer Konrad Morgen, którego zadaniem było przeprowadzenie śledztwa w sprawie przywłaszczania żydowskiego mienia przez SS-manów. Podczas procesu przed Międzynarodowym Trybunałem w Norymberdze zeznał: Był to obóz Flugplaz, w którym przechowywano rzeczy zagrabione ofiarom lub pewną część tych rzeczy. Na podstawie ilości tego wszystkiego – w magazynach były m. in. niewiarygodne sterty zegarków – wywnioskowałem, że działo się tam coś potwornego. Pokazali mi też kosztowności. Mogę stwierdzić, że nigdy dotąd nie widziałem tak dużo złota, a zwłaszcza złota pochodzenia zagranicznego. Widziałem zgromadzone tam pieniądze z całego świata, a także przetopione złoto, całe sztabki złota . Malwersacje wykryto także w obozie na Majdanku. Wiosną 1945 r. Sąd Specjalny SS skazał na karę śmierci dwóch komendantów obozu: Karla Otto Kocha oraz Hermanna Florstedta. Wyrok najprawdopodobniej wykonano w kwietniu. Postępowanie w ich sprawie prowadził Konrad Morgen. Prawdziwego rozmiaru korupcji wśród SS-manów i aparatu nazistowskiego nigdy nie poznamy. Można jedynie przypuszczać, iż jej rozmiary były ogromne.
   Judenrat w Lublinie
   
   Judenrat (niem.) - rada żydowska lub rada starszych. Narzucony przez hitlerowców organ administracji żydowskiej funkcjonujący w gettach na mocy rozkazu Reinharda Heydricha z dnia 21. 09. 1939 r.
   
   Judenrat jako instytucja administracyjna
   
   Pierwsze Judenraty pojawiły się w zachodniej i centralnej Polsce. Istniały zasadniczo jako odrębne, niekontaktujące się ze sobą organy administracyjne. Miały być bezwolnym i posłusznym organem żydowskim na usługach hitlerowców. W ten sposób chciano usprawnić działania władz okupacyjnych. Judenraty były zmuszane do terminowego spełniania wszystkich zarządzeń wydanych przez władze okupacyjne. W ten sposób miały zostać zdyskredytowane w oczach współobywateli. W dniu 28 listopada 1939 r. Generalny Gubernator Hans Frank wydał rozporządzenie określające funkcjonowanie Judenratów. Miały one składać się od 12 do 24 członków (w zależności od liczny mieszkańców getta), a w ich skład mieli wchodzić rabini oraz przedstawiciele życia społecznego, kulturalnego, politycznego. Wybór przewodniczącego oraz jego zastępcy należał teoretycznie do kompetencji Rady Żydowskiej. W rzeczywistości najczęściej władze niemieckie wskazywały odpowiednią osobę. Każdy skład Rady musiał być zatwierdzony przez władze okupacyjne.
   
   Do zadań Judenratów należało m.in.:
   
   o wyznaczanie ludzi do prac przymusowych,
   o płaceniu kontrybucji, grzywien,
   o opieka nad przesiedlonymi mieszkańcami z małych miast i wiosek do dużych gett,
   o terminowym wykonaniem wszystkich zarządzeń,
   o przeprowadzenie ewidencji mieszkańców getta,
   o dostarczanie ludzi do wywózki do obozów zagłady,
   o organizowanie i utrzymywanie szkół dla młodzieży żydowskiej,
   o zapewnienie ochrony medycznej,
   o jadłodajni dla najuboższych oraz dzieci.
   
   Judenratom pomagała Żydowska Służba Porządkowa. Funkcjonariusze nie mogli mieć broni, lecz często uczestniczyli w łapankach i rewizjach oraz pilnowali porządku na Umschlagplatzach.
   
   Członkowie lubelskiego Judenratu
   Radę Żydowską Gminy Wyznaniowej w Lublinie utworzono w pierwszych dniach stycznia 1940 r. Na jej czele stanął inż. Henryk Bekker. Jak podaje w swojej książce Tadeusz Radzik w pierwszym okresie Rada składała się z 25 członków, potem było ich 24. Od 25.01.1940 r. do marca 1942 r. radzie przewodniczyli: przewodniczący inż. Henryk Bekker , jego zastępcy: Salomon Kestenberg , członek Szloma Halbersztadt i sekretarz Dawid Hochgemajn. Drugim członkiem był Maurycy Szlaf, który w grudniu 1940 r. zmarł. Oprócz tych osób w skład Rady Żydowskiej wschodzili: Ajzyk Bursztyn, Aron Bach, Urysz Cymerman, Dawid Dawidsohn, Dawid Edelsztejn, Josef Goldsztern, Abram Goldsobel, Leon Hufnagel, Aron Jankiel Kantor, Jakub Kelner, Izaak Kerszman, Dawid Rechtman, Bencjan Tenenbaum, Josef Wajselfisz, Józef Siegfried.
   Wszyscy radni byli osobami znanymi w przedwojennej gminie żydowskiej. Posiadali doświadczenie w pracy społecznej oraz politycznej. Część z nich była znanymi filantropami. Cały skład Rady można by podzielić na dwie grupy: dla pierwszej (jak np. dla przewodniczącego Henryka Bekkera) praca w Judenracie była misją społeczną, mającą na celu ochronę społeczności żydowskiej. Bekker oraz jemu podobni działacze starali się tak postępować, by prym wiodła troska o słabszych, a nie posłuszeństwo rozkazom hitlerowskim. Druga grupa osób kierowała się przede wszystkim chęcią ocalenia siebie oraz swoich bliskich, niektórzy z nich chcieli zdobyć majątek dzięki uprzywilejowanej pozycji. Do nich można zaliczyć Marka Altena, wpierw zastępcę Bekkera, po jego śmierci, przewodniczącego Judenratu.
   Istotne zmiany w składzie Rady Żydowskiej zaszły pod koniec marca 1942 r. Większą część mieszkańców getta wywieziono do Bełżca. Niemcy rozkazali, by w wyniki zmniejszenia liczby ludności, ograniczyć Radę Żydowską do 12 członków. Sami obrali na przewodniczącego dr Marka Altena, jedynego człowieka w getcie, który miał prawo rozmawiania z władzami hitlerowskimi. Członkami Rady uczynili: Izaaka Kerszmana, Dawida Hochgemajna, Leona Hufnagela, Jakuba Kelnera, Nachmana Lernera, Wolfa Wienera, Ejzyka Brodta, Daniela Kupferminca, Józefa Rotrubina, Szulima Tajkefa i Bolesława Tenenbauma. Ostatni z wymienionych członków Rady uważany był za agenta niemieckiego, w kwietniu 1942 r. został zastrzelony za kradzież. Na jego miejsce przybył Izrael Kacenelenbogen, właściciel Fabryki Gilz „Ursus” oraz założyciel „Lubliner Tugblat” – gazety ukazującej się w Lublinie w latach 1917-1939.
   Zadania lubelskiego Judenratu
   Lubelski Judenrat miał te same zadania do wykonania, co inne Rady Żydowskie rozproszone po całym Generalnym Gubernatorstwie, a zatem m.in.: musiał opiekować się przesiedleńcami, ubogimi, jeńcami wojennymi, organizować życie religijne i społeczne Żydów, a przede wszystkim sprawnie wykonywać zarządzenia władz niemieckich dotyczących: kontrybucji, pracy przymusowej, spisów ludności i w końcu wywózek do obozów zagłady.
   Rada Żydowska w ramach swoich struktur powołała do życia różne organa odpowiedzialne za poszczególne kwestie. I tak funkcjonowały m.in.:
   
   o Komisja Pomocy Uchodźcom
   o Wydział Mieszkaniowy
   o Komisja Pomocy Jeńcom Wojennym i Wysiedleńcom
   o Dział Opieki nad Dzieckiem „Centos”
   o Wydział Pracy Obowiązkowej Mężczyzn
   o Wydział Pracy Obowiązkowej Kobiet
   o Urząd Pracy
   o Wydział Stanu Cywilnego
   o Wydział Pomocy Prawnej
   o Drukarnia „Praca”.
   
   Zatrudnienie w Judenracie i wynagrodzenia
   Rada żydowska zatrudniała dużą liczbą urzędników – w marcu 1942 r. było to 398 osób. Nie wszyscy jednak dostawali wynagrodzenie za swoją pracę. Była spora grupa osób, która pracowała bez wynagrodzenia, licząc na to, że będąc urzędnikiem, mając odpowiednie dokumenty, nie zostanie deportowana do obozu. Przez długi czas faktycznie takie dokumenty chroniły daną osobą i jej rodzinę. Wynagrodzenie za pracę było różne, główny rabin, przewodniczący oraz jego zastępcy zarabiali w przedziale od 380 do 480 zł miesięcznie, pozostali pracownicy otrzymywali mniej, w zależności od zajmowanego stanowiska w granicach 80–200 zł. Najdroższymi artykułami w getcie było jedzenie oraz lekarstwa (a także dokumenty umożliwiające przejście na aryjską stronę). Dla przykładu warto podać ceny niektórych produktów: 1 kg chleba – 10 zł., 1 kg ziemniaków – 2 zł, 1 kg słoniny – 8 zł, a litr mleka – 4 zł. Przeciętne zarobki w getcie innych mieszkańców wahały się pomiędzy 80 a 180 zł. Lepiej było tym, którzy mogli prowadzić jakiś handel lub mieli ukryte pieniądze oraz kosztowności (wcześniej na mocy rozkazów, władze niemieckie odbierały je Żydom). W chwili, gdy getto zostało zlikwidowane, a pozostała część społeczeństwa zamieszkała w getcie na Majdanie Tatarskim liczba urzędników spadła do 38 osób i 12 radnych. Świadectwem działalności lubelskiego Judenratu są przede wszystkim zachowane szczątkowo protokoły z posiedzeń, dokumenty niemieckie, wspomnienia osób ocalonych z Zagłady i zapiski, adnotacje zawarte w Archiwum Ringelbluma (dotyczą one w znacznej mierze dziejów warszawskiego getta, lecz archiwiści zbierali każdy dokument, spisywali każdą relację opowiadającą o losach społeczeństwa żydowskiego, dlatego i tam można znaleźć informacje dotyczące działalności Rady Żydowskiej w Lublinie). W 1952 r. w Paryżu została wydana Księga Pamięci ocalonych z Lublina (Dos buch fun Lublin). Jej autorzy pragnęli szczegółowo przedstawić dzieje gminy od początków, aż po zniszczenie. Nie szczędzili oskarżeń pod adresem Judenratu. Twierdzili, że był on zbyt lojalny wobec władz niemieckich i nie troszczył się wcale o mieszkańców lubelskiego getta. Podobne spostrzeżenia można spotkać we wspomnieniach innych ocalonych.
   Ocena działalności Judenratów
   Ocena działalności Juderatów jest trudna. Większość z nich próbowała godzić powinności wobec Niemców z możliwością ratunku społeczności żydowskiej. Część z nich jawnie współpracowała z hitlerowcami dla osiągnięcia własnych korzyści – przede wszystkich uratowania życia własnego i swoich bliskich. Jeśli Niemcy nie byli zadowoleni z pracy Judenratu potrafili w ciągu kilku godzin zabić wszystkich jego członków. Słynnymi przewodniczącymi Judenratów byli: Adam Czerniakow- przewodniczący warszawskiego Judenratu, który popełnił samobójstwo w chwili, gdy Niemcy zażądali przeprowadzenia wielkiej akcji wysyłki do obozu zagłady; Chaim Rumkowski – przewodniczący Judenratu w Łodzi, „pan życia i śmierci”, nie wahał się ani minuty, by wysłać jednego dnia na śmierć kilka tysięcy dzieci i starców w imię ratowania ogółu, ustalił on pieniądze z własną podobizną i wymagał bezwzględnego podporządkowania się jego i niemieckim rozkazom; oraz Mojżesz Merin z Sosnowca – przewodniczący Rady Central Żydowskich Rad Starszych na Wschodnim Górnym Śląsku i getta, którego wcielenie do Rzeszy gwarantowało społeczności żydowskiej lepsze warunki. W swoim zachowaniu był podobny do Rumkowskiego, chciał decydować o wszystkim, był okrutny i chciwy. Działalność Judenratów jest oceniana bardzo różnie. W swojej pracy Artur Eisenbach ostro skrytykował ich postępowanie. Uważał, że nigdy nie służyły one dobru społeczności żydowskiej, dały się omamić władzy niemieckiej i były jej narzędziem w Zagładzie Żydów. Podobny stosunek miała Hannah Arendt, nazywając funkcjonowanie Judenratów oraz policji żydowskiej „najczarniejszym rozdziałem ponurej historii”. Obecnie badacze nie stawiają tak jednoznacznych ostrych sądów. Członkowie Judenratów nie mogli zbyt wiele uczynić. W ich gronie byli i tacy, którzy potrafili zorganizować i dobre sprawy, np. szkółki czy świetlice dla dzieci, jadłodajnie. Każdy z ludzi pracujący w Judenracie był inny, nie każdy za wszelką cenę doprowadzał do zguby bezbronnych. Niektórzy za swoją działalność na rzecz współobywateli płacili życiem.
   Za: www.pamięć miejsca.tnn.pl
   Literatura
   Berenstein T., Rutkowski A., Eksterminacja Żydów na ziemiach polskich w okresie okupacji hitlerowskiej. Zbiór dokumentów, Warszawa 1957.
   Kuwałek R., Obóz zagłady w Bełżcu, Lublin – Bełżec 2005.
   Kuwałek R., Żydzi lubelscy w obozie koncentracyjnym na Majdanku, „Zeszyty Majdanka”, t. XXII (2003).
   Marszałek J., Majdanek. Obóz koncentracyjny w Lublinie, Warszawa 1987.
   Tregenza M., Christian Wirth: Inspektrur der SS – Sonderkommando Aktion Reinhardt, „Zeszyty Majdanka”, t. XV (1993).
   * Hiwis *, /Hilfswilliger czyli „chętny do pomocy” których nazywano także: czarnymi, askarami, wachmanami oraz Ukraińcami. Byli to jeńcy Armii Czerwonej, o różnym pochodzeniu etnicznym, z których zdecydowaną większość stanowili Ukraińcy – stąd wzięło się nieoficjalne nazewnictwo. Zdecydowali się oni służyć pod rozkazami nazistów w zamian za lepsze traktowanie
   

ODPOWIEDZ



Wydawca portalu HOTNEWS.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści  zamieszczane przez użytkowników tejże strony. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.



Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę