Dodawanie komentarza

Do tematu: Co nieco pryvaty, nie z WAT+y

Komentarze do artykułu: Powiedz NIE cenzurze w internecie!

POKAŻ WSZYSTKIE WĄTKI

Co nieco pryvaty, nie z WAT+y

~Jacek placek

2011-07-14 18:46:59

zysk z fraszko lenia,
   nie z Kenii... LENIA
   
   Dwukrotnie w życiu miałem tak zwane w Peerelu MIĘKKIE LĄDOWANIE.
   Po raz pierwszy w styczniu 1969 r., kiedy po powiedzeniu na naradzie u dyrektora Miejskiego Urzędu Statystycznego powiedziałem prawdę, co myślę o realizacji w Urzędzie pewnego eksperymentu. Powiedziałem to na dodatek podczas odwiedzin Urzędu , przez dwie panienki urzędniczki i faceta, z analogicznego Urzędu we Wrocławiu, w celu tak zwanej wymiany doświadczeń, bo eksperyment był ogólno peerelowski, a facet z panienkami, chciał sobie za państwowe pieniądze zwiedzić Kraków i przy okazji może jeszcze dziabnąć którąś z panienek, w opłaconym przez Peerel hotelu...
   Nihil novi sub sole...
   Nawet nie musiałem odchodzić, bo za karę zostałem tylko przesunięty ze stanowiska kierownika Sekcji, której głównie ów eksperyment dotyczył, na zastępce nowej kierowniczki, będącej totumfacką dyrektora, w dodatku z zachowaniem dotychczasowej płacy, ale ze względów ambicjonalnych, odszedłem z Urzędu, miękko lądując w organizującym się Branżowym Laboratorium Przemysłu Obuwniczego, przy uliczce nomen omen Swoboda 4.
   Zachowałbym też ową musowką płacę, gdyby mimo obietnic wstępnych niejaki Wiktor Lasek, p.o.dyrektora owego Belapo, ostatecznie nie orżnął mnie o 2 stówki... Ale pal go sukinsyna 6, bo nigdy nie byłem pazerny na forsę...
   
   Po raz drugi spadłem na cztery łapy, znowu miękko, kiedy napisałem do Zjednoczenia pismo, a konkretnie do zastępcy dyrektora d.s. administracyjno handlowych niejakiego Jerzego Bednarka, zresztą starozakonnego, co myślę o spychaniu na pracownię badań rynku niewykonalnego precyzyjnie zadania, zresztą, co kwartał wykonywanego na żądanie Ministerstwa i w formie, przez nie zaleconej, podczas gdy wszystkie potrzebne dane do żądanego opracowania i informacje do części analityczno+opisowej, są ma niemal za ścianą w pokojach podległego mu wydziału zbytu.
   Pan Jurek zorganizował wprawdzie u siebie wielką naradę, z udziałem dyrektorów Centrali Handlu Obuwiem, Centrali Handlowej Spółdzielni Samopomoc Chłopska, Centrali ZSS Społem i innych pomniejszych, ale na naradzie owi dyrektorzy opowiadali banialuki o wzajemnych dobrych stosunkach i wspaniałej współpracy, a kiedy próbowałem skierować rozmowę na konkretną sprawę, było to przysłowiowym grochem rzucanym o ścianę i po naradzie sprawa opracowania nie uległa żadnej zmianie. Następnym więc wyczynem pana Bednarka, było żądanie, skierowane do dyrektora już Celapo, bo w wtedy cała ta sprawa zaistniała, nieżyjącego już Leona Koczura, ale ponieważ byłem wówczas już członkiem zakładowej rady zakładowej, zaś w połowie jej kadencji etatowa jej sekretarz Janka Kaczmarek, chciała powrócić do nowo otwieranej dodatkowej szwalni PZS Chełmek, więc za zgodą dyrektora Koczura, nastąpiła tylko zamiana osób na funkcji sekretarza rady
   Dodatkowym smaczkiem całości jest fakt, że zanim nastąpiła owa zamiana, o całej aferze, odnośnie mojej osoby powiadomiła, chyba sympatyzująca ze mną stara panna Tesia Suchecka, miłośniczka kotów, której nie pomylcie czasem z pindą i również starą panną Hanną Suchocką, natomiast panna Tesia, a właściwie Teofila, zadała sobie trud przyjazdu dwoma autobusami miejskim, w tym jednym już strefowym do mnie, podczas mojego urlopu wypoczynkowego, spędzanego w mieszkaniu służbowym żony w Węgrzcach, za Prądnikiem Czerwonym, w którym mieszkaliśmy do czasu otrzymania skromnego M 3, w gierkowskim bloku z wielkiej płyty, mieszczącym się w pobliżu Celapo, a przyznanym mi przez Celapo, poza zwykłą kolejnością oczekiwania, jako jednemu z ostatnich pracowników, rzekomo niezbędnych dla rozwoju Celapo...
   I tak się zaczęła moja 3 i pół kadencyjna zakładowa działalność związkowa, przy czym bodaj tylko pierwsze pół kadencji byłem na etacie, natomiast przez pozostałe trzy kadencje działałem społecznie, równocześnie wykonując pracę zawodową w Celapo na różnych stanowiskach niekoniecznie kierowniczych...
   Przy czym nadmienię, że jako ten działacz niby to REŻIMOWYCH ? Związków Zawodowych, dzięki umiejętnemu dobieraniu kluczy w rozmowach z dyrektorem lub jego zastępcami, byłem w swoich interwencjach tak skuteczny, że o tym nawet nie mogą marzyć obecni działacze związkuuuf Uf !, ale chyba na starego grzyba zbieraczy damskich podwiązkuuuf Fuj !, których nota bene jest, jak nasrał, a nic nie potrafią załatwić, tylko potrafią... k l u c z y ć wokół srawy i o niej mendzić oraz ględzić
   Jacek placek, który lubi sypnąć komu się należy piachem w kaprawe oczka, ale nie w babskiej ponczoszce

ODPOWIEDZ

Prezent dla Pani Joli

~Jacek placek

2011-07-14 21:32:05

kierowniczce Biblioteki Osiedlowej, w podzięce za podarowanie mi interesujących wspomnień o Janie Izdydorze Sztaudyngerze, w książeczce autorstwa Anny Sztaudynger+Kaliszewicz, wycofanej z księgozbioru, z powodu jej stopnia zniszczenia.
   
   Sporo fraszek erotycznych napisałem i ofiarowałem na pamiątkę różnym dziewczynom z naszego mieszkaniowego Osiedla o nieoficjalnej nazwie im. Edwarda Gierka, co przy niektórych fraszkach również zaznaczyłem.
   A w ogóle to myślą przewodnią przyświecającą moim podarunkom, jest pragnienie zapisania się w dobrej pamięci obdarowanych dziewcząt. Niech one, kiedy już odejdę stąd na zawsze i nie wiadomo dokąd, od czasu do czasu, wyciągnąwszy ze swoich szpargałów wydruk mojej fraszki pomyślą sobie: fajny to był facet i szkoda, że już go nie ma. Jest to jedyny i pewny sposób przedłużenia sobie na pewien określony czas swojego niematerialnego bytu, jak już wspomniałem w dobrej pamięci ludzkiej. Bo w końcu dziewczyny, to także są przecież Ludzie.
   
   Ponieważ będzie cytat z pamięci, bo z wrodzonego lenistwa nie chce mi się szukać w lamusie archiwalnym moich publikacji, tym razem bodaj w Głosie Nowej Huty, więc będzie to być może nieco zmieniona wersja tej zacnej fraszki, podarowanej Krzysi sekretarce dyrektora w CLPO szkownej bruneteczce, młodszej o circa 10 lat ode mnie, która miała niezrozumiały pociąg pospieszny+erotyczny do mojej paskudnej osoby, wraz z gazetą, zakupioną specjalnie w tym celu, bez liczenia się z poniesionymi kosztami...
   
   O KRZYSI
   
   Przez lata wodziłem Krzysię po manowcach,
   bo tylko na manowce zawsze było mnie stać...
   A kiedy wreszcie od Krzysi miałem coś dostać,
   całkiem zawiodła pamięć, co też ma mi ona dać ?
   
   Poniżej najprostszy przykład fraszki obosiecznej
   
   O LUBIANEJ JADZI
   
   Naszej zacnej Jadzi,
   byle kto ? nie wsadzi.
   
   O NIELUBIANEJ JADZI
   
   A tamtej obrzydliwej Jadzi,
   durniom wsadzać nie wadzi.
   
   O POJEMNOŚCI HALKI
   
   On zmierzył, gdzie trzeba Halce:
   Ma pojemność, aż na trzy... palce
   
   NA GŁUPKÓW, LICZĄCYCH
   NA GUFNĄ WYGRANĄ W GRZE LICZBOWEJ
   TFUUUJ @ SZCZĘŚLIWY NUMEREK
   
   A mój szczęśliwy n u m e r e k ?
   To z Zośką, w każdą... niedzielę
   
   Fraszka o tyle uniwersalna, że może być z Baśką, Jaśką, Kaśką, Ceśką, Wieśką, Wandą i całą dwusylabowych imion bab grandą
   
   Istnieją cztery stopnie pożucia humoru
   
   Najniższy i najpowszechniejszy:
   
   Do dziś ludziska ryczą ze śmichu na seansach filmowych niemych komedii, kiedy ktoś komuś wali w pysk tortem z białą masą...
   
   Wyższy:
   
   Kiedy śmieją się z abstrakcyjnej ludzkiej głupoty i różnych licznych przywar...
   
   Jeszcze wyższy, ale rzadszy, a zwany autoironią:
   
   Kiedy śmieją się konkretnie z samych siebie i z własnych wad...
   
   Najwyższy i trudny do osiągnięcia:
   
   Kiedy człowiek pozwala się innym pośmiać z niego...
   
   Pochlebiam sobie, że nigdy nie śmieszyły mnie filmy nieme, natomiast z ludzkich wad i przywar śmieją się moje wszystkie fraszki i aforyzmy
   
   Poniżej podam przykłady mojego pożucia humoru autoironicznego
   
   O MŁOKOSIE
   Dziewczyn na świecie jest tyle...
   A każda słabości ma chwilę.
   Lecz pech mój w tym tkwi niestety,
   że nie wiem ni która ? Ni kiedy ?
   
   Opublikowana w którymś z numerów KARUZELI
   
   WIEK DOJRZAŁY
   Gdy byłem w sile wieku miałem modne szelki ?
   Na te szelki łapały się różne rymnę sobie tu Elki
   Ale ci ja się migałem, niczym od potworów
   Obsesyjnie się bojąc wenerycznych chorób !
   Dziś na starość te Elki po nocach mnie straszą !
   Bo śnią się... I z zemsty wyrko mi... taraszą...
   
   Jeszcze coś o gratyfikacji
   
   WĄTPLIWA POCIECHA
   Po latach spotkałem Modestę...
   I tak ona dziś wyglądała,
    iż rad jestem jej cnym gestem,
   że mi przed laty... nie dała !
   
   A kończy całość autoironii
   
   STAN OBECNY NIEOBECNY
   Jestem facetem, co... o, rety !
   Ma apetyt na wszystkie kobiety
   Ale facetowi dziś marnie się wiedzie,
   bo od lat jest na... ścisłej diecie...
   
   Wreszcie pochlebiam sobie, że posiadam również najwyższy stopień pożucia humoru, bowiem inni mogą mnie nawet nazwać idiotą...
   Natomiast jest niedopuszczalne nazwanie mnie łajdakiem czy donosicielem itp.
   Jacek placek o sobie, z nikim nie w zmowie, nawet z sobą samym

ODPOWIEDZ

Do Miłej Pani Blond Joli

~Jacek placek

2011-07-15 09:18:17

Bibliotekarki
   
   Wojna o ks. Bonieckiego, musi opuścić Kraków
   
   A co mi tam ks. Boniecki !
   Niech głaska i mlaska preambułę,
   z bogiem lubo bez boga ?
   Co ją Icek Dikman wydumał
   i Gochy NiezaUBowskiej
   czy może NiezaUBeckiej ?
   wsadził pod jej mini kieckę,
   następnie występnie i czule
   lizał, bo ją z całej konstytucji
   wg Śviętej rozdętej Corupcji +
   się rzetelnie śmiertelnie stosuje...
   
   A wg Wyspiańskiego z Wesela,
   ale wcale z żalem nie Jego:
   
   NIECH NA CAŁYM ŚWIECIE WOJNA !
   BYLE POLSKA WIEŚ ZACISZNA,
   BYLE POLSKA WIEŚ SPOKOJNA...
   
   Na Wiejskiej strawa goja gnojna @
   Są jednak inne sprawy tamte te i owe
   także szwagrze sensu stricto językowe
   
   Prawda o rzemiośle rymarskim jest taka, że można zrymować zaledwie jeden wierszyk, a następnie do końca życia go rozwijać i polepszać, aż do przefajnowania włącznie.
   
   Z kwestii języka, co wynika ?
   Nie myślę tu być wcale marudny !
   Jazyk pouski jest oczeń trudny !
   No, ale z nim trudna jest rada
   zważywszy, kto tym jazykom włada ?
   Gadają one, czto w senatoriach,
   senatory się leczą... O, Victory !
   A każdy z nich na umyśle chory !
   Także, a jakże szwagrze gadają
   zamiast kiosk... KIOSEK ?
   Nu wiadomo, czto oni są z wiosek...
   Ale najgorsze pod zboczonym dorszem
   zamiast poszedłem, gadają POSZŁEM ?
   Bo taki+sraki nogą rover napędza...
   i po srallamencie, w WC klozecie
   ilu dziś takich się tam szwenda, aż nędza?
   Nijak nawet Olo Kwas pijak, nie wie ?
   I za nimi tęskni na kacu... w potrzebie...
   tego wy normalno płciowi nie zgadniecie...
   
   Jacek placek, opanuje doskonale język polski, kiedy już całkiem sztywny + nie będzie mógł ni słowa już na wieki wekuuf Uf ! gumek do słoikuuuf Uf ! Wydusić...
   
   Dla jasności sprawy, wiadomość dla nazbyt ciekawych:
   
   Redaktor Tygodnika Powszechnego, otrzymał polecenie służbowe od władz zakonu, aby przeprowadzić się do Warszawy. W obronie księdza zbierano podpisy pod petycją, a u władz zakonu miał interweniować sam kard. Dziwisz. Ks. Boniecki podporządkował się decyzji i już szykuje się do przeprowadzki...
   
   Natomiast żenująca i skandaliczna prawda o pokrakach z Posrakowa jest następująca:
   
   1) Marszałka Koniewa pokraki pozbawiły tytułu „Obywatela Honorowego Pokrakowa” za to, żę wyzwolił Kraków bez zniszczeń, zwłaszcza bezcennych zabytków historycznych, a według mej wstecznej pamięci tylko wysadzeniu uległy trzy mosty oraz wypadły szyby z okien w okolicznych kamienicach, nie można wykluczyć, że pożydowskich.
   
   2) Piotr Skrzynecki z piwniczną ferajną, na czele z Jackiem Wójcickim, w zbiorowej śpiewo-gierce wykpiwało manewr Marszałka Koniewa, znany pod nazwą „,manewru oskrzydlającego”.
   
   3) Zmieniono również nazwę jedne z głównych ulic Krakowa z 18 Stycznia (to dzień i miesiąc wyzwolenia miasta) na Królewską.
   
   4) Symboliczne groby żołnierzy radzieckich, którzy ponieśli śmierć w operacji wyzwalania Krakowa, przeniesiono z pobliża Barbakanu, nieoficjalnie nazywanego Rondlem, w bliżej nieznane miejsce...
   
   Takie to histeryczne decyzję podejmują pokraczne władze Posrakowa i wysmażają je w Rondlu, na oleju rycynowym. Oby ich czyściło do odwodnienia włącznie @
   
   Ale tego poskrakom jeszcze było mało @@
   
   Bo oto wyższemu oficerowi Odrodzonego Wojska Polskiego, któty złamał przysięgę oficerską i zdradził Ojczyznę (jakby nie patrzyć na Polską Rzeczpospolitą Ludową) i za amerykańskie dolary,,
   jak biblijny Judasz frymarczył tajnymi informacjami i dokumentami na rzecz i w interesie gangsterskich Stanów Zjednoczonych... wszarzowi niejakiemu Ryszardowi Kuklińskiemi nadano tytuł.
   Oto jedna z wielu histerycznych decyzji pokrak w Pokrakowie @@
   Na całe szczęście żyją Ludzie posiadający Pamięć Historyczną i to Oni są Prawdziwymi Mieszkańcami Prawdziwego Krakowa, zwanego też Grodem Podwawelskim !!!
   
   Jacek placek rzetelny historyk, ścigany przez gnuśną i godną, ale fajną, jak łajno @ prosragrandę @

ODPOWIEDZ

Wojtek, zgodnie z obietnicą

~Jacek C. placek

2011-07-16 20:40:20

daną Ci podczas przypadkowego spotkania, podsyłam Ci ciekawostki powiedzmy obyczajowe z niegdysiejszego mojego wieloletniego miejsca zatrudnienia.
   To wszystko są dawne fakty, które miło po latach powspominać. A swoją drogą, to nie znałem tego dowcipu, który opowiedziałeś mi w windzie, a mianowicie:
   
   Przychodzi baba do lekarza i mówi:
   Chyba będę rodzić, bo mam b u l ę!
   
   Na to lekarz:
   A wody odeszły, a od której godziny te b ó l e?
   
   I znowu baba pokazując na swój wydęty brzuch:
   No nie widzi pan tej b u l i!!
   
   Natomiast Madzi, która ma taką właśnie bulę przeczytaj albo nie. Zależy od Twojego uznania.
   Sąsiad
   Jacek C. placek
   
   Powyższy meil odnosi się do powyższej Madzi, żony Wojtka, która będzie rodzić w maju 2008 r., a którzy na dniach pobudowali się w okolicach bodaj Olkusza i na dniach wyprowadzą się z zajmowanej garsoniery na II piętrze, w naszej klatce schodowej.
   
   O ELWIRZE
   
   Nie sposób nie pokochać Elwiry,
   która w sobie ma niechybnie coś z liry.
   Ja – choć ze mnie beztalencie -
   grałbym na tym instrumencie.
   
   Uwaga odautorska: Tę pierwszą wersję fraszki, co powyżej, otrzymała napisaną odręcznie na karteluszku ode mnie pewna młoda farmaceutka o imieniu Elwira, która krótko popracowała w aptece za zakrętem. Poniżej zaś wersja być może wytworniejsza, bo bardziej francuska, której już – niestety – nie dostała, bo wcześniej rzuciła tę czystą robotę w aptece za zakrętem:
   
   O ELWIRZE
   
   Nie sposób nie pokochać Elwiry,
   która w sobie ma niechybnie coś z liry.
   Kto chce pograć na jej lirze,
   niech się najpierw jej n a l i ż e.

ODPOWIEDZ

Ot, taki sobie komentarzyk,

~Jacek C. placek

2011-07-16 21:05:00

ale z wielką kokardą na lewej nodze owiniętej onucą
   Doda z wielką kokardą (zdjęcia)
   Doda w programie Pytanie na śniadanie pojawiła się jak zwykle w stroju podkreślającym jej kobiece kształty. Dodatkowo, uwagę zwracała wielka, czarna kokarda. Jak Wam się podoba jej strój?
   
   A co mi tam ta cała Doda @
   Od siebie tylko dodam,
   stwierdzenie w domyśle twarde:
   NIE POWIEM GDZIE POWINNA
   MIEĆ OGROMNĄ KOKARDĘ
   Zaś to Jacek C., ma miłą sąsiadkę,
   która ma dobrze w głowie, a nie...
   kokardkę
   
   
   DOCIPISEK O MARCIE
   
   Na czwartym piętrze mieszka Marta !
   Może grzechu warta lub nie warta ??
   A poza tym diabelnie uparta...
   choć pod kusą spódniczką ma Kusego...
   podobno... Czarta @
   Ale dla mnie nigdy nie odkryta karta.
   Rzekomo świetnie Marta gra w pokera,
   a w pokerze jest figura o nazwie:
   LAMPUCERA,
   na figurę tę graczy Marta z kasy obdziera....
   
   Pora kończyć rzecz mocnym akordem:
   A KTO Z GRACZY POWIE LAMPUCERA !
   TEGO MARTA W... MORDĘ @!
   
   
   Miła Marto,
   kilka cennych uwag wieloletniego i doświadczonego oraz steranego życiem wiernego małżonka.
   Warto wiedzieć, że dla szczęśliwego i długoletniego pożucia małżeńskiewgo:
   
   1) Informacje udzielane współmałżonkowi należy przecedzać przez gęste sito, aby nie narobić smrodu sobie albo co gorsza... innym.
   
   2) Cudzemu współmałżonkowi można zeznać więcej, byle nie nadawać na swojego steranego długą służbą i drużbą małżeńską, bo byłoby to w stosunku do niego bardzo nieładnie !
   
   Proszę łaskawie wziąć powyższe pod uwagę (zwłaszcza punkt 1), bo współmałżonkowie mają różne pożucia humoru i honoru, a ja nie lubię dostawać po... mordzie !
   Pozdrawia miły (jak sądzę) sąsiad i dobrej pamięci o nim, po jego odejściu stąd nie wiedzieć dokąd ani po co ?? się poleca !
   
   Jacek C,, dozgonny wielbiciel polskich normalnych Muszek Dwu Rączek i Dwu Nóżek, darzący je bezinteresownym uczuciem w odwiecznym czynie społecznym
   28.10.2009 18:05
   
   Poniżej potwierdzenie publikacji komentarza i przejściowo 2 miejsce wśród
   ~Jacek C,, dozgonny wielbiciel polskich normalnych Muszek Dwu Rączek i Dwu Nóżek, darzący je bezinteresownym uczuciem w odwiecznym czynie społecznym
   dzisiaj, 18:06
   Do tego miejsca poszło do Beaty
   
   Jacek C., gorący miłościk wszystkich, ale tylko polskich … ślicznych Sikorek Niebogatek, którym nawet za nic należy się kwiatek
   
   Wakacje Sary May trwają. Tym razem wokalistka przysłała nam zdjęcia ze swojej sesji w hiszpańskim lesie palmowym. Jak wypadła na fotografiach - oceńcie sami!
   
   Obejrzyj galerię zdjęć Sary May!
   
   Sary May w lesie palmowym w Hiszpanii (fot. Marvin)
   
    A co mi tam sesja Sary May w lesie @
   Niech Sarę May licho poniesie !
   Co mi tam gorąca Sary May seja,
   gdy w Najklechniejszej świńska grypa i...
   recesja...
   A właściwie KRYZYS,
   wykrzywia swoją FIZYS @
   
   HISTORIA Z ŻYCIA WZIĘTA,
   NIE Z FANTAZYI WYJĘTA,
   BO JACEK C., JAK GÓRAL ZAWDY,
   NIE UNIKA NAWET WSTYDLIWEJ
   PRAWDY
   
   Siostry dwie (studentki),
   w nocy kuły lub balowały,
   a tu w gierkowskim bloku....
   awaria wody...
   Wot, eto kłopot niemały @
   Zbiegły aż po dwa schody,
   zastukały do moich drzwi,
   spytały, czy nie dałbym im wody ??
   Tak było. Uwierzcie mi.
   Ale u mnie toże nie było...
   No i bęc babkę w ryło @
   
   A one przecież naprędce,
   chciały tylko w łazience,
   te swoje dokumenty,
   co poufne przez tajne,
   zapewne aczjeń fajne,
   do tego specjalnej troski,
   co wygląd mają boski,
   chciały wykaligrafować
   starannie...
   najlepiej robić to w wannie...
   By dodać im urody...
   a tu (cholera!) nie ma wody @
   
   Więc żeby je pocieszyć,
   a do tego nie zgrzeszyć,
   radziłem kupić w sklepiku
   wodę mineralną...
   I po krzyku...
   Najlepiej tę musującą,
   bo jak musować zacznie,
   to one obie nieopatrznie
    dadzą komuś m u s o w o...
   A ten, co na tym się zna,
   chwyci za mydełko Fa...
   namydli....
   
   A co będzie potem ?
   Wytrze ręcznikiem frotte,
   wiele razy... tam i z powrotem
   
   Studentki dziękowały grzecznie,
   a bytć mooożet, że g r z e s z n i e ?
   Ale Jacek C., w to nie wnika,
   pojawia się i znika,
   jak Józek z piosenki Kozidrak
   
   WYJAŚNIENIA DLA NIE KUMATYCH
   I NIC NIE KRYJE SIĘ ZA TYM
   
   1) Frotte – tkanina z okrywą pętelkową, wytwarzana na specjalnych krosnach. Tkanina tworzona jest z dwóch osnów, podstawowej i pętelkowej, oraz wątku. …
   
   2) fizys. znaczenie: twarz, oblicze;
   
   Jacek C., dopełniacz nagiej prawdy, a właściwie obnażacz gołej blagi, bo król jest nagi
   01.09.2009 22:38 – 40 Poniżej potwierdzenie publikacji w onetowskim Maglu i wśród 679 wypowiedzi póki co 8 miejsce, al w miarę napływu wypowiedzi będzie spadań:
   ~Jacek C., dopełniacz nagiej prawdy, a właściwie obnażacz gołej blagi, bo król jest nagi ,
   01.09.2009 22:37
   Do tego miejsca trwała krótka historia naszego Osiedla oraz stosunki sąsiedzkie w klatce schodowej A naszego bloku nr 5.
   Jacek C. placek

ODPOWIEDZ

Ślub cywilny odbył się

~Jacek C. placek

2011-07-16 21:18:33

w siedzibie Urzędu Stanu Cywilnego  przy pl. Wiosny Ludów. Ale wcześniej udałem się po Pannę Młodą do mieszkania Jej Rodziców przy ul. Bohaterów Stalingradu 41 m. 1 i zostałem olśniony. Maria miała na sobie uszyty prze Jej Mamę letni kostium z materiału w kremowym kolorze z ogromnymi motywami kwiatowymi w kolorach lila i niebieskim. Na głowie miała koronkowy biały kapelusz, a na stopach również białe koronkowe czółenka. Nie będę ukrywał, że wyglądała ślicznie !
    W wiadomym Urzędzie, jakimś dziwnym zrządzeniem losu minęliśmy się z moją sympatią z roku na Wydziale Prawa, która również dosyć długo i konsekwentnie studiowała, a w okresie przed moją psychonerwicą wchodziła nawet w grę, jako kandydatka na moją żonę. Nazywała się ona nomen omen Teresa Ch., ale zapewne nie tych z Chęcin, za to zgodnie z nazwiskiem chęci jej nie zbywało. O niej jeszcze wspomnę, o ile dotrę w tych wspomnieniach do opisu niektórych znaczących pracowników naukowych oraz koleżanek i kolegów z Wydziału Prawa UJ. Tu wspomnę tylko, że Teresa podczas studiów mieszkała w Żeńskim Domu Studenckim, który w czasach moich wcześniejszych, a niefortunnych studiów na Wydziale Odlewnictwa Akademii Górniczo-Hutniczej, która to Akademia w tym czasie zgodnie z ówczesną polityką gospodarczą władz PRL była intensywnie rozbudowywana, nosił nazwę oficjalną Jedność, a po wydarzeniach październikowych 1956 r. zmienił nazwę na Nawojka, czyli przyjął imię pierwszej w dziejach studentki UJ, a mieścił się i nadal mieści przy ul. Reymonta. Tu nie od rzeczy będzie jeszcze dodać, że ówczesna męska młódź studencka o owym Domu Studentek, jak on by się nie nazywał, ukuła własny skrót nazewniczy DWM, co znaczyło ni mniej ni więcej Dom Wiecznej Miesiączki i był w pełni uzasadniony. Wracając do Teresy, to jak mnie ktoś później poinformował w tym samym, co ja dniu, brała ślub z jakimś studentem AGH, bo ci do DWM Nawojka mieli najbliżej, a których studenci innych szanujących się uczelni nazywali AGH-amami, podobnie jak Wyższą Szkołę Rolniczą, uczelnię którą ukończyła w terminie moja Maria, a która to uczelnia mieściła się w tym czasie naprzeciw gmachu głównego AGH, zwali złośliwie Wysrolem.
   A kończąc nasuwa się
   
   NOSTALGICZNA REFLEKSJA
   Po latach wspominasz z niewczesnym żalem,
   to, co kiedyś przeżyło się za mało lubo... wcale.
   
   Jacek C. placek

ODPOWIEDZ

W Aptece pracuje w dalszym

~Jacek C. placek

2011-07-16 21:54:18

ciągu około trzydziestopięcioletnia Marta, która tam touko sprząta. Ona już wie, że przeniosłem ją z listy rezerwowych kandydatek na listę główną. A ona dostała przeróbkę na fraszkę peerelowskiego starego dowcipu.
   
   O MARCIE
   
   Jest w naszej Aptece Marta,
   która też grzechu jest warta.
   Tę Martę spotkałem na nartach.
   Dopadłem więc do owej Marty,
   Nu, adin raz, drugoj raz i istsjo raz,
   nu za czjetwortyj raz wypięliśmy -
   narty!
   
    OT, TAKI SOBIE NUMER Z GIERKOWSKIEGO OSIEDLA
   
   O KASIULI
   
   A ja mam wielką chrapkę,
   na Kasiulki... kuciapkę.
   Chyba też nie żartuję,
   że w niej ciut po majstruję.
   
   Uwaga od autorska: Fraszka jest na tyle uniwersalna, że można do niej podstawiać wszystkie trzy sylabowe imiona polskich dziewczyn. Inspiracją do jej napisania, było młode na oko osiemnastoletnie stworzenie w dżinsach biodrówkach, zaczynających się sporo poniżej pępka, z kolczykiem w tymże i z tatuażami na lędźwiach. Gąsiątko owe nosi imię, jak we fraszce, a zatrudnione jest od niedawna w naszej Ajencji PKO, na jednym z tysięcy gierkowskich Osiedli. Tej Kasiuli wyciąłem onegdaj numer wart wszystkich pieniędzy z tej Ajencji.
   Otóż, gdy kupowałem paczkę papierosów, nazwy ich nie wymienię, bo to byłaby kryptoreklama ? przyp. mój... Kasiula w owych biodrówka pochyliła się, żeby wziąć je z dolnej półki i wtedy zobaczyłem z tyłu, bo była do mnie odwrócona plecami, wystające z góry spodni obrzeże majtek w kolorze czerwonym. Ponieważ w Ajencji było sporo starych babusów wyszedłem, nie chcąc gąsiątka przy nich zażenować. Takie ludzkie ze mnie panisko. Po pewnym czasie znowu spacerując po Osiedlu, wszedłem do pustej, bez klientów Ajencji i powiedziałem do Kasiuli tak:
   
   Wiedz Kasiu, że ja mam w oczach coś, jak promienie rentgenowskie. Ja wzrokiem przenikam do mieszkania sąsiadów przez ścianę. Więc się nie dziw, ale wiem, że dziś masz na sobie... majtki w kolorze czerwonym...
   
   Kasiula miała oczy wielkie, jak spodki, a powyższą fraszkę przy okazji dostanie pod warunkiem, że wyjaśni mi znaczenie słowa inspiracja ?. I dostała fraszkę, bo wyjaśniła z grubsza, co to jest inspiracja.
   
   Poniżej w dwóch odcinkach obydwie wersje fraszki O KASIULI. Problem tkwi w tym, która z nich jest lepsza?
   
   O KASIULI
   
   Myślę sobie, że jak mi się zachce,
   po majstruję w Kasiuli... kuciapce.
   Chyba serio rzecz całą ujmuję,
   bowiem z kuciapkami nie żartuję.
   
   Proszę Koleżanki i Kolegów z naszej-klasy o ewentualne opinie w sprawie obu wersji?
   
   O PRZESŁODZONEJ ELCE
   
   Ma Elka... pośród wszystkich Elek
   usta, co słodsze, niż... karmelek.
   Tak słodkie, gdyby o to szło,
   że od całusów robi się mdło.
   To dla tej Elki despekt wielki,
   nikt nie całuje słodkiej Elki...
   Że chłopcom nie sposób odwyknąć
   skłonni Elkę przesłodzoną... bzyknąć!
   
   Uwaga odautorska: Powyższą fraszkę otrzymała w darze kierowniczka o imieniu Ela,wspomnianej już osiedlowej jednej z dwóch Aptek zlokalizowanych w odstępie trzystu metrów, w której to Aptece niejedna widziana przeze mnie
   rencistka rezygnowała z wykupu niezbędnych w jej wieku i przy jej stanie zdrowia leków z braku pieniędzy na ich wykupienie. Oto, jeszcze jedna parszywie wykrzywiona morda kapitalizmu, którego ja do głębi duszy czy może bardziej świadomości określonej przez byt nienawidzę.
   Jacek C. placek

ODPOWIEDZ

PO mału do finału

~Jacek C., placek

2011-07-16 22:30:35


    O KICE
   Stu obywateli ma Krycha zdrobniale Kika,
   więc życie seksualne ma sielskie,
   na naszym Osiedlu koło śmietnika Kikę bzyka
   s p o ł e c z e ń s t w o o b y s r a t e l s k i e ?
   
   Uwaga od autorska końcowa: Powyższa fraszka jest ostatnią z serii fraszek polityczno-erotycznych, ponumerowanych i przeplatających pozostałe fraszki erotyczne o dziewczynach noszących określone imiona. Jak zorientowaliście się jest ich jedenaście. Są zatem, jak niegdysiejsza najlepsza jak dotąd w historii naszego piłkarstwa, niezapomniana Jedenastka Kazimierza Górskiego
   
   Jacek C., we fragmencie swojego długiego żuciorysu
   Komentowany artykuł: Najbardziej seksowne kobiety polityki [11]
   Komentowany artykuł: Najbardziej seksowne kobiety polityki [3]
   Komentowany artykuł: Najbardziej seksowne kobiety polityki [0]
   
   Jakie tam one seksowne BABKI ?
   Za nic nie wyglądają na miłe żabki...
   Biorąc PO d uwagę ich wyczyny,
   to są PO prostu + thatcherki-ścierki +
   czyli: BABY PRZESQRWYSYNY !!
   Margaret Thatcher nosiła diamenty,
   które Murzynom zagrabiły angolskie
   MENDY @!
   
   Seksowne to normalne polskie
   Muszki Dwu Nóżki i Dwu Rączki
   SWOJSKIE !!!
   
   O takich Muszkach Jacek C.
   ENTOMOLOG+AMATOR,
   ale nie taki parszywy gnida,
   jak gieroj Niesiołowski,
   co w śledztwie narzeczoną...
   SYPAŁ
   
   A dziś w sralamencie,
   PO kraksie na histerycznym
   zakręcie,
   nie mając TWARZY i HONORU
   CHAMSTWEM się PO dpisuje do
   OPORU @
   
   Zajawka telesrele sersralu zajebistego na całego
   
   Wracając do Muszek
   i nie zasypiając w PO
   piele gruszek
   Rzecz będzie o Joasi,
   do której dla hecy
   Jacek C., się PO łasił
   Rzecz ta jest długa,
   w rozwiniętych punktach,
   ale godna uznania,
   a nawet zapamiętania...
   PO nieważ punkty
   są rozwinięte
   mamy przekonanie,
   kak Carp śnięty viglijny,
   że wg scenopisu
   sersral będzie Maryjny
   Zyska uznanie kleszej
   cenzury,
   jak Plebania, do PO...
   jebania
   sersral PO nury
   Całość od tyłu puścimy,
   my klechy od chrztu,
   wam tak robimy...
   Są scenoPiS du 4 strony,
   rozbijemy na Jądrka
   lepsze Leppera atomy...
   Zacznijmy to od dwóch
   fraszek+igraszek,
   tylko się nie wystraszcie
   
   Private casting osiedlowy
   czyli mój najlepszy numer sprzed circa 10 lat...
   
   O PONIŻSZEJ ZUZI
   
   Raz do powyższej Zuzi
   rzekłem: Daj tylko buzi.
   Lecz Zuzia, jak najchyżej
   dała wszystko... poniżej!
   
   O INNEJ JOASI
   
   Hurma chłopców się łasi
   do uroczej Joasi.
   Lecz ta po chmurach stąpa,
   a poza tym jest... skąpa.
   I niech żaden nie liczy,
   że słodyczy użyczy.
   
   Uwaga od autorska: Dwie wyżej przytoczone fraszki znalazły się obok siebie nie przez przypadek Ale to okaże sie dopiero w odpowiednim czasie. Na szczęście przypomniałem sobie w porę nazwisko owej Joasi, o której będzie poniżej małe co nieco Więc jest to Joanna D., zamieszkała w gierkowskim bloku dolarowym przy ul. Odrzańskiej. D., to jednak jej nazwisko panieńskie, z okresu kiedy ze swoim obecnym mężem, a doktorem ekonomii, żyła sobie w owym mieszkaniu jeszcze na próbę.Dosyć to dziwne, że nie pamiętam nazwiska jej męża owego dochtorka ekonomii, skoro w w ostatnich wyborach do sejmu, na prośbę Joasi, zagłosowałem na jego kandydaturę, choć wiedziałem świetnie, że to głos stracony, bowiem kandydował z listy tych mędrkujących dupków Demokraci.pl, których Naród już rozszyfrował, pomimo trzykrotnej zmiany szyldu i dawno skreślił w całości. Miałem nawet zamiar nie spełnić obietnicy, ale pomyślałem sobie, że po wywieszeniu wyników wyborów w naszym osiedlowym punkcie wyborczym, Joasia łatwo się zorientuje, że nie głosowałem na jej męża. I faktycznie po wywieszeniu tych list okazało się, że zebrał on zaledwie 4 głosy czyli: Joaśki, swój, mój i jakieś zaprzyjaźnionej z nimi sąsiadki. Napisałem o tym nawet rymowankę w Epigramiście, wymieniając w niej nawet jego nazwisko, ale nie chce mi się jej szukać w 183 numerach, tego zacnego pisemka. Kiedy latem 2008 roku przypadkiem spotkałem Joasię i powiedziałem jej, że jej mąż wybrał sobie wtedy spaloną już dawno partię, Joasia odpowiedziała, iż wierzyli wtedy jeszcze w dawne ideały Solidarności, w które ja nie wierzyłem na moje szczęście od momentu jej powstania.
   A tak w ogóle, to poczynając od 1989 roku w tym ich cyrku wyborczym tylko trzy razy wziąłem udział. I to tak dla hecy.
   Po raz pierwszy w wyborach prezydenckich, w których kandydował niejaki generał Wilecki, stojąc zresztą z góry na straconej pozycji. Także jest o tym rymowanka w Epigramiście.
   Drugi raz oddałem głos w wyborach parlamentarnych na któregoś z dupków z Samoobrony, ale było to w okresie, kiedy Andrzej Lepper, będąc jeszcze tylko posłem, walił tej sejmowej hołocie prawdę w oczy, zyskując opinię populisty, którą to etykietkę przykleja się każdemu, który powie trochę prawdy o tej całej nędzy obecnej teraźniejszości w Najjajniejszej.
   
   A trzeci raz był to właśnie ten wyżej opisany przypadek.
   Uzupełnienie zajawki z wiochy cuchnącej sadzawki
   
   Zapomniałem dodać,
   a dodałaby nasza Doda,
   bo Doddi jest pyskata,
   co chce, to sobie gada,
   nie boi się cenzury,
   jak inne PiSmackie szczury,
   do Curvi Rzymskiej dziada...
   Pierwszy odcinek jutro,
   za tantiemy utoniemy
   z żoną po jej z nutrii futro...
   A może pojutrze to będzie,
   PO histerii breverii przekręcie
   
   Jacek placek sclerosa
   
   Ale po owej sersralu zajawce,
   zatońmy w wiochy sadzawce
   odrzućmy lawę cuchnącego błota,
   co ją nasrajkowała nierobuuuf Uf
   Fuj ! HOŁOTA....
   Nota bene Lepper był o wiele lepszy,
   od primo voto Lejby Wałęsy UB eka,
   co nie gadał, tylko po polskiemu...
   nie chcem, ale muszem... pieprzył
   
   O Joasi D. napisałem w syntetycznym ujęciu w numerze 152 dawnego czasopisma internetowego o nazwie Epigramist, w dzialiku Z korespondencji do Niny i Wieśka, więc to, co tam napisałem tutaj tylko przepiszę.
   Cytuję samego siebie z roku 2005.02.05:
   Postanowiłem Wam dziś napisać o rozkwitającym pięknie już od kilku lat romansie z Joaśką. Wpierw muszę jednak tytułem uwag wstępnych powiedzieć, co następuje:
   1) Żona Maryna zna w ogólnych zarysach mój romans z Joasią, a także pogaduchy z Gosią, Irminą i Madzią, które mieszkają toże w slumsach czyli na X i XI piętrach w naszej klatce schodowej, o czym zresztą wszystkie zostały poinformowane przeze mnie starego blokersa oraz pouczone, jakie wśród nas blokersów, z którymi pogaduchy znalazły się w numerze 149 naszego czasopisma, obowiązują zasady współżycia, którym, jako elementowi napływowemu należy się podporządkować. wobec czego Maryna, moja zacna żona uważam że się na starość ośmieszam i wstydzi się ze mną pokazywać na naszym Osiedlu, wiecie jakim, błędnie mniemając, że tym sposobem nikt się nie dowie, iż jest moją żoną. Ale się myli, bidulka, srodze. Nie docenia ciekawości i dociekliwości mieszkańców, a zwłaszcza mieszkanek naszego Osiedla. Tymczasem ja, wbrew swemu podłemu samopoczuciu, staram się końcówkę życia spędzić póki się da wesoło.
   2) Romansowych pogaduch z Joaśką przez te lata nazbierało się już tyle, że zapełnię nimi korespondencję do Was w kilku numerach Epigramista.
   3) Zacznę oczywiście, od mojego prywatnego castingu, który wygrała właśnie Joasia i o którym już Wam w swoim czasie, goszcząc u Was, dokładnie opowiedziałem. Muszę jednak od tej opowieści zacząć, bo to jeden z moich najlepszych numerów, a poza tym postanowiłem go upublicznić, licząc na to, że znajdzie on moich naśladowców-epigonów.
   A teraz do rzeczy .
   Kilka lat wstecz, kiedy byłem jeszcze w znakomitej formie, wytypowałem sobie trzy blondynki, które w granicach godziny siódmej z minutami rano mijały mnie i biegły prędko do przystanku tramwajowego przy ul. Borsuczej, aby dojechać do pracy, ale mijając mnie uśmiechały się do mnie przyjaźnie, a nieznana mi jeszcze wówczas z imienia Joasia, chyba mi się nawet kłaniała..
   Z tych trzech, dwie to były typowe blondyneczki z niebieskimi oczami podczas, gdy Joasia wyróżniała się wielkimi brązowymi, a w dodatku bystrymi i wesoło patrzącymi oczyskami, czym od początku zwróciła na siebie moja uwagę.
   Casting jednak postanowiłem przeprowadzić, chociaż już z góry stawiałem na Joaśkę. Była bezsprzecznie moją cichą faworytką.
   Casting się odbył, a polegał na tym, że kolejno wszystkie trzy zatrzymywałem w ich biegu do roboty i ze śmiertelnie poważną miną odzywałem się takim tekstem:
   Pani tak miło się do mnie uśmiecha, więc proszę pozwolić, że zadam pani tylko jedno pytanie. Tylko proszę o szczerą na nie odpowiedź.
   A po uzyskaniu od wszystkich trzech zgody, jechałem dalszym tekstem:
   Czy gdybym panią grzecznie o to poprosił, to czy pani by mi d a ł a...
   Na takie dictum pierwsza z zapytanych nieco oburzona fuknęła:
   No, wie pan...
   Po czym zarzuciła odwłokiem i podkręcona po tupała do przystanku. A ja ją skreśliłem z listy.
   Druga zachichotała rozkosznie i wykrztusiła:
   Ale pan to jest...
   I kołysząc zgrabną pupą pomknęła chyżo, najwyraźniej podkręcona tym pytaniem, do przystanku tramwajowego. Tę umieściłem więc na liście rezerwowej.
   Na deser zostawiłem sobie Joaśkę. Ta na zadane pytanie, zastanowiła się przez oka brązowego mgnienie i rezolutnie odpaliła:
   No wie pan... Muszę się zastanowić...
   I poleciała dalej. Tak więc Joasia podjęła rzuconą rękawicę i dała mi szansę na dalszy ciąg.
   A ten dalszy ciąg wyglądał tak.
   Odpuściłem Joaśce jeden tydzień, po czym namierzyłem ją w następnym, żeby jej zadać pytanie, na które zresztą z góry znałem odpowiedź negatywną.
   A pytanie brzmiało:
   No i zastanowiła się już pani?
   Na to Joaśka;
   Zastanowiłam się. I jednak panu nie dam.
   Dotąd scenariusz toczył się w sposób przeze mnie przewidziany. Ale oto zdarzyło się coś, co mnie sześdziesięcio kilku latka, co nieco doświadczonego, kompletnie zaskoczyło.
   Otóż, zadając jej to zdawkowe pytanie miałem rękę prawą zgiętą na wysokości klatki piersiowej i z wyprostowanym placem wskazującym.
   I oto Joaśka, odpowiadając, że mi jednak nie da, ni stąd ni zowąd złapała mnie dość kurczowo, za ten palec i trzyma. Zacząłem coś tam nawijać, a ta trzyma za ten palec i trzyma. Nie patrzyłem na zegarek, ale to trzymanie potrwało co najmniej minutę, zanim wreszcie palec puściła i poleciała, jak na skrzydłach do tramwaju. A we mnie poleciało za to odwołanie się do teorii snów Zygmunta Freuda, z której jasno wynika, że jeśli w snach kobiet pojawia się jakiś sterczący rekwizyt, przypominający choć trochę męski członek, to interpretacja snu jest jasna i jednoznaczna. W przypadku Joasi takim rekwizytem był ten mój nieszczęsny palec. I chyba już nic więcej nie muszę dodawać, Może jeszcze tylko to, że dziewczyny kierują się nastrojami chwili, działając często podświadomie impulsywnie.
   I chwała im za to!
   Dalszy ciąg romansu będzie już tylko w nieco rozwiniętych punktach.
   1) Później od czasu do czasu wychodziłem rano na spotkanie Joaśki biegnącej do tramwaju i wręczałem jej odręcznie napisane rymowanki odnośne do naszego romansu, a było to na długo zanim otrzymałem od Agnieszki i Henia ich stary komputer. Doradzałem jej przy tym, aby je po przeczytaniu zjadała, żeby facet z którym żyją na próbę ich nie przyuważył.
   2) Raz nawet ją zaczepiłem w okolicy mojego bloku, chociaż szła z owym facetem, a innym razem latem zobaczyłem ich przed Dżinnem, jak w letniej sukience w duże niebieskie kwiaty zwisała u ramienia owego faceta.
   3) Innym znowu razem, jadąc tramwajem na ul. Monteluppich do Collegium Medicum, w którym studentki stomatologii robiły mi komplet protez zębowych, po licznych wcześniejszych ekstrakcjach i plombowaniach pozostałych resztek uzębienia, przez przypadek jechałem rano tramwajem, bo Joaśka gdzieś w pobliżu wspomnianej ulicy pracowała w jakiejś firmie, wyciąłem jej wyszukany komplement, który podobnie, jak casting, zasługuje na naśladownictwo przez epigonów. Mianowicie, śmiertelnie poważnie przyjrzawszy się dokładnie twarzy Joasi zapytałem:
   Joasiu, czy przed wyjściem z domu przyjrzałaś się sobie w lustrze?
   Joasia cała spłoszona powiedziała:
   A co? Jestem ubrudzona na twarzy...
   Tymczasem ja szarmancko:
   Nie. Ale zobaczyłabyś, jaka jesteś śliczna.
   4) Kiedyś znów zobaczyłem na policzku Joasi przyklejony mały płatek poloplastu. Okazało się, że czarny jakby pieprzyk na jej policzku mógł okazać się nowotworowym, został więc chirurgicznie usunięty, a próbka wysłana do kontroli. Współczułem Joaśce, zdając sobie sprawę z nerwówki oczekiwania na wyniki kontroli, na szczęście w efekcie się okazało, że jest wsje w parjadku.
   5) Joaśka niechętnie opowiadała o swojej rodzinie, zamieszkałej w Sandomierzu. Dowiedziałem się tylko, że rodzice żyją i że ma starszego brata. Chętniej już mówiła o rodzinie męża, zamieszkałej w Tarnowie i chętniej z nim do Tarnowa jeździła.
   6) Wykorzystując usłyszany w radiu fakt, że w Sandomierzu osuwa się wiślana skarpa, pojechałem kiedyś Joaśce takim tekstem:
   Joaśka, zamiast siedzieć do końca życia w tym Sandomierzu i podpierać tę skarpę, która się tam wam osuwa, przyjechałaś na moje nieszczęście do Krakowa i nie mam teraz spokoju, bo mi się śnisz po nocach.
   Nawiasem mówiąc łgałem jak z nut, bo ani raz mi się nie przyśniła. Ale dobrze jest okłamywać w romansie.
   7) Joaśkę w tamtym czasie chciałem pokazać kuzynce Zosi, kuzynowi Wieśkowi i jego żonie w Żywcu. Żeby sprawa nie wyglądała podejrzanie, miała udawać moją następczynię – rzeczniczkę patentową w Celapo. Dałem jej nawet broszurkę o ochronie znaków towarowych, gdyby rozmowa zeszła na ten temat. Gwarantowałem, że jej po drodze nie zgwałcę, bo nie jestem gwałcicielem. Żeby doszło do bliskiego spotkania trzeciego stopnia ze mną, dziewczyna musi wyraźnie oświadczyć, że chce, bo ja się zupełnie nie znam na tych sygnałach, które dziewczyny rzekomo wysyłają. Przy okazji zacytowałem Joasi fraszkę dawno temu opublikowaną w Karuzeli
   
   MÓJ PECH
   Dziewczyn na świecie jest tyle,
   a każda słabości ma chwile.
   Lecz pech mój w tym tkwi – niestety -
   że nie wiem ni która... Ni kiedy?
   
   Z kolei Joaśka odmówiła, bo będąc już żoną wspomnianego doktorka uznała ten wyjazd za nielojalność wobec niego.
   8) Kiedyś popełniłem z kolei poważny błąd, opowiadając Joaśce o tym, jak to wtedy złapała mnie kurczowo za palec i trzymała. Przy okazji powołałem się tu na symbolikę Freuda. Tymczasem Joaśka, która o tym podświadomym chwycie w ogóle nie wiedziała, od tego czasu zaczęła się pilnować do tego stopnia, że nawet dziś przypadkowo spotkana na moje pożegnalne: - Pa, Joasiu! - odpowiada: Do widzenia, uznając widocznie, że owo PA, już świadczyłoby o pewnej zażyłej intymności.
   9) Małżeństwu Joaśki stopniowo podniosła się stopa życiowa, bo nabyło pierwszy samochód, jakiejś francuskiej marki i będący w zasadzie wyłącznie w dyspozycji Joaśki. Od tego momentu byliśmy umówieni, że ja będę w którymś miejscu przy ul. Borsuczej czasem rano czekał, a Joaśka jadąc do roboty się zatrzyma, żebym mógł jej to i owo opowiedzieć naprędce. Przeważnie testowałem na Joaśce fraszki erotyczne na dziewczyny o określonych imionach, których naklepałem wtedy ok. 150 grubszych lub cieńszych, jak to przy produkcji seryjnej bywa.
   10) Ta zabawa o której mowa w punkcie 9) trwała aż do połowy 2007 roku. Joaśka miała już wtedy kolejny samochód koloru popielatego, marki nie znam, bo się na tym kompletnie nie znam, a
   samochód Joaśki rozpoznawałem po kolorze i dodatkowo, po zapamiętanym wtedy numerze rejestracyjnym.
   11) Tego, co ja Joasi naopowiadałem podczas tych porannych je zatrzymanek nawet nie sposób tu streścić. Przede wszystkim nauczyłem ją i to na raty po dwa wersy przy kolejnych zatrzymaniach ulubionej przeze mnie przyśpiewki góralskiej, którą nauczył mnie podczas pobytu w 1959 r. w Sanatorium Przeciwgruźliczym Akademickim w Zakopanem, pewien również w nim leczony młody Góral z Rabki, którego imienia i nazwiska już nie pomnę, ale przyśpiewkę zapamiętałem do końca życia i nie mogę sobie odmówić przyjemności zacytowania jej tutaj w całości i naśladując góralską gwarę:
   
   Hej, tam na stawkach! Hej, tam puod Rabkom!
   Uutonyua babka do góry kuciapkom...
   Nje zol nom tyj babki, ino jej kuciapki,
   miouby se nos dziaduś futerko do capki... Hej!
   
   Joaśka pochwaliła się potem, że próbowała przyśpiewkę odśpiewać na czyichś imieninach, zyskując aplauz zebranych tam gości płci obojga.
   Jacek placek
   
   A w międzyczasie fraszka na czasie
   
   Gienek Kłopotek ma swe kłopoty.
   ale to nie kłopoty Bednarskiego,
   jeno z karuzeli cyrku wysrorczego
   na której POdczas PiSdanej jazdy
   osły się z bandy do innej przesiadają,
   właśnie błaźnie, kak na karuzeli,
   przy wtórze koszerno+ludowej kapeli
   Gienek chwycił za środek piorący,
   z krypto+reksramy... tak niechcący...
   A tam Ojciec i Syn wsiowe chamy
   Syn pyta Oćca: Mam tych osłów prać ?
   Masz synu prać. curva ich wszawa mać...
   
   12) Ponieważ właśnie w tamtym
   czasie produkowałem fraszki erotyczne i te polityczno-erotyczne znajdujące się właśnie w tej części mojego obszernego ży(u)ciorysu , więc co lepsze testowałem na Joaśce. A zwłaszcza poniższe fraszki erotyczno polityczne o aktusralnej nowomowie, poczynając od pierwszej najlepszej
   
   O KONSTANCJI
   
   Konstancja, co znów wcale nie jest oczywiste,
   podrywała Kostka + konstytucjonalistę....
   Westchnieniem zachęcała wciąż Kostka niezgułę:
   Chodź pomacać tu, Kostuch, moją... p r e a m b u ł ę.
   
   Uwaga odautorska: Autor postanowił sobie pożartować co nieco z preambuły, o której treść w swoim czasie toczył się w III RP zażarty spór w sejmie, a bez której to preambuły nowoczesna ustawa zasadnicza może się z powodzeniem obyć. Wtedy to wkroczył do akcji Tadeusz Mazowiecki, premier pierwszego rządu III RP, zdechlak, którego zesłabiło podczas wygłaszania swojego expose i on zażegnał ów zażarty spór, wymyślając preambułę według starej, wypróbowanej zasady Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek ?. Jak dotąd chyba jeszcze nikt tak oryginalnie nie nazwał tego czegoś ?. A owo czegoś ?, to nic innego, jak wsjech dziewczyn skrywany pod przykusą spódniczką starannie wykaligrafowany intymny dokument ścśle tajny przez poufny, specjalnej troski i specjalnego przeznaczenia ?.
   PO tem ta Mazowiecka MENDA PO radziła srobić premierem niejaką nijaką DOCHTOR Suchocką
   i SRUUU PO leciało KONKORSRATY, TACE bez PO dakUfff datłow na tace i DOBRA MARTWEJ RĘKI DLA insektUfff z SEKTY WATYKAŃSKIEJ, za co w nagrodę ZA POLSKIM NARODEM Suchocka bezkarnie moczy swą zaśmierdziałą DUPĘ @ w ambasradzie w WC i łaziebnej wannie w Watysranie starannie...
   Jacek C., dopełniacz nagiej prawdy, ale jak już da kopniaka, to obnaży całą HISTERYCZNĄ GOŁĄ BLAGĘ @+!
   28.02,2010 17:21 A liczba 21 to daje zwycięstwo w prymitywnej HAZARDOWEJ grze , zwanej OKIEM, w głowie Chlebowskiego naszego PO wszedniego, do kupy zussamen AMENT i LAMENT
   11 WYPOWIEDZI DA SJECH POR
   PO statecznej doróbce, jak Sąd Osrateczny
   17:50
   12 WYPOWIEDZI DA SJECH POR
   Co nieco o Konstancji
   2010-02-28 18:06:44
   Kanjec filma z Moskwy i Wilna
   
   O Joasi D. napisałem w syntetycznym ujęciu w numerze 152 dawnego czasopisma internetowego o nazwie Epigramist, w dzialiku Z korespondencji do Niny i Wieśka...
   
   13) I tu wreszcie na koniec nadeszła pora, aby nawiązać do zacytowanej na wstępie tych wywodów o Joaśce fraszki o ZUZI, zresztą opublikowanej dawno temu, bo bodaj na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ub. w. w Głosie Nowej Huty, z którym przez pewien czas współpracowałem. Z owej literackiej postaci Zuzi, uczyniłem na potrzeby opowieści snutych Joasi, postać istniejącą realnie, a przy tej okazji wyposażyłem ową Zuzię w cechy wszystkich moich dziewczyn, z którymi do czasu mojego ożenku miałem bliskie spotkania drugiego stopnia. Nota bene wbrew pozorom nie było tych dziewczyn wiele. Doliczyłem się ich zaledwie jedenastu, odliczając żonę Marynę, a doliczając za to dwie dziewczynki, z którymi w latach chłopięcych zabawialiśmy się w doktora. Obecnie na Joaśkę już nie poluję. Choć latem 2008 r. spotkana przypadkowo i zapytana, czy nie zawiozłaby mnie wiosną 2009 r. do Żywca, odpowiedziała, że możemy o tym jeszcze w swoim czasie porozmawiać. Ale ja Joaśce nie wierzę. Już na taką propozycję kilkakrotnie wcześniej najpierw mówiła, że nie ma sprawy, a gdy termin wyjazdu się zbliżał Joaśka piętrzyła trudności i w efekcie wiózł mnie ktoś inny. Tak więc z Joaski nie miałem i nie mam żadnego pożytku. I to już wszystko, co było do udowodnienia.
   Jacek C., we fragmencie swojego długiego żuciorysu, wątpiąc w jego opublikowanie
   27.02.2010 07:25
   PO sra in scriptum nisi jure victum ?
   
   Dożyliśmy ciekawych czasuuuf Fuj Uf !
   Rządu nierządem PO herbacie z prądem
   impotentuf Fuj ! we władzy i w seksie
   oraz przez iloraz klechuf Fuj ! na indeksie
   Nie będę ich wynieniał, tę bandę grandę,
   będą mieć rozliczenia z Panem Volandem,
   z Mistrza i Małgorzaty Władcą Piekła,
   bo tej bandy wspólna granda już dopiekła
   A Lolek, co tam woźnym Sądu od dawna
   wściekły czeka i wywieszona przezeń
   dla gnid bez Honoru i Godności vocanda
   A mechanizm Sądu Osratecznego tak prosty,
   kak Czarownic sPOd Łysej Góry kij od miotły
   
   Jacek C., placek, ale pełen Godności i Honoru
   Aktusralna całość jest w pliku erotyka i polityka, zmieszane razem pod gazem, do kupy i do DUPY

ODPOWIEDZ

Finał Jacek placek się go imał

~Jacek C. placek

2011-07-16 23:02:06

Motto:
   Niejeden by nie zaczynał,
   gdyby mógł przewidzieć finał
   
   (J. I. Staudynger)
   
   Jacek C. placek nie wytrzymał
   POPiS dał, wydumał i wydymał
   machnął lewą nogą w biegu na polecenia Pana Wolanda
   
   Uwaga od autorska: Kiedyś obiecałem zaprzyjaźnionym farmaceutkom w naszej osiedlowej Aptece, że napiszę to coś i napisałem. A owo coś, jak się zorientujecie świadczy o mojej znacznej erudycji z zakresu wiedzy filizoficzno-religio znawczej, historycznej, literaturoznawczej, seksuologicznej, a nawet gastronomicznej. Zaś wracając do farmaceutek, to w zamian one dają mi wszystkie możliwe promocje przy zakupie niezbędnych w moim wieku lekarstw. Po tym przydługim wprowadzeniu, wreszcie to coś. Ten Hymn już jest w tym pliku, bodaj na str. 123. ale tu jest jego ostateczna wersja, po drobnych poprawkach. Ów Hymn jest moim najwybitniejszym i bilansującym prawie wszystko, co powiedzieć można w tym temacie. Nawiasem mówiąc jeden z zastępców dyrektora w zacnej Firmie C*** w Pokrakowie, z lubością nadużywał tego zwrotu, popularnego zresztą w tamtych czasach i raz za razem powtarzał: W tym temacie panie kolego, to nie ma sprawy... Chociaż sprawa była a, jakże... i to poważna. przyp. mój
   
   WSTĘP
   Ja Jacek C., choć od Ja zacząłem zdanie,
   nie jestem, jak Bolek durniem i za kasę draniem.
   Jeśli idzie o Libertasa kasę
   Bolek jest czasem mądro durnym kutasem
   Jacek C. , za to, za zgodą Wolanda
   ubóstwia Kobiety...
   Choćby ich cała banda była... niestety !
   Uwielbia Kobiety, jak z... kapustą kotlety !
   Lecz czasem czy wy wiecie, rozumiecie
   też jak musztardę po z sutkami obiedzie...
   Tyle tytułem wstępu,
   teraz pora od wstępu do ustępu.
   
   DOKOŃCZONY I UZUPEŁNIONY HYMN DO BABSKIEJ PUPY
   
   Ateiści i biskupy
   modlą się do babskiej pupy.
   I wszelakiej maści klechy
   też szukają w niej pociechy.
   Agnostyk jest także skory
   klęczeć przed nią do tej pory.
   Wielbi też ją oczywista,
   nawet ja... stary deista.
   
   Na tę pupę ma też placet
   i bezwyznaniowy facet.
   
   O tych babskich pup wiktoriach
   poucza nas też historia.
   Tu się sprężę, nie da rady,
   dam z historii dwa przykłady.
   
   Więc Walewska... starca żona,
   uwiodła Napoleona.
   Ten za z nią amory dziarskie
   stworzył Księstwo, nam...
   Warszawskie.
   
   Tak napoleoński potwór
   stworzył dziwny dość dziwotwór,
   który też się dziwnie zwał,
   no i dziwnie krótko trwał.
   
   A zaś Ewelina Hańska,
   była w sprycie bardziej drańska.
   Długo zwodziła Balzaca.
   Spryciula z niej była taka.
   Całe lata go zwodziła,
   poczta tylko nadchodziła,
   lecz nim zmarł... go poślubiła.
   
   Ale zanim to się stało
   Balzac wycierpiał niemało.
   Męczył widać się nieludzko,
   bo stworzył Komedię ludzką.
   
   Obie... mówiąc między nami,
   związały się z Francuzami.
   To znamienne, nawet dziś dość:
   górą wciąż francuska miłość.
   Choć po reformach SZKODNICTWA
   młódź
   trzeba ze smutkiem tutaj dodać,
   po prostacku mówią i po chamsku
   ZRÓB MI QRVA LODA...
   Kiedy rządzi młodym chamstwem
   CHUUUĆ @
   Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę
   Maria Konopnicka Przed sądem
   Pójdź eto do wiedzy tfuj Fuj... klucz
   
   Jeśli już mowa o Francji,
   Ludwik któryś tam numer
   i nie arbiter elegancji,
   omotany został przez niejaką
   Madame de Pompadour...
   Nie zrobiła z niego kapcia,
   jak Lolek ze Staska
   z Raby Wyznej,
   co razem przysłużyli się
   OJCZYŹNIE.
   Że nawet Wolandowi
   ta przysługa tak dopiekła,
   iże Lolek już sruuu !
   na samym dnie Piekła @
   Wracając do Madamy
   wiedzcie Pany i Chamy -
   miała ona tyle czaru,
   że zawlokła Luja do
   buduaru.
   A w jej buduarze,
   francuski zwyczaj każe
   Madame de Pompadour,
   za otrzymane de do nazwiska
   zrobiła z wuja Luja
   ABAŻUR @
   I z buduaru, jak chciała
   Francją sterowała !
   
   Ale z biegu wydarzeń
   widać że Światem rządzą
   seksistowskie wszarze @@
   A biedne Kobiety... niestety,
   tylko im smażą kotlety
   Odsmażają im te kotlety jeno
   na pożytek kleszym cmentarnym...
   HIENOM...
   
   Niech się koniec hymnu święci:
   wokół pupy świat się kręci.
   
   Jacek C. placek na bis, wznosząc toast na zdrowie Dziewczyn
   03.06.2009 13:50
   Komentowany artykuł: Kobieta kobiecie wilkiem [307]

ODPOWIEDZ

Do działalności w Związkach

~Jacek placek

2011-07-19 07:46:13

wesoło i smutnie, jak to w życiu bywa...
   
   Zresztą tak bilansując swoją działalność w reżimowych związkach zawodowych muszę stwierdzić, że niebagatelne znaczenie miało nasze poczucie humoru i dowcip, czasem do brany trafnie, a czasem też trafnie, choć całkiem nieświadomie. O dwóch takich, skrajnie różnych przypadkach opowiem, bo warto.
   Pierwszy przypadek miał miejsce podczas któryś Krajowych Targów w Poznaniu, kiedy po wieczornym zamknięciu pawilonu z obuwiem, gdzie podczas dnia ja przeprowadzałem wśród zwiedzających ankietyzację kolekcji kierunkowej wzorów obuwia jeszcze Belapo, przy czym mając spore rozeznanie w gustach Polek i Polaków już z góry wiedziałem, które z wzorów podobać się będą najbardziej. I tak dziwnie się składa, że nigdy się nie pomyliłem. Ale do rzeczy.
   Otóż, po wspomnianym zamknięciu pawilonu, kiedyś, zresztą nie jedyny raz, zebraliśmy się w pokoju hotelowym, w którym zamieszkiwali Henryk Kaźmierczak i Kazimierz Stanko, na prywatne podsumowanie dnia, połączone z częścią rozrywkową, bo towarzystwo bywało mieszane. I podczas właśnie tego spotkania padła propozycja, abyśmy opowiadali dobre dowcipy. Już dziś nie pamiętam pełnego składu osobowego na spotkaniu, natomiast pamiętam, że propozycja padła od Kaźmierczaka, który też znał owych dowcipów sporo, ale najlepiej pamiętam dowcip, który opowiedziałem ja sam, bowiem otwarł mi on na wiele lat drzwi do gabinetu Stanki na tyle, że mogłem wchodzić poza kolejnością w każdej chwili oraz nastawił Stankę do mnie na tyle pozytywnie, że w wielu sprawach pracowniczych, na których załatwieniu mi zależało, w miarę możności Stanko pozytywnie załatwiał.
   I wreszcie ten dowcip.
   Wiosennym, słonecznym rankiem, przez łąkę pełną zieleni i wiosennie kwitnącego kwiecia, szli sobie na majówkę ojciec byk z bykiem synkiem. Ojciec kroczył dostojnie, konsekwentnie, ale ciężko, natomiast synek, taki bardziej byczek Fernando, podskakiwał, odbiegł od taty, powąchał jakiegoś kwiatuszka. No i tak sobie szli. Nagle synek stanął, jak wryty, zapatrzył się bystro hen gdzieś tam pod las, wrócił pędem do taty i powiedział zadyszany:
   Tatko, tam pod lasem pasie sie stadko krówek! Może byśmy tak podskoczyli i zerżnęli jedną?!
   A ojciec mu na to:
   Tylko se nie podskoczyli. Tylko – synku – nie podskoczyli. Pójdziemy powoli i... zerżniemy wszystkie.
   Ten dowcip wymaga pewnego jeszcze komentarza. Tego nie muszę wyjaśniać, że mówi on o przewadze dojrzałego mistrzostwa nad jurną młodością. A w tamtym czasie jeszcze wtedy zastępca dyrektora d/s technicznych Kazimierz Stanko był jurnym ledwo trzydziestoletnim kawalerem, któremu w dodatku Zjednoczenie zafundowało stałe noclegi w luksusowym na tamte czasy Hotelu Cracovia, żeby nie musiał co dzień do Belapo dojeżdżać z Chełmka i po zakończeniu pracy do Chełmka wracać. Nie wykluczam, że Stanko używał sobie z okupującymi bar hotelowy peerelowskimi prostytutkami dewizowymi i uważał się już za takiego mistrzowskiego byka+ojca podczas, gdy według obecnych był zaledwie dopiero bykiem synkiem. Mówiąc zaś nawiasem owo lożowanie Stanki w Cracovii rychło się skończyło, bo ktoś usłużny ? doniósł o tym nadużyciu ? do KD PZPR Podgórze. Wezwano Stankę na tzw. dywanik, a Zjednoczenie zmuszono do odwołania dalszych rezerwacji pokoju hotelowego. Stanko zaś wkrótce dostał mieszkanie z puli Celapo na Osiedlu Słomiana i ożenił się z Krysią Kałwak.
   A teraz dowcip numero duo.
   Cała rzecz wymaga pewnego wprowadzenia. Odbywała się właśnie jedna z narad tzw. w tamtych latach kolektywu ?, który składał się z członków dyrekcji, sekretarza POP PZPR, przedstawiciela rady zakładowej, w tym przypadku mnie... przyp. mój oraz zmieniających sie pracowników określonych komórek organizacyjnych, referujących interesujące kolektyw zagadnienia, dotyczące CLPO. Tymczasem nastąpiła przerwa w naradzie, ponieważ kolektyw czekał na osobę, która miała przedstawić materiały i zreferować następne zagadnienia. Wobec tego dyrektor zadysponował dla członków kolektywu, w zależności od wyrażonych przez nich życzeń kawy lub herbaty. Sekretarka dyrektora je rozniosła pomiędzy członków. Ponieważ przerwa się przedłużała, ktoś z obecnych rzucił hasło:
   Może będziemy opowiadać dowcipy. Kto zna jakiś dobry?
   Wtedy ja, jako pierwszy opowiedziałem następujący:
   Do Krakowa z jakiegoś grajdołka przeniosło się małżeństwo i zamieszkało w gierkowskim bloku spółdzielczym na osiedlu. Któregoś ranka żona woła do męża:
   Józuś! Brałeś prysznić?
   A na to wywołany do odpowiedzi Józuś:
   Wszystko, co w tym domu... Qurwa ! zginie, to od razu jaaa !!!
   Tu muszę dodać, że po raz pierwszy w tej naradzie uczestniczył kumpel Stanki z Chełmka niejaki inż. Dyląg, przeflancowany z PZS Chełmek, gdzie według krążących plotek rozwalił całą produkcję, będąc zastępcą dyrektora d/s produkcji, więc po znajomości przygarnięty został przez Stankę, na stanowisko również zastępcy dyrektora d/s produkcji doświadczalnej, bo z tą niedużą, jedno zmianową produkcją o zmniejszonych normach ilości par produkowanych na zmianie jakoś ów inżynier sobie poradzi. Kiedy skończyłem opowiadać powyższy dowcip rozległy się śmiechy, ale nad nimi górował głośny o taki od ucha do ucha śmiech Dyląga. A ja dopiero w tym momencie uzmysłowiłem sobie, że dowcip jak ulał pasuje do inż. Dyląga, który jeszcze na domiar złego ma na imię Józef.
   Trzeba wszakże pochwalić inż. Józefa Dyląga, że wykazał się on dużym poczuciem humoru, a mnie całe to zabawne qui pro quo zaowocowało otwartymi drzwiami do jego gabinetu i dużym plusem, jaki miałem u niego do ostatnich dni mojego zatrudnienia w CLPO.
   A teraz będzie dla odmiany trochę o smutku, a trochę o radościach, jak to w życiu bywa.
   W CLPO mieszczącym się już przy ul. Zakopiańskiej 9 i liczącym już sobie trochę lat istnienia, zaczęli umierać już w pierwszym rzędzie emeryci i renciści, których Celapo odziedziczyło po Zakładzie PZS Chełmek przy ul. Sołtyka w Krakowie. Oczywiście dziś już nie pamiętam ani ich liczby, ani ich imion i nazwisk, choć wykreślani byli z listy członków reżimowego związku zawodowego, a członkowie ich rodzin otrzymywali statutowy zasiłek pogrzebowy, a często także zapomogę z funduszu socjalnego Celapo. Pamiętam natomiast znakomicie, że jeden z emerytów, który pojechał do jednej z miejscowości uzdrowiskowej na dolnym Śląsku w okresie jesienno-zimowym bezpłatnie, z bezpłatnymi biletami tam i powrotnym przejazdu 2 klasą pociągu osobowego PKP i z zaleceniem lekarza-klimatologa, wskazującym miejscowości wskazane przy jego aktualnym stanie zdrowie oraz ze skierowaniem na bezpłatne dwudziesto czterodniowe leczenie z zakwaterowaniem i całodziennym wyżywieniem, otrzymanym z rady zakładowej reżimowego związku zawodowego, ale niestety, z kolejowego biletu powrotnego już nie skorzystał, bowiem zmarł w owej miejscowości uzdrowiskowej. CLPO stanęło jednak na wysokości zadania zorganizowało transport jego powłoki cielesnej do Krakowa oraz pogrzeb i wieniec na swój koszt. Na marginesie tej smutnej sprawy jeszcze lepiej pamiętam niejaką śniadą brunetkę Irminę Wojniak, pracownicę działu księgowości, zdrową na oko, jak koń, chociaż konie w przeciwieństwie do niej chorują, która tylko sobie znanym sposobem uzyskiwała co roku orzeczenie lekarza-klimatologa, wskazujące i zalecające leczenie jej w określonych miejscowościach i co roku w porze letniej, bo miała dzieci, stąd przysługiwało jej prawo do leczenia w miesiącach wakacyjnych, wyłudzała od rady zakładowej tychże reżimowych związków zawodowych w CLPO, mimo naszej niechęci, skierowanie na leczenie sanatoryjne z wszystkimi wymienionymi wyżej uprawnieniami. Taki to sposób spędzania płatnego miesięcznego urlopu wypoczynkowego wymyśliła sobie ta bezczelna Peerelówka i konsekwentnie go realizowała, a reżimowa rada zakładowa była wobec jej poczynań bezradna. Po urlopie, skorzystawszy z bezpłatnego biletu powrotnego wracała zadowolona, mając zapewne w pamięci sanatoryjno-seksualne bliskie spotkania trzeciego stopnia, z których słynęła w tamtych czasach spora część Peerelówek, zwanych nawet kur.. acjuszkami, ale też oczywiście spora część Peerelczyków i domywszy sobie kuciapę, podejmowała dalsze zatrudnienie w Celapo.
   Zaczęli jednak oprócz emerytów i rencistów, wymierać także pracownicy CLPO, w wiekszości na raka różnych organów i różnych jego postaci z tym, że pracownice głównie na raka piersi lub szyjki macicy, które są można rzec... chorobami zawodowymi kobiet zwłaszcza w okresie przekwitania. Oczywiście tu znów nie jestem w stanie wymienić wszystkich imion i nazwisk wszystkich zmarłych kobiet i mężczyzn. Poprzestanę na kilku zapamiętanych. Jako pierwsza, już w nowym obiekcie zmarła Kazimiera Przybyłowa, członkini pierwszego składu osobowego rady zakładowej do której trafiłem, jako etatowy jej sekretarz po zdjęciu mnie ze stanowiska kierownika pracowni prognozowania i badań rynku... Kazka walczyła z rakiem wątroby, chodząc pracując do ostatnich dni w magazynie zbytu, którego był bodaj kierowniczką podczas, gdy jej mąż Tadeusz, był mistrzem na oddziale rozkroju wierzchów.
   Następnie zmarła, również na raka majstrowa oddziału szwalni zakładu produkcji doświadczalnej Maria Migasowa, kobieta w wieku klimakterycznym. Pamiętam to doskonale, ponieważ zostałem zobligowany przez dyrekcję do wygłoszenia mowy na jej pogrzebie. Pisałem tę przemowę w pocie czoła przez kilka godzin. Ponieważ zmarła cieszyła się sławą dożartej cholery, przyjąłem zasadę starożytnych Rzymian, że o zmarłych albo tylko dobrze albo nic i w przygotowanym tekście podnosiłem jej wielorakie zasługi dla CLPO. Następnie uczyłem się przez dwa dni tego tekstu na pamięć, by w końcu na pogrzebie połowę zapomnieć podczas jego wygłaszania trzęsącym się z tremy głosem.
   Drugi raz spotkało mnie to, kiedy zobligowany przez dyrektora Stankę miałem go reprezentować na naradzie wszystkich dyrektorów zakładów kluczowego przemysłu skórzanego i wystąpić w imieniu CLPO, mówiąc o aktualnych pracach badawczych, które CLPO może zaoferować ich zakładom. Tym razem trema zeżarła mnie do tego stopnia, że nie wystąpiłem wcale. Jednak po powrocie Stance wytłumaczyłem, że powodem była rażąca dysproporcja pomiędzy opowieścią o poczynaniach CLPO, a podstawowymi potrzebami zakładów, z którymi się one borykały, jak na przykład braki zapasów węgla w obliczu zbliżającej się zimy. Autentyczne. Stanko uznał moją dezercję za usprawiedliwioną.
   Następnie zmarł członek rady zakładowej lubiany przeze mnie Tadeusz Niewitowski, na serce. Pogrzeb odbywał się w miejscu jego zamieszkania poza Krakowem bodaj w okolicy Krzeszowic.
   Byłem na pogrzebie z delegacją rady zakładowej i wieńcem, ale nie musiałem przemawiać, bo wręczył mnie w tym samorzutnie i niespodziewanie jeden z pracowników montażu obuwia, który widać to lubił i miał o tyle rutynę, że w improwizowanym spiczu pieprzył takie farmazony, że aż miło było posłuchać mi posłuchać, pomimo autentycznego mojego żalu za nieboszczykiem.
   Zmarła na raka piersi pracownica działu zatrudnienia i płac Kazimiera Luzarowska, żona konstruktora obuwia Tadka także zatrudnionego w Celapo. Była brunetką o białej karnacji, też w wieku menopauzy.
   Na koniec zostawiłem sobie jeszcze odejścia czterech osób, ponieważ do ich odejścia mam szczególny stosunek uczuciowy.
   
   Po pierwsze: nieodżałowanej pamięci Kasię, której nazwisko niestety dziś umknęło nawet niemal doskonałej, a jednak ułomnej mojej pamięci wstecznej... chodzi mi po głowie nazwisko Szczepańska, ale to jest nazwisko innej Kasi, która pracowała w księgowości materiałowej, a za dodatkowe wynagrodzenie była też księgową rady zakładowej, przyp. mój. Nieżyjąca Kasia była cichą, pracowitą i dokładną w pracy sprzątaczką pokoju rady i całego I piętra dyrektorskiego, która nigdy nie uskarżała się za niski zarobek, w przeciwieństwie do innych sprzątaczek, które sprzątały powierzone im pomieszczenia nie przez dłuższy czas niż dwie do trzech godzin dziennie i domagały sie nieustannie podwyżek płacy, rzekomo niskich, chociaż gdyby je przeliczyć na ośmiogodzinny dzień zatrudnienia ich wynagrodzenia odpowiadałyby płacom asystentów w pionie badawczym. Kasia odeszła od nas w wyniku raka piersi, w okresie trwającej menopauzy, po nieskutecznym leczeniu naświetlaniami, po których dopóki mogła jeszcze wykonywała swoje obowiązki równie dokładnie.
   
   Po drugie: nieodżałowanej pamięci mgr inż. Jurka Bisagę, przewodniczącego rady zakładowej, pełniącego tę funkcję społecznie, a zawodowo będącego kierownikiem działu przygotowania produkcji w okresie, w którym trafiłem do rady, jako jej sekretarz etatowy, któremu zawdzięczamy z Maryną to mieszkanie M-3, w którym pomrzemy, a które uzyskał on dla mnie w ostrej o nie walce z kontr kandydaturami, w okresie kiedy dzielono już końcówkę puli mieszkań przyznanych CLPO, jako przedsiębiorstwu jeszcze rozwojowemu ?, ale już istniejącemu dziesięć lat. Jurek odszedł na skutek raka mózgu zoperowanemu i naświetlanemu również nieskutecznym. Podobnie, jak Kasia, do ostatnich tygodni przychodził do pracy z obandażowaną głową i ubytkiem kości czaszki. Starał się nadal pracować, chociaż żrący go nowotwór zmienił jego dotychczasową osobowość. Pochowany został na Cmentarzu w Podgórzu nie pomnę w którym roku, w końcówce pierwszego pięciolecia lat siedemdziesiątych ub.w. , bowiem nie było go na tradycyjnym oblewaniu mojego mieszkania, w którym uczestniczyła inż. Stanisława Szybalska przewodnicząca komisji mieszkaniowej, mająca też swój udział w przyznaniu mi tego mieszkania oraz Krysia już Kalicińska, o której jeszcze będzie mowa w dalszym toku tych wspomnień rozliczeniowych.
   
   Po trzecie: nieodżałowanej pamięci mgr ekonomii Tadeusza Jakubowskiego, który ze stanowiska głównego księgowego w Krakowskich Zakładów Farmaceutycznych Polfa przy ul. Mogilskiej przybył do Celapo, początkowo też na stanowisko głównego księgowego, a następnie awansował na stanowisko zastępcy dyrektora d/s ekonomicznych i w ramach tej funkcji nadzorował zakład ekonomiki w którym pracowałem w pracowni organizacji produkcji.
   Na stanowisku głównego zastąpił niejakiego mgr Władysława Bewszkę, który jako główny księgowy koncentrował się wyłącznie na piętrzeniu pracownikom trudności w rozliczaniu delegacji służbowych. Po zejściu ze stanowiska głównego księgowego ów Władek, bo przeszedł ze mna na ty, wylądował miękko również w zakładzie ekonomiki, gdzie kilka lat opracowywał jakiś niekończący się temat, który już nie pomnę... czy kiedykolwiek został ukończony. A był tak bezczelny, że potrafił nawet mnie odebrać jedną z pracownic Ewę Nowak twierdząc, że on ma ilość pracy nie do udźwignięcia w pojedynkę. Zgodziłem się ponieważ wiedziałem, że moje pracownice nie są specjalnie przeciążone pracą, choć wykonywały jej więcej niż ów Władek. Tak więc na tamte lara byłem bardzo złym kierownikiem. Powinienem bowiem bronić, jak lew Ewy Nowak. Ewa mieszka na naszym Osiedlu, rozmawiamy serdecznie ze sobą, więc zapytam ją kiedyś przy okazji, czy ten sławny temat Bewszki został kiedyś skończon y? Muszę jeszcze się zatrzymać przy owym Władku. Pochodził z Dębicy, był bezdzietnie żonaty i mając ponad pięćdziesiąt lat i srebrno siwy łeb, używał samoopalacza i robił za młodego lovellasa. Podrywał zresztą nieskutecznie... rzadką blond-pindę, około trzydziestoletnią panienkę Barbarę Świszczowską, która wsławiła się dwoma czynami.
   1. Uzyskała jeszcze przy pomocy Bewszki zgodę na robienie doktoratu z ekonomii, z oddelegowaniem na okres dwóch lat od pracy w Celapo, ale przy pozostawieniu jej pełnego wynagrodzenia, jakie wcześniej w Celapo otrzymywała. Po tych dwóch latach wróciła wprawdzie do zatrudniającego ją Celapo, ale bez żadnego tytułu „dochtorskiego”, a na domiar złego Celapo nie wyegzekwowało od niej ani złotówki zwrotu za pobierane przez nią, przez te lata wynagrodzenia, bez świadczenia pracy na rzecz Celapo i bez warunku otrzymania stopnia dochtorskiego ?. Dyrekcja wprawdzie próbowała to, choć w części wyegzekwować, jednak przepisy były tak idiotycznie skonstruowane, że nijak tego zrobić się nie dało.
   2. Kiedy Peerel już się chwiało, jako jedyna w Celapo bohatersko zażądała wypisu jej z reżimowego związku zawodowego, co przyjęliśmy z niemałą ulgą.
   Przepraszam zmarłego Tadeusza, z którym także byłem na ty, ale musiałem odbiec daleko od Ciebie, żeby niedobra krew mnie nie zalała. Natomiast Tadeusz, bez doktoratu, postanowił wykorzystać czas pracy ośrodka obliczeniowego, który już był wyposażony w ów komputer Odra 1204 i po którym szwendało się około sześćdziesięciu pracowników z kierowniczką mgr matematyki Krystyną Zawirską, spóźnioną mężatką Dyras, zlecił ośrodkowi opracowanie programu rozliczania elektronicznego czasochłonnej a ważnej gospodarki materiałowej i ów program, choć z bólami porodowymi ale nie Dyrasowej, która w końcu urodziła także synka, został w Celapo wdrożony. Poza tym Tadeusz był pierwszym w Celapo głównym księgowym z prawdziwego zdarzenia, który dbał o interesy finansowe Celapo, wykorzystując wszystkie luki w przepisach prawnych i interpretując je na korzyść Celapo. Następca po śmierci tragicznej Tadeusza... mgr Stanisław Kijania już tego talentu nie posiadał i sprawa cofnęła się niemal do czasów Bewszki. Zaś tragiczna śmierć Tadeusza nastąpiła podczas jego jazdy małym Fiatem na urlop wypoczynkowy w okolicach bodaj Bochni lub Brzeska w słoneczne przedpołudnie. Pośrednią najprawdopodobniej przyczyną była poprzedzająca śmiertelny wypadek samochodowy awantura choleryka Stanki, jaka dochodziła zza drzwi jego gabinetu, a po której w drzwiach ukazał się podenerwowany Tadeusz, po czym tym Fiacikiem odjechał spod Celapo. Dla Tadeusza było natomiast charakterystyczne, że nigdy nie podnosił głosu, więc w tej awanturze z cholerykiem Stanko był z góry przegrany. Osierocił żonę i studiującego syna. Na złość Stance iżby mu pośrednio wytknąć, że jest przyczyną tego śmiertelnego wypadku napisałem proponowany przeze mnie wzruszający, wkładając w niego wszystkie swoje umiejętności... tekst mowy pogrzebowej dla przedstawiciela dyrekcji, ale Stanko go odrzucił twierdząc, że takie mowy możemy sobie wygłaszać my literaci ? na wspólnych stypach. Miał bowiem mylne przekonanie, że ja faktycznie z jakimś klanem literackim się spotykam po jakichś artystycznych piwnicach. Jednak sumienie go chyba ruszyło, bo podesłał do mnie niebawem kierownika działu spraw pracowniczych mgr Pietrunika, który miał tę przemowę wygłosić i ten wykorzystał mój tekst, który mu dałem, ale go nieco spieprzył.
   Kończąc dodam, że wszystkie Osoby, które odeszły dostały ode mnie tutaj to, co im się słusznie należało, ale opisana wyżej kuracjuszka oraz wraz parka także dostała to, co się im wspólnie jeszcze słuszniej się jej należało ?!
   
   Jacek placek, dzielący sprawiedliwie to, co sie komu należy

ODPOWIEDZ



Wydawca portalu HOTNEWS.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści  zamieszczane przez użytkowników tejże strony. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.



Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę